Gdy przed czterdziestką poczułem się na tyle mocny finansowo, by marzyć o zakupie wygodnej limuzyny (miałem cztery tysiące peelenów i 15 letnie seicento), zainteresowałem się kia rio. Ten samochód był w zasięgu moich finansów, ponieważ ta marka brzydziła ludzi lubiących robić na innych mocne wrażenie (podobnie jak kiedyś honda). Ponieważ jestem prostaczkiem, nie mam potrzeby imponować ludziom marką, za którą trzeba solidnie zapłacić - póki co nie stać mnie na nią. A i tak gdybym był milionerem, pewnie kupiłbym topowego koreańca, by nie zwracać nie siebie uwagi. Chwali się swą siłą tylko ten, kto odczuwa jej niedosyt. Sprzedałem fiatowskiego i stałem posiadaczem kijanki 1500 w kombi, którą chwalę jak mogę (a może podlizuję?).
Uważam że prawdziwy, ostry facet jeśli w ogóle musi czymś imponować (co jest zawsze oznaką słabości, bo swą siłę się ukrywa przed otoczeniem, by mieć nad nim przewagę), powinien to robić swoją pracą nad umysłem (zmiana przekonań, praca by zmienić negatywne cechy charakteru). To jest coś, co podziwiam i mi imponuje. To że ktoś dostanie od rodziców samochód dobrej marki, nic o nim nie mówi. Jeśli ktoś urodził się w bogatej rodzinie ze znajomościami, nie ma nic - pieniądze można szybko stracić, a bezustannie zmieniające się prądy władzy topią potężnych jak szczeniaki. To co się liczy, to skąd startujesz - wtedy można ocenić, co naprawdę w życiu osiągnąłeś. Może dlatego szanuję kilku bandziorów których znam, bo z punktu widzenia bogatych snobów są na dnie, ale trzeba spojrzeć skąd zaczynali. Jeśli ktoś wychował się w patologicznej rodzinie, gdzie królowało kurestwo i wódka, a na ulicy trzeba było dawać w ryj by przetrwać, ktoś kto umie wybić się z marginesu pracą nad sobą - osiągnął więcej niż znani z czołówek portali internetowych milionerzy.
Odcienie zła i dobra
Znam faceta, który budzi grozę wśród osiedlowych gangsterów; znany jest ze swego szału w bójce i bezwzględności. I ten człowiek gdy nikt nie widzi, pomaga słabszym. Widziałem to tyle razy, że przestało mnie to dziwić. Ulica widzi kolesia, który wsadza gości do bagażnika, masakruje gości z ekipą, ale moje serce widzi człowieka który gra zgodnie z rytmem życia; Ktoś go oszukał, wiedząc jakie są konsekwencje, więc je poniósł.Takie są zasady gry. A gdy nikt nie widzi, jego serce lituje się nad słabością, co wiele razy mnie po prostu szokowało. Zło wydawało mi się absolutne, ale życie to gra cieni, nie ma białych i czarnych kolorów, a tysiące ich odcieni; ktoś zły czasem robi dobre uczynki, a powszechnie uważany za dobrego jest bezlitosną kanalią. Dopiero gdy poznamy życiorys złego, okazuje się jaka patologia go ukształtowała. Mimo mojego współczucia jestem za karą śmierci - ale z szacunkiem. Mój daleki krewny siedział całe życie w więzieniu; i gdy był w szpitalu, podkładał słabemu, nic nie znaczącemu, umierającemu człowiekowi rękę pod usta, by tamten mógł spokojnie się "wycharchać". Pod zbroją kanalii kryła się czująca, pragnąca godności i honoru istota. I owszem, łamał kończyny, ale to nie byli porządni ludzie a męty, które łamały wszelkie zasady.
Są tacy ludzie w każdej grupie społecznej. To są prawdziwi herosi, a nie ci którzy na starcie dostali pieniądze, znajomości, pomoc wpływowej rodziny i przede wszystkim dobre wzorce emocjonalne; chęć nauki (więc przychodziła im łatwo, naturalnie, nie była pogardzana i wyśmiewana przez zakompleksionych, niewykształconych rodziców i otoczenie), niechęć do wódki i narkotyków, znajomości z podobnymi sobie przyszłymi ludźmi sukcesu. Trzeba się mocno starać, by życie się nie powiodło z takim potencjałem.
