via Wykop Mobilny (Android)
  • 10
W jednej z białostockich galerii handlowych doszło dzisiaj do nieprzyjemnej i bardzo tajemniczej sytuacji. Jak wszyscy wiemy, sytuacja jest bardzo trudna, zwłaszcza w gastronomii, ale i na całym świecie. Chociaż sklepy są już otwarte, to jadłodajnie sprzedają potrawy tylko na wynos. Wszystkie stoliki w centrum handlowym zatem zniknęły, a ławki i blaty zostały otoczone taśmą ostrzegawczą z napisem „zakaz siadania i konsumpcji”.

Złaknieni normalności ludzie zapragnęli pierwszych od wielu miesięcy sobotnich zakupów, a że mróz srogi, to niektórzy zgłodnieli przy tym. Kupowali więc jedzenie - niby na wynos - ale oddalali się z nim w kąty, kąciki i tam łapczywie zjadali wszystko w lęku, ze strachem rozglądając się na boki. Ktoś wpychał sobie w usta zraza, ktoś kluski, inni pizzę, a jeszcze inni panierowaną rybę. Gorzej z zupami. Wydawane są teraz w takich plastikowych wiaderkach, bez łyżek, bo jest zakaz wydawania sztućców ludziom, żeby nic nie jedli, żeby nie mogli zjeść żadnego jedzenia. Ale oni jedli. Rękoma wkładali sobie do ust potrawy, a zupy wypijali z tych wiaderek bezpośrednio ustami, siorbiąc przy tym rozkosznie. Nielegalna konsumpcja trwała jakiś czas. Odwróceni do ścian, skuleni i przerażani przeżuwali ukradkiem. Zastraszeni, zestresowani patrzyli na boki i do góry, czy aby nie ma kamer. Były kamery. Wiele kamer. Mimo to jedli.

Nagle przybiegła sprzątaczka z mopem, ta taka w zielonożarówiastej kamizelce i ni to krzyczała, ni to szeptała: „Uwaga, POLICJA!" Jedzący wpadli w straszliwy popłoch. Słychać było głosy, że to już kolejna łapanka dzisiaj. Widać było, jak niektórzy wpychali sobie ostanie kęsy do gardeł, popychali palcami, dławiąc się przy tym. Żywność spadała im z rąk i ust na posadzkę. Inni, bardziej roztropni, wyrzucali całe porcje do koszy na śmieci.
Wśród nich stał starszy, wysoki mężczyzna z siwym w wąsem, w popielatym długim płaszczu z wełny, ze staromodną czapką z daszkiem na głowie. Pił sobie barszcz, z wiaderka go pił. Barszcz ukraiński był, więc bardzo treściwy. Ktoś w popłochu szturchnął go mocno w plecy i cały ten barszcz wylał mu się na twarz i palto. W wąsie miał więc zaplątane kawałki buraków i kapusty. Stał bezradnie w tym upokorzeniu i otrząsał się z zupy.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach