Kim Pan jest, panie Suworow?
Jestem zawodowym szpiegiem wykształconym przez najlepszy wywiad świata, jakim był GRU (Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije - Główny Zarząd Wywiadu - przyp. red.) (...)
My z wojska zawsze mieliśmy poczucie wyższości wobec kolegów z KGB. Nawiasem mówiąc, wojskowe służby w prawie niezmienionej postaci przetrwały w Rosji do dnia dziesiejszego. (...)
Niech pan jednak pamięta wypowiedziane niedawno przez Putina słowa. Kiedy zapytano go, czy czuje się byłym czekistą, odpowiedział: "Byli czekiści nie istnieją!". Jeśli ktoś raz wstąpił do tej jaskini, nigdy już nie będzie zwykłym człowiekiem. (...)
Z książek Wiktora Suworowa wyłania się przerażający obraz sowieckicsłużb specjalnych.
To nie jest obraz jedynie sowieckich służb. To spojrzenie na wszystkie służby specjalne świata. Zmieniają ię epoki i władcy, ale służby są ciągle takie same. Takie same pozostają metody oddziaływania na ludzi, kłamania, spiskowania i prowokowania. Psychika ludzka jest niezmienna i niezmiennesą mechanizmy oddziaływania na nią. Sowieckie służby były może barzdiej bezwzględne i nieludzkie niż inne, bo spłodził je bardziej bezwzględny i nieludzki system. Nigdy nie lekceważci jednaqk czekistów. Każdy, kto zostawał czekistą, przechodził bowiem taką tresurę, że nic już nie było go w stanie załamać ani zatrzymać.
Siedemnaście lat po uzyskaniu niepodległości zlikwidowano w Polsce Wojskowe Służby Informacyjne.
Jestem daleki od tego, aby doradzać Polakom. Myślę jednak, że zrobiliście to o siedemnaście lat za późno. Ludzie szkoleni w Moskwie nigdy nie przestaną służyć Moskwie. Niezależne od tego, czy na Kremlu będize zasiadał car, Putin czy gensek, oni zawsze będą niewolnikami Moskwy. Zależność ta jest zaprogramowana w mózgach wszystkich, których Moskwa wykształciła. Oficerowie, którzy byli szkoleni przez sowieckie służby, nigdy nie powinni pracować w służbach niepodległej Polski. Oni nie są niepodlegli.
Polska zawsze była dla nas symbolem luksusu i wielkiej kultury. Z wielkąprzyjemnością oglądaliśmy polskie filmy i czytaliśmy polskie książki. Do dziś uwielbiam Karierę Nikodema Dyzmy Dołęgi-Mostowicza. Stać was na własne szkoły wywiadu i na wyszkolenie własnej kadry - polskiej kadry dla polskich służb specjalnych.
Romuald Traugutt, dyktator powstania styczniowego, wcześniej też był carskim oficerem.
Jeszcze raz podkreślam - nie chcę pouczać Polaków. Urządzicie sobie kraj, tak jak chcecie. Wszystko, co mówię, mówię z perspektywy starego szpiega. Nie szukajmy w historii przykładów na usprawiedliwienie własnej indolencji. Po 1990 r. powinniście byli spróbować zastosować opcję zerową w służbach. Tylko takie działanie mogło przynieść zamierzone rezultaty, przede wszystkim zaś zwiększyć bezpieczeństwo waszego kraju. Wiem, że nie było to łatwe, bo przecież zarówno niemieckie, jak i rosyjskie służby w tym czasie nie spały.
Jeśli chcecie ujawnić komunistycznych agentów, to wiadomo, że ci z nich, którzy teraz są dziennikarzami, oficerami, politykami, będą głośno krzyczeć, że jest to nieludzkie i humanitarne. Działalność szpiega też nie ma wiele wspólnego z dekalogiem. Przeciwko ujawnieniu agentów walczą tylko byli agenci i ludzie, którzy ich prowadzili.
Jeszcze niedawno szefem WSI był generał Dukaczewski.
No tak, towarzysz z tej samej uczelni, którą i ja kończyłem (śmiech). Jesteście lekkomyślni, jeśli myśleliście, że szkoleni w Związku Sowieckim oficerowie będą bronić niepodległości waszego kraju. Nie wierzcie w to, że usuwając tych oficerów, pozbędziecie się facowców i Polska będzie bezbronna. Sami wielokrot nie wymyślaliśmy takie bajki, aby wpływać na bieg wydarzeń w różnych miejscach świata.