Wiara w siebie to jedyny kapitał
Skupmy się na tych, którzy wyrwali się z lepkiego bagna, które mocno trzymało słabe, kruche stopy. To mocni wiarą w siebie ludzie, którzy muszą nie tylko wybić się do dobrej pozycji finansowej, ale i zmienić swoje przekonania o świecie, które są tworzone przez jadowite, nienawistne otoczenie w dzieciństwie. Są jednostki którzy zamieniają nienawiść w miłość, pogardę w zrozumienie, strach w poczucie bezpieczeństwa a głupotę w mądrość.
Gdy zacznie się wojna albo nastąpi krach finansowy, wszyscy na dzisiejszym topie będą na dnie, a ci którzy wypracowali sobie potem, krwią i łzami pozycję, będą mieli potężną siłę psychiczną, która pozwoli im przetrwać, albo bez szarpania się godnie odejść z tego świata. I jeśli istnieje życie po śmierci, jasnym się staje że ciało i mercedesa zostawiamy na ziemi (bijącym się o ochłapy krewnym), a to co zabieramy to duchowa siła, świadomość swej moralnej mocy, zbudowaną na walce z przeciwnościami losu. Najwięcej mają jej ci, którzy stykali się z problemami i je rozwiązywali, oraz ci którzy uczyli się na błędach, i nigdy się za nie nie obwiniali. Wewnętrzna siła to coś ważniejszego niż pieniądze - ponieważ jest z nami zawsze jako mądry doradca, a pieniądze raz są, a raz ich nie ma. Ktoś kto ma wewnętrzną moc, jest niezależny od kaprysów koła fortuny - frajerzy się załamują pod jego naporem. Ktoś kto wyrwał się z orbity fałszywych przekonań i poglądów swego otoczenia, zawsze ma nadmiar duchowej mocy. Poradzi sobie w każdej sytuacji, niezależnie od sytuacji czując wdzięczność i poczucie nadmiaru.
Porażka to coś, co czyni Cię mężczyzną
Błędy to coś, co tworzy mocnych, mądrych ludzi. Porażki to wielka wiedza, od której zawsze można się odbić w pożądanym kierunku. Porażka to wiedza, że akurat dana droga jest dla nas niedostępna. Taka wiedza jest bardzo cenna, bo oszczędza nasze siły i czas. Porażka jest dłutem, które wydobywa ze skały Boski kształt zwycięstwa. To porażki wyłaniają z mgieł Boga i wszelkie szczęście. Bóg i wielkość rodzi się w porażkach i klęskach, wrzaskach, jękach i bólach. Im więcej porażek, tym więcej potencjalnej siły do odbicia się. Jeśli jesteś na dnie, masz dwa wyjścia; możesz pogrążyć się w żalu nad sobą, albo skorzystać z wiedzy którą dostałeś i poszybować w kierunku szczęścia, ku słońcu i ostatecznemu spełnieniu. Od Twojej decyzji zależy Twoje dalsze życie. Porażki, błędy i klęski to wielka moc. Ale trzeba umieć z niej skorzystać.
Wszystkie wielkie wynalazki były wykuwane w ogniu porażek i szyderstw otoczenia; każda z nich była wiedzą, że nie tędy droga. W końcu było ich tyle, że można było odnieść tylko i wyłącznie sukces. Piękno wojownika to blizny porażek, które znaczą jego ciało i umysł jak tatuaże. Prawdziwy wojownik nosi swe bolesne tatuże w sercu, nie ma potrzeby chwalić się nimi przed otoczeniem. Każda porażka to stopień do sukcesu. W życiu liczy się nie sukces, a droga do niego, pragnienie spełnienia i ścieżka ku niemu. Celem jest podążanie, a nie cel. Podążanie buduje siłę i moc, a im więcej jej masz, tym bliżej Boskości jesteś. Przeobrażasz się i ewoluujesz ze stadnej owcy, w niezależnego i dumnego lwa.
