Piraci, korsarze, bukanierzy i flibustierzy.
Temat morskiego piractwa jest tak obszerny, że naprawdę ciężko rozpisać go na jednej czy dwóch stronach. Zarazem jest on tak ciekawy, że nie można go pominąć, a historię tych najsłynniejszych piratów można zapisywać na wielu stronicach. Ja osobiście lubię ten temat i naprawdę będzie mi trudno odfiltrować treści ciekawe od ciekawszych. Piractwo jest tak stare jak stara jest historia żeglarstwa w skali globalnej. Nie jest bowiem prawdą, że jeśli piraci to Karaiby. Oni byli od zawsze, byli na każdym akwenie.
Zacznę więc może od pewnej pani, zwanej królową piratów. Mowa tu o kobiecie, która zaryzykowała inwazję na Rzym, a trwoga jaką Teuta, bo o niej tutaj mowa, rzucała na swoich wrogów w latach 231 do 229 p.n.e.
Rezultatem jej działań była wojna pomiędzy Rzymem a Llirią w której to Teuta została pokonana. Kobiet w piractwie było wiele, jak zresztą widać od dawna, można by wymienić jeszcze kilka, od norweskiej księżniczki Seli, przez Ladgerdę, która była inspiracją dla Wiliama Sheakspera gdy tworzył Hamleta, krwawą lwicą z Bretanii, czyli Janne de Bellivelle, (Jeanne de Clisson) która po egzekucji męża długo gnębiła francuzów w odwecie za jego śmierć. Napadała na francuskie statki zabijając całe załogi, a wszystko w okolicach roku 1340
Wspomnieć też należy o Klausie Störtebekerze, który przewodził Braciom Witalijskim, napadał on na statki Danii i Lubeki na życzenie króla szwedzkiego, później Klaus łupił statki handlowe Hanzy na wodach Bałtyku i Morza Północnego, Jego działania również przypadają na wiek XV.
Wiek XVI to zdecydowanie czas chyba jednego z najsłynniejszych piratów, korsarzy i żeglarza a był nim niewątpliwie sir Francisa Drake.
Tutaj zatrzymam się chwilę dłużej, chociaż mam świadomość, że większość z wypiekami czeka na złotą erę piractwa. Franektak naprawdę to był niezły kozak. Napisano na jego temat ponad 200 książek, więc doprawdy nie widzę powodów by opisywać tutaj jakoś specjalnie szczegółowo jego historię. Nie da się ustalić dokładnie chronologii jego wypraw, nie da się też ustalić dokładnej daty kiedy Franciszek otrzymał pierwszy list kaperski z rąk królowej Elżbiety.
Właśnie, list kaperski. Korsarze, bukanierzy czy kaprowie, wszyscy oni to w zasadzie to samo. Byli po prostu umocowani w prawie poprzez swoich monarchów. Dla jednej strony więc korsarz był wykonującym swoją powinność najemnikiem, dla drugiej strony był morskim forbanem, od starofrancuskiego fors ban, czyli poza prawem. Jednak list kaperski dawał jeden przywilej, nawet gdy został on złapany, nie wieszano go jako pirata (w ogóle słowo pirat pochodzi od greckiego pierates co znaczy poszukujący szćżęścia w morzu), a sądzono go według prawa wojennego. Korsarze jednak mogli szybko stać się piratami a wystarczyło, że w czasie ich działań dwa zwaśnione państwa zawierały pokój. Wracając jednak do sir Francisa, o jego pierwszym spotkaniu z napisał Jacques Chastnet w taki sposób ”W tym trzydziestopięcioletnim mężczyźnie , krępym o czerwonej cerze, jasnych włosach i prostackich manierach, natychmiast zwietrzyła człowieka tego samego pokroju moralnego, co ona sama: energicznego i przebiegłego Anglika do szpiku kości, więc układ szybko został zawarty”. Oczywiście prostackie maniery nie przeszkadzały Frankowi trzymać drakońskiej dyscypliny na pokładzie, jego marynarzom nie wolno było nawet przeklinać, był tyranem i despotycznym kapitanem, który w zasadzie nie znał litości nawet dla własnej załogi. Był osobą, której się nie odmawiało.
Gdy schwytano i przyprowadzono na pokład Golden Hind znanego już żeglarza Nuno de Silve, który doskonale znał wody wybrzeży Brazylii Drake powiedział tylko, Będzie nas pan pilotował. Nuno szybko zrozumiał, że odmowa była równoznaczna z zawiśnięciem z rei, swoją drogą de Silva miał wiele szczęścia, że był Portugalczykiem, Hiszpanów bowiem Drake nienawidził szczególnie. Pominę to jak łupił Hiszpanów, jak wrócił obładowany bogactwem do Plymouth 26 września 1580r jako pierwszy kapitan, który odbył podróż dookoła świata na włąsnym statku.
