Lata 2000-2010 w polskim budownictwie, to był czas że się na branżę nie budowlanka, ale wódowlanka mówiło. Najgorsze, kiedy po wódzie puszczały chłopakom wszelkie hamulce, co wtedy potrafiło się zadziać. Nie ma nic bardziej głupiego, niż stać się ofiarą budowlanego kawału, przeprowadzonego przez pijanych majstrów z ekipy.
Wzięły majstry i po pijaku owinęli folią strecz takiego jednego Patryka. Strecz to taka folia z rolki co się nią obkleja różne rzeczy i ona się sama do siebie przykleja. Jest tak mocna, że można nią obfoliowywać palety z różnymi rzeczami i to może jechać długie kilometry w transporcie i nic się z tym złego nie dzieje, bo ta folia jest aż tka mocna.
Owinięcie tą folią Patryka, było pomysłem takiego jednego Andrzeja, któremu ten Patryk groził śmiercią. Wszystko zaczęło się na budowlanej, wtorkowej libacji, bo jeden majster coś dni popierdzielił i przyniósł jakiś samogon, bo jakoś mu tak wyszło że w ten wtorek, myślał że jest piątek. No a skoro była okazja do świętowania i było czym świętować (to że było czym świętować, było właśnie tą okazją do świętowania) to majstry stwierdziły że będą świętować. A że była taka budowlana zasada, że kto nie pije ten podpierdala, to musieliśmy z Lejsem również w tej libacji uczestniczyć. To co przyniósł majster było tak ohydne, że nie dało się tego pić. Nawet taki jeden Ocet, typ który normalnie wypiłby wszystko, stwierdził że tego nie da się pić. Na szczęście Ocet, młody weteran libacji miał sposób na takie bełty. Ocet, wprawdzie nie robił już z nami w brygadzie, ale przychodził na peta i na bajerę do majstrów no i jak się dowiedział, że jest wóda, to nie byłby sobą, gdyby odpuścił.
- trzeba wymieszać z Kubusiem – powiedział Ocet i jako młodzi mieliśmy już z Lejsem misję, żeby iść do sklepu po kilka butelek Kubusia. I faktycznie, ten syf zmieszany z Kubusiem, dalej smakował wyłącznie Kubusiem.
Więc chlały Majstry a my z Lejsem razem z nimi. Na szczęście tej wódy nie było aż tak dużo, bo nie wiem jakby się to skończyło. W każdym razie, majstry zaczęły się kłócić ze sobą o jakieś pierdoły w stylu, który cekol jest lepszy. No i taka się dyskusja zrobiła że się Andrzejek zaczął z Patrykiem wyzywać i wtedy Patryk zaczął grozić Andrzejkowi że mu gardło zaraz poderżnie i zrobił wtedy tulipana z butelki po Kubusiu i rzucił się na Andrzejka ze słowami, że puc (czyli taki gotowiec z wiadra) jest najlepszy!
Na szczęście Andrzejka, był on dużo większy od Patryka, który był chudy i żylasty, więc go Andrzejek, powalił tęgą bułą na mordę i Patryk leżał i trzymał się za nos. Wtedy Andrzejek wziął strecza od zabezpieczania okien i Patryka zaczął owijać w taki kokon. Patryk odgrażał się Andrzejkowi jeszcze bardziej, więc jak wóda się skończyła a tym samym libacja dobiegła końca, to Andrzejek doowinął Patryka tą folią jeszcze na kilka razy i powiedział, że zostawimy go tu do rana żeby wytrzeźwiał, bo taki rozsierdzony to na pewno kogoś zabije. I w ten sposób zostawiliśmy Patryka, któremu już w tym momencie wóda tak uderzyła do łba że był już prawie nieprzytomny.
Za to rano jak go znaleźliśmy, to okazało się, że kolesiowi udało się przemieścić z jednego pokoju do drugiego, ale w całej tej akcji najgorsze było to, czym stał się teraz Patryk. Owinięty folią strecz, stał się ogromną rurką z brązowym kremem bo się Patryk w tej folii zesrał i zeszczał. No i teraz nie było komu go odwinąć. Nadmienię jeszcze, że Patryk spał w tej folii jak dziecko.
