Miłe złego początki
Pewnego pięknego dnia kończyła mi się w domu umowa w Orange na telefon i internet. W związku z tym nauczeni poprzednimi doświadczeniami, że przez telefon z Orange nic dobrze nie załatwisz, część rodziny została nominowana do odwiedzenia salonu.
Nasze życzenia nie były skomplikowane – chcieliśmy jedynie przedłużyć taką samą umowę na internet oraz zachować stacjonarny numer telefonu który zna każdy z rodziny od prawie dwudziestu lat. Pani w salonie oczywiście stwierdziła że nie ma problemu i zaproponowała niezłą ofertę. Po podpisaniu nowej umowy oraz rezygnacji ze starej usługi (czyli numer telefonu, który został, a przynajmniej tak myśleliśmy, przeniesiony do nowej umowy) wszystko było w porządku do czasu, gdy dostaliśmy rachunek za… starą, nieaktywną już usługę telefoniczną.
tl;dr
pokaż spoiler Skończyła nam się umowa, podpisaliśmy nową. Stary numer miał zostać przeniesiony do nowej usługi, a po miesiącu dostaliśmy dwa rachunki z dwoma usługami.
Walka z domu
Rachunek za wygasłą usługę to nic nowego – dokładnie dwa lata temu miałem ten sam problem i po wysłaniu reklamacji wszystko było w porządku… Ale nie tym razem. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym, że coś jest nie tak był problem z logowaniem się na swoje konto na portalu online Orange. Złożyłem więc kolejną reklamację, podając swój numer stacjonarny. Jak wielkim zdziwieniem dla mnie było, gdy konsultant oddzwonił z informacją, że ten numer w ogóle nie jest podłączony do mojej usługi. Pytam – jak to możliwe, skoro ten telefon normalnie działa, zresztą to z niego dzwonię do Państwa na infolinię? Stwierdzili że to sprawdzą. Wiecie jak sprawdzili? Reklamacja została zamknięta :)
W tym momencie dowiedziałem się, że mam DWIE działające linie telefoniczne. Starą, która miała być podpięta pod nową usługę, ale tak się nie stało, oraz nową, która została dodana z automatu do nowego pakietu. Musiałem więc złożyć kolejną reklamację – po uprzedniej konsultacji na infolinii Orange (a raczej po wiszeniu na telefonie kilkakrotnie po godzinę, bo ciągle chcieli mnie przełączać do innego działu) wysłałem zgodnie z instrukcją skan rezygnacji oraz elaborat z opisem problemu.
Po kilku dniach okazało się, że moja reklamacja została odrzucona. Powodem jej odrzucenia było to, że na dokumencie z rezygnacji z usługi (na którym widnieje podpis konsultanta z salonu i pieczątka) nie wpisano numeru kierunkowego! Obiecano jednak, że migracja numeru jest możliwa. Tak, jak się spodziewałem, czekała nas kolejna wizyta w salonie.
obiecanki-cacanki
tl;dr
pokaż spoiler Złożyliśmy reklamację w związku z tym, że nie mogłem zalogować się na stronie Orange. Okazało się, że do mojej umowy przypisany jest całkowicie nowy numer, a ten stary... Nie istnieje. Mimo, że normalnie działa. Miałem więc dwie działające linie telefoniczne na jednym telefonie. Złożyłem reklamację, która została odrzucona.
Walka w salonie Orange
Po tradycyjnym kilkudziesięciominutowym czekaniu w kolejce w salonie, zostaliśmy przyjęci chłodno – jak przystało na obecnego już klienta, no bo w końcu z niego premii raczej nie będzie, a tylko kłopotu narobi :) Po opowiedzeniu całej historii niemiła Pani (która notabene była kompletnie inaczej nastawiona gdy podpisywaliśmy umowę) stwierdziła, że w tej usłudze nie można podpiąć starego numeru. I już. Nigdy nie można było, a ona na pewno nie powiedziała, że się da (choć oczywiście to mówiła, inaczej byśmy na to nie poszli). Po konsultacji na infolinii z kimś innym stwierdziła, że jednak się da, z tym, że musielibyśmy płacić jeszcze DWA MIESIĄCE za DWA TELEFONY, przy czym przez ten okres nie działałby ŻADEN. Wtedy mogą podpiąć nasz stary numer. Zapytałem jej wprost, czy chce mi powiedzieć, że przez błąd pracownika salonu Orange mamy albo płacić ekstra abonament, albo stracić numer który mamy od prawie 20 lat? Stwierdziła, że tak. Żadnego przepraszam, żadnego spierdalaj. Choć chyba jednak bliżej było jej do tego drugiego, bo bardzo pospieszała nas przy podjęciu decyzji („No bo Pani z którą się konsultuję tu czeka decyzje na linii!”). Nie trudno Wam się domyślić, że wybraliśmy (jeśli można to nazwać wyborem) utratę starego numeru telefonu. Na koniec dostałem do ręki słuchawkę i usłyszałem konsultanta który przepraszał mnie za kłopot i obiecał zająć się tą reklamacją od reklamacji.
Swoje niezadowolenie z tego, że byliśmy w salonie Pani manifestowała na wiele sposobów. Gdy załatwialiśmy kolejny problem (brak kanału w pakiecie telewizyjnym…) Pani po prostu wykręciła numer na infolinię, podała mi słuchawkę po czym… nic nie mówiąc poszła na przerwę. Po powrocie wyraźnie zniecierpliwiona zapytała, czy to już, po czym mnie pożegnała. Nauczony doświadczeniem ze znikającymi reklamacjami poprosiłem więc o numer przyjęcia zgłoszenia z odwołaniem się od reklamacji – tak, możecie się domyślać. Wielce zdziwiona, („Nie podali mi tego na infolinii?! A powinni”) nie była w stanie sprawdzić tego w systemie.
tl;dr
pokaż spoiler Niekompetentna Pani w salonie robiła problemy, najpierw twierdziła że nie da się nic zrobić, potem jednak okazało się że tak - pod warunkiem że zapłacimy dwa miesiące za dwa telefony. Wtedy przeniosą nam stary numer do nowej usługi. Ładnie podziękowaliśmy.
Jeśli macie jakiekolwiek rady, jak mogę jeszcze walczyć o ten stary numer telefonu – chętnie posłucham. A jeśli macie jakieś problemy z Orange w Bydgoszczy, to polecam omijać salon w Tesco szerokim łukiem :)
Szacunek wszystkim, którzy przebrnęli przez moje wypociny. Pozdrawiam!
Komentarze (3)
najlepsze