Baśnie tysiąca i jednej nocy, czyli moja przygoda z Lenovo
Postaram się jak najkrócej, ale przy tym jak najdokładniej, nakreślić obraz sytuacji:
Laptop Lenovo Z580 zaczął mi się grzać. Na tyle, że uniemożliwiało to grę w cokolwiek, a czasami utrudniało zwykłe korzystanie z dobrodziejstw technologii. Na początku września, kilka dni przed upływem gwarancji, zgłosiłem usterkę na gwarancję w serwisie Lenovo.
Kilka dni później dostałem od nich maila z papierem do wydrukowania. Był to kwit, dzięki któremu laptopa mogłem bezpłatnie wysłać do serwisu do… Niemiec. Podobno wszystko produkty Lenovo z serii Idea idą do Niemiec. To było dokładnie 13 września, a tydzień później dostałem informację, że laptop dotarł do serwisu, a w tym mailu dostałem również zapewnienie, że, cyt.: „Prosimy pamiętać, że czas realizacji może wynieść maksymalnie 15 dni roboczych. Oczywiście zadbamy o możliwie szybkie wykonanie.”
Po upływie 19 dni roboczych i braku jakichkolwiek informacji zadzwoniłem do polskiego serwisu Lenovo (dokładnie to był czwartek, 16 października). Konsultant niewiele wiedział, ale obiecał wysłać do niemieckiego oddziału maila i w terminie do 3 dni roboczych dać mi odpowiedź.
Jak już możecie przypuszczać, żadnej informacji nie dostałem i gdybym nie zadzwonił do nich sam 24.10, to cholera wie ile jeszcze bym czekał, zwłaszcza że konsultant, po sprawdzeniu mojej sprawy, powiedział: „to nikt pana nie powiadomił?” – przez co należy przypuszczać, że odpowiedź o której napiszę za chwilę przyszła parę dni wcześniej, a ktoś tego nie ogarnął.
Co do samej odpowiedzi: sprzęt jest nienaprawialny. Na początku następnego tygodnia (czyli 27-29 października) miałem dostać odpowiednie pismo, z którym będę miał iść do sklepu w którym kupiłem laptopa i będę mógł sobie wybrać czy chcę nowy sprzęt czy zwrot pieniędzy – mowa tutaj o kwocie, którą zapłaciłem za swojego laptopa.
Kolejny telefon wykonałem 3 listopada. Konsultant stwierdził, że jeszcze tego pisma nie otrzymali z Niemiec i że on już pisze im maila z przypomnieniem. Nie wiem, może i napisał, ale ja nic nie dostałem.
Dzisiaj (17 listopada, dwa tygodnie po ostatnim telefonie) zadzwoniłem znowu. I co? Jajo. Siedź i płacz kliencie. Nasz system informatyczny jest gorszy niż PKW. Ciągle z Niemiec nie przyszło jedno głupie pismo. Od miesiąca. Wysyłane mailem. W ostatnim czasie w sprawę wprowadziłem prawnika.
Coś jest grubo z Lenovo nie tak. Niestety, na facebooku widzę, że nie jestem jedyny. „No nie gadaj że jeszcze mam czekać miesiąc, skoro czekam już od 15.10 i mnie trafia... Chcę swoje pieniądze, na lepszy sprzęt, a lenovo mojego złamanego grosza nigdy nie zobaczy.”; „Ponad miesiąc temu wysłałem laptopa na gwarancję. Diagnoza - sprzęt nienaprawialny - idzie to zniszczenia. Mam dostać kasę albo nowego. Od kilku tygodni czekam na dokument dzięki któremu będę mógł dostać nowego laptopa i nikt nie jest w stanie powiedzieć mi kiedy to nastąpi”.
tl;dr – wysłałem do Lenovo laptopa dwa miesiące temu. Miesiąc temu dowiedziałem się, że wyślą mi pismo o nienaprawialności sprzętu. Do tej pory nie wysłali.