Majstry stwierdziły że trzeba by znaleźć Sznytka, bo on za peta na pewno odwinie Patryka, no ale Sznytka nie było na tej budowie, więc znów wrócił problem co z Patrykiem. Do owijania to każdy był pierwszy ale odwinąć gościa to już nie było komu.
Więc ktoś na niezłym kacu wpadł na taki plan, żeby go nie odwijać, tylko mu znaleźć jakieś takie zajęcie, żeby mógł je wykonywać zawinięty w ten kokon z folii strecz. Tylko że ciężko było coś takiego wymyślić, bo właściwie co miałby robić koleś co ma uwięzione pod folią strecz ręce i nogi?
Do tego Patryk właśnie się obudził i jak doszedł do tego co się wczoraj wydarzyło, to znów zaczął się odgrażać, że wszystkich pozabija albo dojedzie i dopiero wtedy pozabija. I chyba nie było to jedynie czcze gadanie, bo facet w swoim czterdziesto-dziewięcioletnim życiu, dwadzieścia pięć lat przesiedział w kryminale. Jeszcze dzień wcześniej się śmiał, że już za rok, będzie na wolności tyle samo co w pierdlu a za dwa lata to będzie więcej na wolności niż w pace.
Więc jego groźby, zważając na jego przeszłość, mogły nie być tylko grożeniem dla grożenia, ale mogły mieć w sobie coś z przepowiedni.
Patryk wił się na podłodze jak wściekły bezmuszlowy ślimak, no i z tego jego kokonu wypływał kolejny szczoch na podłogę, bo Patryk nawet jako gąsienica (z resztą potem tak już się na niego mówiło – Gąsienica Patryk) wciąż załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne a te po wczorajszej libacji były niczego sobie.
No i był problem co zrobić, bo z jednej strony nie można go było tak trzymać w nieskończoność a z drugiej strony istniało ryzyko, że kto go odwinie, ten pierwszy straci swoje życie lub zdrowie.
Ukryto więc Patryka w pakamerze i aż do śniadania pozostawiono go tam zupełnie samego. Tylko sobie wyobraźcie co musiał czuć skacowany Patryk, pozostawiony na cztery godziny bez picia, jedzenia i papierosów. Został tam sam na sam z samym sobą i swoimi potrzebami fizjologicznymi. Trochę się baliśmy z Lejsem, że przez tą całą akcję i nam może się oberwać od Patryka a byliśmy w tym najmniej winni, bo jako młodzi, biegaliśmy tylko po Kubusia do sklepu a dla samego Patryka staraliśmy się być neutralni.
Weszliśmy do pakamery na śniadanie. Patryk cały czas był zawinięty w folię, ale widać było, że się przemieszczał, bo zostawiał po sobie taki ślad jak ślimak. Jak nas zobaczył, to znów zaczął wszystkim grozić i drzeć się że mają go uwolnić. Najlepsze było to, że stwierdził, że jak tylko go uwolnią, to zabije pierwszego który wpadnie mu w łapska. No i jak było takiego uwolnić?
Znaleźliśmy się jako ekipa w sytuacji bez wyjścia. Najgorsze, że wisiało nad nami śmiertelne zagrożenie. Nikt kompletnie nie wiedział co zrobić z Patrykiem, który był rozsierdzony do takiego stopnia, że aż mu piana z pyska leciała.
Wtedy przyszedł mi do głowy taki plan, żeby majstry ponownie schlały Patryka do nieprzytomności, wtedy go odwiązali i dali mu się obudzić na drugi dzień, a my będziemy wtedy udawać, że nic się takiego z tą folią nie wydarzyło. Majstrowi Andrzejowi spodobał się mój plan i jako młody dostałem misję żeby iść po wódę do monopolowego. Jak wychodziłem, to plan się zmienił, żeby nie kupować wódy, tylko od razu spirytus.