Polskie służby muszą same wyszkolić kadry, w przeciwym razie czeka was powtórka z historii. Gdybym dziś był premierem w wszaym kraju, natychmiast zwolniłbym wszystkich ludzi, którzy służyli Moskwie. Dałbym im solidne emerytury i na zawsze odsunął od tajemnic kraju. Niech sobie tak jak ja piszą książki. Niech robią na drutach byle tylko nie zajmowali się bezpieczeństwem Polski. Zwolnijcie potencjalnych agentów innych państw, póki jeszcze możecie to zrobić.
To, co robi obecnie wasz premier Kaczyński, powinno już stać się dawno temu. Proszę pamiętać, czym był Związek Sowiecki. Było to państwo totalnie kontrolujące swoich obywateli, piorące im mózgi, zaszczepiające paniczny lęk przed zmianami. Każdy, kto był przez ten system szkolony, jest nosicielem genu uniżoności i służalczości wobec Rosji. W ten sposób szkolono wszystkich oficerów, dotyczy to także tych z czwartego oddziału naszej uczelni, przeznaczonego dla cudzoziemców.
W wielu ujawnionych aferach pojawiają się oficerowie wojskowych służb specjalnych. Czy to normalne?
Wcale mnie to nie dziwi. Tuż po upadku muru berlińskiego przeprowadziłem swego rodzaju eksperyment. Postanowiłem kupić w Berlinie karabin Kałasznikowa. Okazało się to niezwykle proste, wręcz banalne. Rosyjską bronią handlowali wtedy w stolicy Niemiec Czeczeńcy. W ciągu jednego dnia zaoferowano mi każdy rodzja tej broni, jaki pozostawał na wyposażeniu Armii Czerwonej.
Zapyta pan, jak to się działo, że broń kradziono na potęgę, a w papierach wszystko się zgadzało? Działała tu prosta zasada. Jeśli w jednostce spalił się motocykl, to dowódca kompanii wołał żołnierza sporządzającego protokół po zdarezniu i mówił mu, żeby napisał, że na tym motocyklu był jeszcze barani kożuch i kanister spirytusu. Dowódca półku dopisywał do spalonego motocykla jeszcze ckm, dowódca dywizji, jak miał fantazję do strat mógł dopisać nawet działo. Tym sposobem "wygospodarowane" dobra można było sprzedać każdemu, kto za nie zapłacił. Czeczeńcom, Arabom, mafii...
U nas wojskowi opanowali przekręty w nafcie i gazie...
I to nie jest w stanie mnie zdziwić. W państwach Układu Warszawskiego surowce energetyczne zawsze znajdowały się pod parasolem armii. Oficerowie nie są głupi Wiedzą, że na nafcie i gazi ezarabia się najwięcej, wiedzą też, że bardzo trudno jest komuś w tej branzy udowodnić złodziejstwo.
Wyobrażam sobie, że taki oficer przychodził do mafiozów i mówił: -"Słuchajcie, jestem dobrze wszykolony, znam języki, potrafię łamać ludzi. Dajcie mi dobrze zarobić albo pójdę gdze indziej". Jak an mysli, jaką dostawał odpowiedź?
Kiedy dziś patrzę na Rosję odnoszę wrażenie, że doszło w niej do wielkiej zmiany, rewolucji. Nawet za czasów Związku Sowieckiego to Rosja posiadała służby, tymczasem dziś jest jakby na odwrót - to Federalna Służba Bezpieczeństwa i jej siostry posiadają Rosję. Jeśli FSB rządzi w Rosji, to musicie zdać sobie sprawę z tego, że rosyjską ropą naftową i gazem także rządzą służby specjalne, a jesli tak jest to interesy z nimi, na terenie byłych państw Układu Warszawskiego, mogą robić ich zaufni agenci, byli towarzysze broni.
Sądzi pan, że rosyjskie służby opanowały Rosję i teraz zagrażają jej sąsiadom?
Tak. Rosyjskie służby, dzięki pieniądzom pochodzącym z handlu surowcami, stały się wielką potęgą ekonomiczną i organizacyjną. W Rosji żyją własnym życiem. Śmiem twierdzić, że pozostają niemal poza wszelką kontrolą. Znam kogoś, kto do dziś żyje wyłącznie dzięki temu, że nigdy nie zawiódł go wywiadowczy instynkt. Zawodowo zajmował się starym jak świat rzemiosłem - mordował na zlecenie. Pewnego dnia dostał jednak rozkaz zabicia Borysa Bierezowskiego. Przygotował się do tego zadania. Zrozumiał, że zabicie magnata, pomimo ochrony, którą zatrudniał Bierezowski, nie stanowi żdnego problemu. Prawdziwy problem czeka go jednak po wykonaniu zadania. Zrozumiał bowiem także i to, że po zabiciu Bierezowskiego ktoś natychmiast zabije wykonawcę tego rozkazu. Takie są żelazne zasady. Wybrał więc inny wariant zachowania. Napisał artykuł "Jak miałem zabić Borysa Bierezowksiego". Teraz żyje spokojnie poza Rosją. Przeżył, bo zrozumiał scenariusz gry i zdołał go zmienić. Ostatnio dotarła do nas wiadomość, że zabito Annę Politkowską. Zrobili to oczywiście "nieznani sprawcy". Z pewnością już nie zyją.