Odkryj prawdziwego siebie
Mistrzami życia są jednak Ci, którzy wyrastając z bagna, rozwinęli się w piękny kwiat człowieczeństwa. Wybaczyli sobie i swym krzywdzicielom, uzyskali spokój umysłu i wielki szacunek oraz życzliwość do siebie, co daje wielką przyjemność, błogość i spełnienie. Bo to ze sobą jesteś na jawie i śnie, sam się urodziłeś i gdy zamkniesz oczy umierając, będziesz nadal sam, niezależnie od wielkości rodziny. Głupiec spędza życie zgłębiając biografie innych, a mądry bada siebie - kim jest, po co żyje, jaki jest sens jego życia? Jakie są jego predyspozycje, talenty, czego pragnie a czego nie lubi? Takie rozmyślania w samotności rodzą wielkich wojowników i mędrców, półbogów zatopionych w rozkoszy życia. Nic i nikt nie jest w stanie zabrać im szczęścia i własnej wiary w siebie. Spójrz na przeciętniaka - jedno brzydkie słowo wprawi go w wieloletni stres, jedno miłe słowo sprawi że będzie mu dobrze. To jest człowiek? Nie, to marionetka którą ktoś sprytniejszy może sterować. Ktoś splunie, a marionetka latami wibruje złością. Masy ludzkie chcą być jak idole, a mędrzec skupia się tylko na sobie, ponieważ wyczuwa w sobie Boską moc, znacznie większą niż ma artysta ćpun brzdąkający na gitarze. Ktoś kto ma charakter wojownika, nigdy nie pozwoli sobie na taką słabość. Będzie ją obserwował, rozgryzał, a w końcu ją zwycięży i pokona.
Zapamiętaj; głupiec patrzy na to co masz, a mądry człowiek na to, skąd zaczynałeś. Nigdy nie patrz na to jak człowiek jest ubrany, jaki ma samochód i ile na koncie - patrz na jego charakter, siłę woli, siłę zamiaru i podejście do życia. Brud można zmyć, śmierdzące ciuchy uprać, puste konto uzupełnić, ale charakteru tak szybko nie zbudujesz.
Ciało to pojazd duszy, dbaj o nie
Jak już wspomniałem, szanuję pracę nad swym umysłem; potężnym filtrem który tworzy z życia raj albo piekło. Ale są pewne prace nad ciałem, które również szanuję. To kalistenika siłowa, ponieważ jej celem jest doprowadzenie swego ciała do doskonałości - ale nie przez wymuskane muskułki, którymi ćwierćsamiec chwali się na plaży by zaliczać pustaki, ale rzeczywistą siłę, sprawność, koordynację i mobilność. Kalistenika siłowa to praca na całe życie, wszechstronnie rozwijająca ciało - ale wymagająca pewnych predyspozycji psychicznych, które podziwiam. Sensownie te zasady opisuje Paul Wade, bądź Pavel Tsatsouline. Szczerze nienawidzą kulturystów, a kulturyści nienawidzą ich.
Hołota chce wszystko mieć szybko, już tu i teraz. Stąd sterydy by spuchły mięśnie, bez patrzenia się na to że za kilka lat siądzie zdrowie i psychika. Ktoś kto trenuje powoli, nigdy się nie zarzynając, dba o swoje zdrowie, bo wie że ciało jest pojazdem dla jego duszy, i musi służyć wiernie przez całe życie w zdrowiu. Nie idzie więc na całość, a powoli buduje swą siłę, nie szczędząc ciału odpoczynku i swej wdzięczności, wyrażanej w zdrowych posiłkach, odpoczynku i radosnym śmiechu, który jest Boskim nektarem dla udręczonej duszy ludzkiej. Rozkładanie celów na całe życie świadczy o mądrości i roztropności. Lata mijają, drwinki ignorantów szybko znikają w otchłani jęków i bólów skatowanego sterydami dla szybkiego efektu ciała. Podciągnięcia na linach, pompki, przysiady i nade wszystko mostki, to coś co zrobi z Ciebie zdrowego i silnego mężczyznę. Jeśli dodać do tego nawalanie w worek, będziesz jak mnich; spokojny, pewny siebie i świadomy swej pokory wobec życia. Kilkanaście lat walę w worek, i nie przeczę; przydało się tu i tam.
Bystry chłopak to ten, który ćwiczy dla siebie, dla doskonalenia charakteru a nie marnujący swe zdrowie, by szpanując klatą i bicepsem zaliczyć silikona na dyskotece. Mądry chłopak to ten, który mając siłę i umiejętności bojowe, gdy wyzywany jest na pojedynek rezygnuje - z dwóch powodów. Po pierwsze szanuje swe ciało i zdrowie, nie chcąc zaszkodzić swemu ciału (zawsze jakiś cios frajera może dojść), by skuć ryj jakiemuś szmondakowi, a przy okazji nadziać się na nóż. Po drugie, i to jest najważniejszy powód - jeśli ignorant chce się rozładować emocjonalnie poprzez bójkę (napięcie go rozrywa, boli), wyzywa nas do niej, to bijąc się z nim, robię to co on chce. To on kontroluje mnie, jestem marionetką, robię co chce ten człowiek. A ja jestem wolny, jestem stworzony z Boskiej substancji - jeśli nie muszę walczyć o swoją samicę bądź kolegę, rezygnuję. Właśnie po tym poznaje się kolegów - prawdziwy, nawet jeśli nie umie się bić, nie zostawi nas na pastwę napastników. W świecie gdzie koledzy są z nami tylko w dobrych chwilach, kolega który ryzykuje życiem i zdrowiem by zaopiekować się nami, jest na wagę złota.