Jak wróciłem, to ujrzałem, klęczącego przed Patrykiem Lejsa, który podawał mu papierosa. Wszyscy wtedy palili, bo stwierdzili że trzeba zrobić zadymę, bo Patryk już tak zaczął śmierdzieć, że ciężko było przy nim wytrzymać. No i zaczęło się powolne upajanie Patryka, a to podłe zadanie oczywiście przypadło mi i Lejsowi na zmianę, bo wszystkie najgorsze zadania, spadały w budowlance zawsze na najmłodszych w brygadzie. Więc na zmianę z Lejsem, upajaliśmy Patryka spirytusem rozcieńczonym z Kubusiem. Kurrrwa mać!!!
W końcu pod fajrant stało się to co miało się stać, czyli Patryk uległ upojeniu alkoholowemu po wypiciu prawie połówki spirytusu. Pił chętnie, bo mu Andrzej obiecał, że jak wypije to go wypuści i będzie mógł sobie kogoś zabić.
Jak już Patryk schlany był do nieprzytomności to znów pojawił się dylemat, kto ma rozciąć folię strecz. Z jednej strony było to o tyle prostsze niż rano, bo Patryk spał najebany, ale z drugiej strony rurka była jeszcze bardziej pełna kremu… Ach gdyby tylko pojawił się Sznytek.
Ale Sznytka nie było a nikt z nas nie chciał tego zrobić. My z Lejsem postawiliśmy się tym razem i powiedzieliśmy, że prędzej się zwolnimy niż odwiniemy Patryka, tym bardziej, że nie był to nasz pomysł żeby go w tę folię zawijać.
Andrzej prosił nas i prosił i nawet obiecał, że odda nam swoją jedną dniówkę ale w to akurat nie bardzo chciało nam się wierzyć. Rzuciłem wtedy żeby załatwił to z cieciem na budowie albo znalazł budowlanego Ździcha, bo taki to na pewno poradzi sobie z tym zadaniem a do tego sam już jest o tej porze tak najebany po małpkach wypijanych przez cały dzień gdzieś w piwnicy, że na drugi dzień, pewnie nie będzie pamiętał co robił dnia poprzedniego.
No i faktycznie, budowlany Ździch prawie sobie z tym zadaniem poradził, prawie bo przy okazji pociął trochę Patryka nożem do tapet a potem grzecznie powynosił do kontenera te wszystkie zasrane folie odwinięte z Patryka.
My z Lejsem zasypaliśmy cekolem ślady jakie zostawił Patryk na podłodze.
Wszystko wydawało się być piękne, Patryk spał jak niemowlę i był odwinięty z folii choć cały w gównie i szczynach, ale pojawiło się pytanie, czy zostawić go tak w pakamerze, czy zanieść gdzieś do piwnicy. Oczywiście wygrała opcja pakamery, bo Ździch sam by go nie wyniósł a nikt z nas nie chciał dotykać Patryka.
Na koniec spiliśmy jeszcze trochę Ździcha resztką Kubusia ze spirytusem żeby na pewno nic nie pamiętał kolejnego dnia i wtedy się zaczął Ździch opowiadać, jakie to on miał kiedyś premie za komuny, że wyrabiał po 120% normy, że z NRD jakieś wiatrówki i zegarki sprowadzał za te premie i że stać go było wtedy na dżinsy z Pewexu. A teraz ma wszystko w dupie, bo go nowa władza oszukała i on ma ich w dupie, dla tego się nie będzie przemęczał. To powiedział, obrzygał się cały tą Kubusiową miksturą i chyba z kilkoma litrami żółci a potem pierdlonał jak długi na glebę obok Patryka i spali obok siebie jak takie dwa niewinne bobaski...
I nareszcze mogliśmy skończyć pracę, tamtego szalonego dnia ¯\_(ツ)_/¯
Komentarze (77)
najlepsze
Pamiętam rano jak się ruszało, to zbieraliśmy się pod blokiem szefa, szef przychodzi do auta, ma foliowy worek z kanapkami od żony, zawsze
Nawet przy sobocie ( ͡° ͜ʖ ͡°)