Kiedy u was w tajemniczych okolicznościach zaczną ginąć dziennikarze, to będzie znak, że władza moskiewskich służb rozlewa się na Polskę. Wtedy będzie już za późno.
Wiktor Suworow - pod tym pseudonimem ukrywa się Władimir Bogdanowicz Rezun, były oficer armii sowieckiej i sowieckiego wywiadu wojskowego GRU. Rezun w 1968 r. brał udział, jako dowódca czołgu, w inwazji wojsk sowieckich na Czechosłowację. Absolwent Wojskowej Akademii Dyplomatycznej w Moskwie, szkoły, przez którą przeszli najbardziej wykwalifkowani sowieccy oficerowie wywiadu. W latach 1974-78 był pracownikiem rezydentury GRU w Genewie. Oficjalnie pełnił tam funkcje dyplomatyczne. W 1978 r. uciekł do Wielkiej Brytanii. Do dziś nie zdjęto wydanego na niego w ZSRR wyroku smierci. Swoje doświadczenia opisał m.in. w słynnej powieści Akwarium. Znany i ceniony autor także innych książek o histori Związku Sowieckiego i jego służb specjalncyh, m.in. Specnaz, Kontrola, Lodołamacz. Przebywał w Polsce, promując książkę Cofam wypowiedziane słowa, stanowiącą drugą część wstrząsającej trylogii odsłaniającej prawdziwe oblicze marszałka Żukowa.
Źródło: Niezależna Gazeta Polska, 3 XI 2006, s.20-21.
I jeszcze jeden wywiadzik, tym razem z "Rzeczpospolitej".
Rz: Wielu czynnych oficerów polskich WSI było szkolonych w GRU - organizacji jeszcze bardziej tajemniczej niż KGB...
Wiktor Suworow: GRU utworzono w 1918 r. do prowadzenia operacji wywiadowczych poza granicami kraju. Istnieje pod obecną nazwą Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawlenije (Główny Zarząd Wywiadu) - od 1942 r. Obecnie w jego skład wchodzi 18 specjalistycznych wydziałów. Był to wywiad wojskowy, natomiast KGB (Komitet Bezpieczeństwa Państwowego, którego następcą jest dzisiejsza Federalna Służba Bezpieczeństwa - "Rz") można określić jako tajną policję, która zajmowała się ochroną reżimu przed wrogami wewnętrznymi. Nawet jeśli KGB prowadził operacje poza granicami kraju, to i tak jego głównym przeciwnikiem byli wrogowie wewnętrzni. Najprostsze porównanie wyglądałoby tak: KGB to był sowiecki odpowiednik gestapo, a GRU - Abwehry.
GRU szkoliło również oficerów z innych krajów socjalistycznych. Czy spotykał się pan z nimi i ilu ich było?
Oficerów GRU przygotowywała do służby Akademia Armii Radzieckiej. W rzeczywistości była to Akademia Wojskowo-Dyplomatyczna. Ani pierwsza, ani druga nazwa nie odpowiadała istocie rzeczy. To był zwyczajny kamuflaż.
Tak naprawdę była to szkoła wywiadu. Za moich czasów miała ona cztery wydziały. Trzy były dla oficerów radzieckich. Pierwszy, który ja ukończyłem, przygotowywał do służby funkcjonariuszy wywiadu, którzy mieli pracować pod przykryciem organizacji cywilnych - w dyplomacji, Aerofłocie, przedstawicielstwach handlowych. Wydział II szkolił tych, którzy pracowali w ataszatach wojskowych, a trzeci - oficerów radzieckich, którzy prowadzili operacje wewnątrz ZSRR, a także wewnątrz bloku komunistycznego - w PRL, NRD itd. Wreszcie, na wydziale IV szkolono do służby oficerów z innych państw Układu Warszawskiego. Byliśmy od nich ściśle oddzieleni. Zresztą nie tylko od nich. Ucząc się na wydziale I, nie mogłem się kontaktować ze słuchaczami wydziału II i III, a co dopiero mówić o IV.