Tracić zdrowie dla kobiety? Oszalałeś?
Szczytem klasy jest pewien polski, topowy zawodnik MMA (nie pamiętam nazwiska) który powiedział w wywiadzie, że gdyby jego kobieta go zdradziła, nigdy by nie pobił jej gacha. Bardzo mądry człowiek; po co ma bić gościa, który wprowadza zdrajcę w swoje życie? Przecież czas gdy panna mu radośnie daje tyłka, szybko minie - endorfinowy haj szybko zostanie zastąpiony przez twarde życie. Po co bić takiego gościa, który także zostanie wystawiony i zeszmacony? On swoje ciosy odbierze od życia. Nie da się odebrać dziewczyny innemu facetowi, i żyć dalej spokojnie. Zawsze myśl że skoro panna zdradziła gościa, zdradzi i nas - będzie nas prześladować na jawie i śnie. Dlatego po spróbowaniu kilku mężatek z ciekawości, zaprzestałem tego. Zrozumiałem że to coś bardzo niekorzystnego dla mnie, dla moralnej, Boskiej siły która we mnie jest. Jestem wartościowym człowiekiem, tak czuję - jeśli kobieta tego nie docenia, to niech idzie do innego. Dlaczego mam go bić? Bicie kochanka swej żony bądź dziewczyny, to ostateczny upadek męskości. Jeśli kobieta nie chce żyć ze mną dla mnie samego, to co mam więcej zrobić by ją zatrzymać? Nie chcę nic robić. Tylko wariaci się szamocą jak płotka na haczyku - prawdziwy facet ma na tyle szacunku i życzliwości do siebie, że odejście kobiety nie jest w stanie go złamać, zmusić do uznania swej życiowej porażki. Tego kwiatu jest pół światu, zawsze można zakochać się w nowej, lepszej kobiecie. Po co walczyć o osobę, która nas oszukuje? To ścieżka desperatów i tych, którzy nie szanują siebie. Chcesz odejść? Proszę bardzo.
Mistrz sztuk walki, który nie chce bić kolesia zabierającego mu kobietę... To jest gość, to jest szczyt ewolucji męskości. Pewność siebie i szacunek do siebie tak wielki, że szkoda pięści na byle co. Idź ku światłu, ku miłości i pięknu, a wszystko co ohydne zostaw za sobą, nie zatrzymuj się na tym etapie, np. poprzez walkę z tym czymś. Musisz nauczyć się ignorować byle co, by nie związało Cię na niższym etapie swego rozwoju. Niewielu opanowało tę sztukę. To już naprawdę wyższa szkoła jazdy, elita ludzkości. Życie to gra dla twardych zawodników. Jeśli chcesz iść na skróty, zawsze przegrasz. Sterydziarz przegrywa, bo chce mieć szybko wielkie mięśnie - ale ciało, więzadła i ścięgna nie nadążają za nienaturalnym rozwojem mięśni, a jaja się kurczą. Chcesz mieć satysfakcję z życia? Szybka droga to nawalić się, zajarać maryśkę - dłuższa to ćwiczyć odprężanie się, medytację bądź przed lustrem spokojnie powtarzać wobec siebie miłe, pełne życzliwości sugestie. Cwaniaki wybiorą dragi i alkohol, mądrzy pracę nad sobą. Jak kto skończy, chyba się domyślasz.
Ćwiczenia na siłę charakteru
Moje ćwiczenie na siłę charakteru, to coś co polecam innym. Dla mnie słowo jest bardzo ważne, a przysięga najważniejsza. Paliłem papierosy kilkanaście lat, rzuciłem - nie kierowałem się szacunkiem do siebie, a strachem że trafię pod namiot tlenowy. Niektórym fajki niszczą płuca szybciej niż innym. Po rzuceniu palenia, nagle utyłem ponad dwadzieścia kilogramów, i przez lata miałem z tym problem. W ogóle miałem wielkie problemy z wszelkimi nałogami, namiętnościami do których się natychmiast przyzwyczajałem. I gdy nie mogłem sobie poradzić z jedzeniem słodyczy, alkoholem, śmieciowym żarciem, szybkim seksem z czata - wiedziałem że jest ostatnia linia obrony, czyli przysięga. Składałem przysięgę przed samym sobą, czasem dla efektu raniłem się w palec i spisywałem na kartce tekst przysięgi, który podpisywałem krwią.
