Właśnie się dowiedziałem, że po wieeelu wielu próbach, rozczarowaniach, urojeniach, staraniach przez ponad 1.5 roku w końcu... ZOSTANĘ TATĄ!!!
Właśnie trzymam w rękach test, który znalazłem na kartce z wyznaniem miłości dla Mirków, lecą łzy wzruszenia ale i przerażenia czy sobie poradzę, czy będę dobrym tatą, czy zapewnię wszystko mojemu maluchowi...
to uczucie, gdy przychodzi do Ciebie Twoja dziewczyna a matka sobie przypomina, aby Cie upomnieć, że nie umyłeś wanny tydzień temu i jesteś straszny brudas z tego powodu.
Poznałem kiedyś laskę. Węgierkę. Na Łotwie. Na projekcie. Nie jakaś super dupa, z twarzy 7/10, ciało 7+/10, pic rel. Mega sympatyczna, od pierwszej imprezy dobrze się ze sobą czuliśmy, wydawało mi się, że na mnie leci, wtedy jeszcze ją delikatnie ignorowałem, przyjechała na projekt dwa dni później, byłem wtedy już zapoznany z innymi dziewczynami. Szybko jednak jej szczera, serdeczna i przesympatyczna osobowość do mnie przemówiła. Postanowiłem w końcu spróbować swoich szans, na którejś z imprez mocniej do niej podbiłem.
BAM! Ma chłopaka. Spoko, bywa, przeszliśmy na projektowe koleżeństwo, trochę szkoda, ale pff, i tak miała z tego być wakacyjna przygoda. Poza dobrze zapowiadającą się akcją w jeziorze w świetle księżyca (zaraz po wybiegnięciu z piekielnie gorącej sauny), nic się nie stało (wtedy też nie, ale każda inna laska by dała się porwać klimatowi). Po projekcie ona pojechała do Węgier, ja się jeszcze włóczyłem po Litwie, Łotwie i Estonii przez jakiś czas, aż mi się znudziło i wróciłem do domu. Od wtedy dużo gadaliśmy. Na fejsie znaczy. Pisaliśmy właściwie dzień w dzień, trochę #!$%@? o codziennym życiu, trochę wymiany doświadczeń kulturowych, trochę o filmach, ogólnie relacja koleżeńska bez żadnych podtekstów. Po jakimś czasie zaczęła narzekać, że jej facet jest #!$%@?, mają kryzys, ogólnie to chyba już koniec.
Wypadł mi wyjazd do Budapesztu. Ugadałem się z nią, że po weekendzie wpadnę do jej domu rodzinnego nad Balatonem i parę dni zostanę. Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Mieszkała z rodzicami w cudownym domku kilkaset metrów od jeziora, ogródek z krzewami z ostrymi papryczkami, drzewkami figowymi z pysznymi owocami, sielanka. Mieliśmy spędzić tam dwa dni, potem ruszyć do jej miasteczka akademickiego, bo miała zajęcia. Włóczyliśmy się nad Balatonem, odwiedziliśmy ruiny średniowiecznego kościółka, pojechaliśmy do świetnej winnicy, piliśmy fröccs (po naszemu szprycer) z jej znajomymi z dzieciństwa. Pomagaliśmy w gotowaniu obiadów, jedliśmy tradycyjne węgierskie dania, jej rodzice przyjęli mnie królewsko. Było bosko, wszystko szło w kierunku jakiejś relacji, ale domek na tyle mały, że za bardzo nie było gdzie się rozwinąć, do tego dalej nie wiedziałem, jak wygląda sytuacja z jej facetem, uznałem, że wszystko wyklarujesię w jej akademiku. Połączenie alkoholu i brak sympatycznych, lecz lekko namolnych rodziców zrobi swoje. Studiuje w Veszprem (czyt. Wesprym), sprawdźcie miasteczko w Google Grafika, klimat rządzi.
Ma talent...