GRU i służby wywiadu z innych krajów socjalistycznych prowadziły wspólne akcje...
Oczywiście. Wszystkie radzieckie plany wojskowe były ściśle związane z Układem Warszawskim. Głównodowodzący wojskami UW był jednocześnie wiceministrem obrony ZSRR. Struktura przypominała organizację Kominternu. Teoretycznie tworzyły go niezależne partie komunistyczne różnych krajów, a faktycznie wszystkim kierował Stalin.
W UW było podobnie, a nawet gorzej, bo niczego nie udawano... Wszystkie sztaby generalne państw sojuszniczych były wprost podporządkowane radzieckiemu wiceministrowi obrony, a także sztabowi generalnemu Armii Radzieckiej. To samo było z ich wywiadem wojskowym. Znajdował się pod pełną kontrolą GRU.
Wynika z tego, że polscy oficerowie też byli mu podporządkowani.
Oczywiście. Weźmy polski wywiad wojskowy. Oficjalnie był częścią Sztabu Generalnego polskiej armii, ale był on w całości kontrolowany przez Moskwę. Dowództwo sowieckie dążyło jedynie do tego, by utrzymać konkurencję między służbami wywiadowczymi poszczególnych krajów, aby w ten sposób zapewnić sobie informacje z różnych źródeł. Formalnie więc każda z tych struktur działała niezależnie od siebie, ale wszystkie nici i tak prowadziły do Moskwy. Tu znajdowało się rzeczywiste centrum dowodzenia wszystkimi tymi służbami.
Było możliwe, aby zachowały one choć częściową niezależność od Moskwy?
Nie było żadnej takiej możliwości. Związek Radziecki decydował nawet o tym, kto będzie ministrem obrony czy też szefem sztabu generalnego danego kraju i bez jego akceptacji tego rodzaju nominacje były po prostu niemożliwe.
Mówi się, że kto raz został oficerem czy funkcjonariuszem służb specjalnych, nigdy się już z nimi nie rozstanie. Jak bardzo ci, którzy byli szkoleni przez GRU, mogą pozostawać związani z rosyjskim wywiadem?
Odpowiem słowami prezydenta Putina. Kiedyś, gdy już został gospodarzem Kremla, zapytano go, czy jest byłym czekistą. Odpowiedział: byli czekiści nie istnieją. Podobnie jest z oficerami GRU. Nie ma byłych oficerów czy agentów wywiadu. To tak jak wstąpić do mafii. Wyjść się już nie uda. Z drugiej strony, nie chciałbym uogólniać, że wszyscy polscy oficerowie, którzy przeszli szkolenie w GRU, to rosyjscy agenci. Myślę jednak, że ludzie, którzy pracowali w ścisłym kontakcie z radzieckimi służbami specjalnymi, w tym z GRU, powinni poszukać dla siebie pracy poza strukturami związanymi z bezpieczeństwem państwa.
rozmawiał Sławomir Popowski
Wiktor Suworow (prawdziwe nazwisko Władimir Rezun) był oficerem wywiadu ZSRR. W 1974 r. ukończył Akademię Wojskowo-Dyplomatyczną i przez cztery lata pracował w genewskiej rezydenturze GRU. W 1978 r. zbiegł do Wielkiej Brytanii. Swoje doświadczenia opisał w książkach, m.in. "Akwarium" i "Lodołamacz", które stały się światowymi bestsellerami. W dawnym ZSRR został zaocznie skazany na karę śmierci.
Źródło: Rzeczpospolita, 03.10.2006.
Komentarze (6)
najlepsze
A kto tymi fleszami najmocniej błyskał? Kojarzysz?
Jak teraz niektórym ludkom żal WSI, żal tych biednych szkolonych w Moskwie agentów których ujawniono, wydając na pewną śmierć, jak żal tego (kontr)wywiadu który został zdemontowany na długie lata...
Dobrze że tak się stało, rozmontowano siatkę agentów którzy w najlepszym wypadku służyli dwóm panom. I nie chodzi tu o to czy wierzymy akurat Suworowowi czy nie -
A ja mówię że niezależnie od tego kiedy byśmy się wzięli za "przeorganizowanie" - to byłby to zły termin (dla tych którym zależało na ich utrzymaniu) i jako taki zostałby też opluty przez wszelkiej maści pożytecznych idiotów czy agentów wpływu.
Zastosuj się do własnych rad zamiast tak szczodrze
Szkoda, że dziennikarz nie wpadł na to żeby spytać, czy pan Wiktor Suworow też?
Co nie zmienia faktu, że generalnie popieram tezy głoszone przez autora "Akwarium".