Ujawnione w 1994 r. radzieckie dokumenty jednoznacznie wskazują że gównym pomysodawcą ataku na Południe Korei był Kim Ir Sen. Co najmniej od stycznia 1949 r. zabiegał on o zgodę Stalina na podbój Południa. Stalin był inicjatorem konfliktu, który mógł przerodzić się w III wojnę światową. O tym jakie były podobieństwa tamtej wojny do tego co dziś dzieje się na Ukrainie mówi brytyjski historyk Max Hastings.
Max Hastings: Nie sądzę, by Stalin kiedykolwiek wierzył w siłę reakcji Zachodu w Korei. Stalin nigdy nie wątpił, że Zachód był zarówno gotowy, jak i chętny do obrony Europy Zachodniej przed jakąkolwiek inwazją. Sądził jednak, że w umysłach Waszyngtonu i innych stolic zachodu Korea jest gdzieś na marginesie, że tam można małymi nakładami bardzo wiele osiągnąć. To jest podobny sposób do dzisiejszego myślenia Putina. Gdyby Putin zrozumiał, jak silna będzie reakcja na jego inwazję na Ukrainę, być może zawahałby się przed jej przeprowadzeniem. Jedną z lekcji Korei i lekcji dla całej dyplomacji jest to, że rozsądnie jest najpierw upewnić się, że przeciwnik lub potencjalny przeciwnik rozumie, co jesteśmy gotowi zrobić, a czego nie. Dyplomacja często popełnia błedy. Hitler nigdy tak naprawdę nie wierzył, że zachodni alianci będą walczyć o Polskę. Nigdy nie wierzył, bo nie nie wywiązali się ze swoich gwarancji wobec Czechosłowacji. Dlaczego w 1939 r. mieliby wywiązać się ze swoich gwarancji wobec Polski? Ale tak się stało, jak wiemy. I w pewnym sensie był to szalony gest, ponieważ ani Francja, ani Wielka Brytania tak naprawdę nie miały środków militarnych, aby podjąć skuteczne działania w obronie Polski w 1939 roku. Ale generalnie lekcja historii jest taka, że należy dążyć do uświadomienia przeciwnikom że ma się zarówno wolę, jak i środki. Ostatnio dużo piszę dla brytyjskich gazet i argumentuję, że jeśli chcemy powstrzymać Putina i dzisiejszych Rosjan przed dalszą agresją, musimy mieć i wolę i środki
Oni muszą wierzyć, że mamy środki i wolę walki, jeśli podejmie dalszą agresję. W tej chwili obawiam się, że Europa Zachodnia daje bardzo mieszane sygnały, a Stany Zjednoczone wykazują wyraźne oznaki wycofywania się w kierunku izolacjonizmu. To katastrofa dla naszej polityki zagranicznej.
W przypadku Korei musimy pamiętać, że był to swego rodzaju cud że osłabione wojną Stany Zjednoczone, które miały bombę atomową, ale armia była w fatalnym stanie w 1950 roku były w stanie zebrać wystarczającą liczbę żołnierzy, przetransportować ich do Korei i utrzymać Pusan, kiedy Koreańczycy z Północy byli u progu zwycięstwa. Jedną z rzeczy, które napisałem w mojej książce, a które nadal uważam za prawdziwe,jest to, że gdyby Koreańczykom Północnym udało się wyrzucić Amerykanów z Korei latem 1950 roku, co prawie im się udało, myślę, że jest całkiem prawdopodobne, że Amerykanie wtedy właśnie użyliby broni atomowej, ponieważ wtedy właśnie byliby wściekli. Jak śmieli ci głupi, mali ludzie ze skośnymi rzucać wyzwanie potędze walczącej o sprawiedliwość, największego mocarstwa na świecie.
A gdyby doznali upokorzenia w Korei, co prawie im się udało, to myślę, że istnieje realna możliwość, że sięgnęli po broń jądrową. To, o czym musimy pamiętać w odniesieniu do broni nuklearnej w 1950 r., to fakt, że dziś wszyscy, z wyjątkiem kompletnych szaleńców, rozumieją, że uciekanie się do broni nuklearnej całkowicie zmienia naturę konfliktu i zagraża całej planecie.
Ale wtedy ani Chiny nie miały bomby, a Rosjanie mieli ograniczone możliwości. Więc Amerykańscy generałowie wnioskowali, po co mamy walczyć z tymi "głupimi Chińczykami" w konwencjonalny sposób. Możemy ich zmieść w całości używając bomb, tak samo myśleli także amerykańscy żołnierze. ale dzięki Bogu prezydent Truman i jego sekretarz stanu Dean Acheson, rozumieli że zaangażowanie broni nuklearnej będzie przełomem i zagrozi całej planecie.