Ciekawą informacją niech będzie to, że wartość jego ładunku oszacowano na milion funtów. Szczerze nie mam bladego pojęcia ale milion w roku 1750 odpowiadał obecnie mniej więcej kwocie ponad dwieście milionów. Co prawda Albion i Hiszpania nie była w stanie wojny toteż ambasador Filipa II zażądał oddania częśći łupów z jaką przypłynął Franciszek.
Elżbieta I początkowo chciała przemilczeć, ale bardzo irytowało ją to jak Hiszpanie poczynają sobie na Morzu Północnym, nakazała Złotej Łani stanąć na kotwicy w Deptford, weszła na pokład i rzekła ”Drake, król Hiszpanii zarządał twojej głowy, odebrała szpadę Drake mówiąc dalej, przybyłam tutaj by ją ci obciąć. Po czym ucałowała go i dodała, proszę powstać z kolan sir Francis”. Tak więc na złość Filipowi II nadała Frankowi tytuł szlachecki. By nie przeciągać opowieści o tej postaci, Drake był korsarzem, piratem, szlachcicem i bronią w służbie Elżbiety I.
Nie tylko Anglia posiadała swoich korsarzy, znanym i korsarzami po drugiej stronie barykady byli dwaj Francuzi, Duguay - Trouin, oraz Forbin to między innymi oni w 1702r, w czasie patrolu angielskiego kanału, co we Francji zwie się La Manche, otrzymali polecenie, od ministra marynarki Pontchartaina, zaatakowania angielskiego konwoju złożonego ze stu okrętów handlowych, które po wyruszeniu z Dunes kierowały się w stronę Hiszpanii.
Szybko okazało się, że konwój strzeżony jest przez pięć okrętów wojennych Royal Navy, wywiązała się wtedy słynna bitwa pod Devonshire, gdzie jeden z angielskich okrętów stanął w płomieniach zabierając ze sobą całą 900 osobową załogę. Jeszcze na wspomnienie o tym widowisku przenika mnie dreszcz grozy pisał Duguay – Trouin dwadzieścia lat po starciu.
W czasie swojej korsarskiej kariery Duguay – Trouin zdobył trzysta statków i sześćdziesiąt okrętów. Komandor orderu Świętego Ludwika, generał dywizji, doradca do spraw Indii, mianowany w 1729r dowódcą marynarki w Breście poprosił o przeniesienie w stan spoczynku, nie cieszył się jednak nim długo bo już niebawem po tym został wezwany by dać nauczkę Berberom, ci gdy dowiedzieli się kto został ściągnięty stali się bardzo ugodowi. Korsarz zmarł w 1736r.
Już z początkiem XVIw Francuzi i Anglicy rozkminili jeden fakt, przez Atlantyk z zachodu na wschód, za sprawą Hiszpanów płynie prawdziwa rzeka złota, które w morderczych warunkach pod naciskiem Hiszpanów wydobywa sie w kopalniach Peru i sąsiednich krain. Całe konwoje płynęły do Panamy, gdzie przenoszono je na galeony, skąd najczęściej płynęły w konwojach do Hiszpanii. Na te niezmierzone skarby ochotę mieli nie tylko złoczyńcy, rabusie, ale również członkowie znamienitych rodów, a także nie byli na nie obojętni monarchowie, przecież kasa musi się zgadzać, a o złoto i pełny skarbiec było trudno. Francuzi grzali swoje zadki na Wyspie Żółwia, Anglicy swoje ”artretyczne” ciała ogrzewali na Jamajce. Francuzi, którzy zwali się sami Braćmi Wybrzeża mieli bardzo rygorystyczne przepisy, które stanowiły o tym, co ile komu się należy. Jaki procent przypada kapitanowi, królowi, a jaki załodze. Wszyscy oni tak Francuzi jak i Anglicy czychali na Hiszpańskie złoto.
Szybko wysoko postawione osoby tak w Anglii jak i Francji rozgryzły, że to świetny biznes, więc zakupili własne okręty mustrując załogi, tak by każdemu przypadła jakaś część skarbów. W tym procederze nie zabrakło też króla Anglii czy Francji. Każdy chciał ugrać coś dla siebie.