Czasem podnosiłem palce ku niebu, by uczynić Boga świadkiem swej przysięgi, pokazać mu że nic mnie nie złamie. Nigdy nie złamałem przysięgi, co było dla mnie wielką przyjemnością i powodem do dumy. Kiedyś przysięgałem że przez miesiąc nie będę trzepał (w sensie wytrysku) - codziennie oglądałem najostrzejsze porno, waliłem do prawie ostatniego momentu - chciałem sprawdzić, gdzie jest granica mojego szacunku do przysięgi. Jaja bolały jak diabli, ale nigdy się nie złamałem. Gdy przysięgałem że nie zjem ciastka, codziennie stawiałem je na biurku; skręcało mnie, ale nie zjadłem. Wąchałem torty i ciastka, prawie dotykałem ich językiem. Rozkoszowałem się moim bólem i twardością postanowienia. Gdy przysięgałem że nie piję przez dwa tygodnie, miałem na biurku drinka z ginem albo whisky. Wyłem w niebiosa, ale przed pójściem spać wylewałem je, nie pijąc nawet kropelki. Gdzieś na pewno są granice możliwości tej metody, dlatego trzeba podchodzić do niej rozsądnie, z umiarem.
Przysięga, ostatnia linia obrony
Dzięki tym doświadczeniom, wiem że namiętności mnie nie złamią, bo jest większa od nich siła. Powstała ona przez ból i wysiłek, bo jak inaczej masz poznać jej prawdziwą siłę? Przysięgałem różne rzeczy - i nigdy nie przegrałem. Oczywiście trzeba przysięgać to, co leży w naszych możliwościach. Jeśli przysięgniesz nierealną rzecz, nic z tego nie wyjdzie. Jak coś przysięgam, to zawsze na dokładnie określony czas i nie na "twardo" - jak miesiąc mam nie jeść słodyczy, robię furtkę - że jeśli będzie impreza, spotkanie któremu nie mogę odmówić, wtedy mogę.
Dlatego polecam właśnie takie ćwiczenie. Najpierw trzeba przysięgnąć coś prostego, co nie wiąże się z jakimś wielkim dyskomfortem - mycie po sobie naczyń, dwadzieścia pompek dziennie przez tydzień, dwadzieścia minut dziennie nauki angielskiego, cokolwiek. Z czasem zwiększaj poziom trudności, ale bardzo powoli - jak raz się złamiesz, nigdy już nie poznasz potencjału tej metody. Dlatego buduj powoli siłę charakteru, a z czasem zrozumiesz, że wszystko jest możliwe dzięki niej. To nie jest coś, czym możesz przyszpanować przed innymi, to Twoja własna lokata, własna moc - służy tylko Tobie. Na początku ją przeklinasz, z czasem będziesz ją błogosławił, bo będzie jedyną siłą, która może utrzymać Cię na powierzchni. To jak kalistenika siłowa; musisz iść do przodu bardzo powoli, rozwijać cierpliwość, szacunek do siebie, nie śpieszyć się. To co charakteryzuje każdego wojownika, to nauka pokory. Nie muszę, ale zawsze z radością pracuję widłami przy gnoju, biorę się do najprymitywniejszych prac.
Jestem ofiarą psiej manipulacji
Pomagam ludziom w noszeniu siatek z zakupami, daję różne anonimowe wpłaty, życzę szczęścia wrogom, trenuję się w pokorze, bo to jest prawdziwa moc. Pycha zgubi każdego, i właśnie dlatego zamieszczam swoje zdjęcia, gdzie wyglądam jak prostak i wieśniak. No bo tak właśnie wyglądam gdy nie uśmiecham się, nie pozuję do zdjęcia. Nie jestem modelem, i nie wstydzę się swojego ciała. Taka była wola Boga gdy je projektował, a moją rolą jest dostrzec w nim nadprzyrodzone piękno. Jestem niewykształconym prostaczkiem, manipuluje mną bez problemu moja psinka, Fionia, zaakceptowałem to i idę do przodu. Jakie to ma właściwie znaczenie?
Jestem myślą Boską - w tym sensie jestem doskonałością, i tylko na tym sensie chcę koncentrować swą uwagę. Świnia z racji budowy anatomicznej nie może patrzeć w niebo, ale ja (chociaż także jestem wyzywany od świń) mogę; więc korzystam ile wlezie.
Komentarze (1)
najlepsze