Oczywiście nie działali oni jako piraci, lecz właśnie flibustierzy, niby korsarze, niby piraci, bo gubernatorowie tak Wyspy Żółwia jak i Jamajki nadawali im listy kaperskie w imieniu monarchów. By było śmieszniej to właśnie flibustierzy łupili nie tylko hiszpańskie galeony, ale również placówki na lądzie i miasta, wszystk opo to by zdobyć złoto dla siebie, armatora i króla. Oczywiście nie powinni oni napadać na hiszpańskie statki w czasie gdy oficjalnie ich kraje nie były w stanie wojny z Hiszpanią, jednak nie przeszkadzało im to specjalnie. Najczęściej tłumaczyli się, że informacje dochodzą zbyt późno i zbyt rzadko.
Byli oni nie mniej sławni od wielkich kapitanów, czy admirałów, którym stawiano pomniki, chociaż historia nie wspomina o nich jakoś szczególnie, a nawet pomija fakt ich istnienia. No w szkole o tym nie uczą. Przetrwało jednak imię Montbarsa – Ludobójcy. Urodzony w dobrej langwedockiej rodzinie był niemal ascetą, nie interesował go hazard, pijaństwo, czy kobiety. Od najmłodszych lat szczerze nienawidził Hiszpanów. Ulubioną torturą jaką stosował, było nacinanie brzucha wrogowi, wydobycie końcówki jelita, które przybijał do drzewa, lub masztu, następnie przypiekając pochodnią tą część ciała w której plecy kończą swą szlachetną nazwę zmuszano nieszczęśnika do biegu.
Tutaj jednak zanznaczyć trzeba że propaganda i dezinformacja nie jest tylko wymysłem współczesnym, bo takie zachowanie przypisywani Ludobójcy hiszpańscy kronikarze, podczas gdy inni twierdzili że to domena katolików lub protestantów. Faktem jest jednak to, że gdy w jego ręce trafiał galeon, robił tam krwawą łaźnię, nie brał jeńców ani nie występował o okup. Chociaż wielu od niego się odwróciło z uwagi na jego krwawy charakter, brał on do załogi Indian, którym Hiszpanie wymordowali bliskich. Montbras poszedł na dno z całą załogą pewnego dnia, nie przeżył nikt któ mógłby powiedzieć co było przyczyną katastrofy, po prostu pochłonęło ich morze. Jednak wieści o praktykach jakie stosował rozeszły się szybko, więc gubernator Kuby polecił wieszać francuzkich flibustierów bez sądu.
Nie mogę tutaj nie wspomnieć o tym, którego imię nosi całkiem dobry rum, jaki często popijamy. Tak, Henry Morgan był zdecydowanie prawdziwą osobowością, urodzony w walijskim miasteczku w roku 1635, nazwa niestety jest tak trudna że ciężko mi ją wypowiedzieć lhynhraan no pisze się to Lhanrhymni, w każdym razie nie bardzo dobrze czuł się w tamtych stronach, lubił awantuty i bójki, chciał zostać królem na jakiejś wyspie, przybył na Wyspę Żółwia, na której był raczej niewolnikiem niż królem. Szybko wyzbył sie resztek skrupułów. Mając lat 28 dalej w marzeniach miał dokonywanie wielkich rzeczy, ale jakoś z realizacją planów był słabo. Dopiero gdy jeden z jego stryjów został mianowany gubernatorem Jamajki, los trochę się do niego uśmiechnął, początkowy chyba jednak tylko półgębkiem, bo pierwsze łupy to jakieś mało znaczące łódki rybackie, czy magazyny małych hiszpańskich manufaktór, jednak dzięki wstawiennictwu stryja Heniek dosyć szybko zaczął zdobywać środki jakich potrzebował. Widząc to zaczęto powoli Morgana traktować niemal jak admirała, bo każdy jego powrót dosyć znacznie zasilał skarbiec miasta Kingston.
Ciekawostką jest to, że admirała Jamajki wybierało kworum kapitanów a wybór musiał być zatwierdzony przez gubernatora. Po śmierci admirała Mansfelda, Heniek nawet nie kandydował na to stanowisko, został wybrany przez aklamację. Zdecydowanie muszę tu wspomnieć o brawurowym rajdzie na Porto Bello, miasto którego strzegły trzy forty, a do którego na grzbietach mułów transportowano hiszpańskie złoto z Panamy. Heniek z ekipą wylądowali w nocy, zajmując niemal z marszu dwa forty, oraz szybko atakując trzeci. W procederze tym posłużył się zakonnikami i zakonnicami, które zmusił do przystawienia drabin do murów i gnał ich w przód jako żywe tarcze, za którymi kryli się marynarze z nożami. Gdy po tym wszystkim powrócił do Port Royal, impreza zdawała się nie mieć końca. Złoto sypało się strumieniem, nawet nie żądano wydawania reszty w tawernach, a panienki miały obrót jak nigdy wcześniej. Kasy było tak w opór, że zasiliła ona o jedną trzecią skarbiec korony w Londynie, który wtedy delikatnie mówiąc lekko niedomagał. Dla Morgana to wszystko jednak było mało, miał niedosyt. Heniek już wiedział że to co musi zrobić by mocno ukłuć Hiszpanów, to zaatakować Panamę. To było miasto duże ponad dziesięć tysięcy mieszkańców, wielki i ruchliwy port, wiele kamiennych budynków, w tym Gmach Skarbu, do tego liczne kościoły i klasztory. Henio jednak pamiętał, że Franek nie dał rady Panamie, Zaatakował tylko jedną karawanę w dodatku 2 mile od miasta. Morgan zaplanował wszystko w najmniejszych szczegółach a później sprawnie i niemal chirurgicznie wykonanie.
Flota stanowiąca 28 statków angielskich i 8 francuskich, władająca wspólnie siłą 239 dział i 1840 ludzi stanęła na kotwicy na wprost Chagres. Oczywiście szpiedzy hiszpańscy uprzedzili, że szykuje się jakaś gruba akcja i po zaobserwowaniu flotylli prowadzono taktykę spalonej ziemi. Oczywiście dało to doskonały efekt, brak jedzenia dla napastników a w dodatku grubo robiła im na psychikę. Ludzie Morgana musieli żywić się trawą i liśćmi a po tygodniu dosyć cięzkiej, no dobra arcy trudnej wycieczki przybyli w pobliże Panamy. No i tutaj czekał na nich już don Juan Perez de Guzman. Postanowił on bowiem przywitać zakapiorów Heńka jeszcze przed miastem, wystawił przeciwko nim 1200 piechurów, 200 kawalerzystów, sporą liczbę niewolników oraz około 30 Indian, których zadaniem było wypuścić na wroga około 1500dzikich byków.
Morgan jednak dobrze przygotował swoich ludzi, wykorzystując wynaleziony przez siebie szyk bojowy, dwukrotnie szarżującą kawalerię rozniesiono, część piechoty cofnęła się na taki widok, a reszta rzuciła się do walki. Walka trwała dwie godziny i Guzman został rozbity, no i dzikie byki, no tak. Dzikie byki natomiast miały w dupie wojowanie, zajęły się bowiem skubaniem zielonej trawy.
Na całe to wydarzenie wielu mieszkańców miasta rzuciło sie do ucieczki, unosząc ze sobą naprawdę niebywałe skarby na statki, których część zaginęła bez śladu, jak chociażby ołtarz z pełnego złota o wartości nieoszacowanej.
Rabowanie Panamy trwało trzy tygodnie, w tym czasie żadna Hiszpanka która odmawiała zabawy nie utrzymała się przy życiu. Heniek usadowił się w pałacu gubernatora, również nie stroniąc od kobiet. Chociaż kronikarze wspominają, że ta najpiękniejsza którą pojmał jako brankę, oparła mu się a Heniek nie zdecydował się jej wziąć siła. Po złupieniu i częściowym spaleniu Panamy Morgan uprowadziwszy więżniów myśląc o wzięciu dodatkowego okupu udał się w górę rzeki by dojść własnych okrętów. W międzyczasie zwrócił wolność pięknej Hiszpance, której nie udało mu się wychędożyć, a nawet dał jej eskortę by cało i bezpiecznie wróciła do domu. Oczywiście nie zmywa to z niego żadnej winy i tego do czego się dopuścił.
Ile zrabowano w Panamie? Tak naprawdę nie ma możliwości by ogarnąć to obecnie i przeliczyć jakoś sensownie. Zdecydowanie było to tak zawrotne bogactwo, że hiszpański ambasador w Londynie interweniował, iź nie godzi się tak łupić w czasie pokoju, żądając zwrotu należności.
Sam Morgan został wezwany do Londynu, bardziej jako więzień. No ale przecież bardzo się koronie przysłużył więc puszczono go na słowo honoru.
Wytoczono proces, a raczej parodię procesu, by trochę ugłaskać Hiszpanów, Heniek w stolicy zatrzymał się na trzy lata, gdzie błyszczał na salonach.
Sąd ogłosił wyrok jako wina nie udowodniona, powrócił na Jamajkę jako wicegubernator. No i cóż, nadużywanie władzy, prześladował jako najwyższy sędzia wcześniejszych sprzymierzeńców, wpadł w alkoholizm.
Zmarł w 1688r na gruźlicę i marskość wątroby. W 1692r trzęsienie ziemi zmiotło Port Royal oraz zatopiło cmentarz zabierając w morskie głębiny szczątki tego angielskiego diabła.
CDN
Komentarze (29)
najlepsze