Witam Drogich Wykopowiczów!
Może zacznę od przedstawienia się. Mam na imię Kamil i jestem studentem politechniki. Brzmi może jak typowe spotkanie AA, ale dzisiaj nie o tym. Chciałbym Wam opowiedzieć, jak to z dwójką znajomych wpadliśmy na szalony pomysł zostania młodymi przedsiębiorcami w naszym pięknym kraju i tworzenia aplikacji na androida (tak wiem, trochę się tych nowych developerów namnożyło, ale co poradzisz, takie czasy). W każdym razie, żeby nie pisać tylko "PATRZCIE NA MOJĄ APLIKACJE, JEST SUPER", opiszę Wam kilka sytuacji z całego, czteromiesięcznego procesu powstawania małej firmy KAMYK, żmudnego kompletowania papierków i brnięcia przez sam proces tworzenia apki... a dopiero potem powiem wam jaka jest fajna. No więc zaczynamy.
Akt I. Urząd Miasta.
Pierwszym krokiem do celu o nazwie "własne przedsiębiorstwo" jest odwiedzenie urzędu miasta. Człowiek nasłuchał się opowieści jak to ciężko tu cokolwiek załatwić, jak Panie z urzędu niechętnie dzielą się swoją wiedzą i inne takie takie. Jednak, o dziwo, nic z tych rzeczy Nas nie spotkało (wiem, jesteście rozczarowani, ale spokojnie, to dopiero pierwszy urząd). Panie były całkiem pomocne i poinstruowały nas co wypełnić, gdzie pójść, co przynieść i jak załatwić. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jedno ale... (suspens umieścić tutaj).
Akt II. GUS
Jak się okazuje nie wszystkie dokumenty można załatwić w jednym urzędzie (szok!). Trzeba się jeszcze udać to miejsca o wdzięcznej nazwie "Główny Urząd Statystyczny" aby otrzymać jeden z wielu numerków. W samym GUSie było cicho i spokojnie. Słońce wdzierało się przez pół-przysłonięte okna, recepcjonistka nieśpiesznie przeglądała jakiś magazyn, a Panie świergotały sobie zadowolone przy kubkach kawy. Ale oczywiście ten cudowny spokój musiał zmącić petent. Musieliśmy poczekać kilka minut, aż jedna z Pań skończy niezwykle ważną rozmowę ze swoją koleżanką i zechce nam poświęcić kilka minut swojego cennego czasu. Tak właśnie, kilka minut, góra 5. Bo dosłownie tyle zajęło jej przejrzenie naszych dokumentów i... odesłanie nas z kwitkiem. Jak się okazało musieliśmy pojawić się tam na drugi dzień bo wspaniały system mający ułatwić komunikacje między urzędami nie zdążył przetrawić naszych danych i nie ma nas w odpowiednich rubryczkach. Na szczęście po przekazaniu nam tej wieści urzędniczka mogła spokojnie wrócić do pogaduszek i picie kawy. Jak to w pracy.
Akt III. Urząd Skarbowy
Otóż, przy wypełnianiu dokumentów z Aktu I. Panie z UM zarzekały się, że teraz nie możemy oznaczyć ptaszkiem miejsca magicznie sprawiającego, że odpowiadamy tylko w ramach spółki. Jednak Panie z US (nie mylić ze stanami) stwierdziły, że źle nas poinstruowano i tę opcję należało jednak zaznaczyć... Zdecydowaliśmy się wyprostować to później i postanowiliśmy się zająć ważniejszą kwestią.
Chcąc być uczciwymi obywatelami mieliśmy parę pytań odnośnie tego jak rozliczać się z wielce szanownym fiskusem, korzystając z usług Google Play. Niestety te pytania przerosły nieco Panie z Urzędu. Były jednak w stanie kilkukrotnie powtórzyć, że "gdybyśmy sprzedawali te aplikacje bezpośrednio do klienta to by było znacznie łatwiej"... No ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo. Zmęczona Pani z Urzędu postanowiła sięgnąć po wiedzę do odmętów Międzysieci (genialny pomysł!). A nam przypadkiem udało się podejrzeć skąd czerpie się odpowiedzi na najtrudniejsze pytania dotyczące podatków a może i nawet wszechświata. Jak się okazało tym cudownym miejscem było... forum. Ale nie takie zwykłe forum. Bo skąpane w odcieniach męskiego, profesjonalnego różu. Normalnym chyba było już tylko to, że jednak nie udało się tam znaleźć potrzebnych nam informacji. Przygoda trwa.
W każdym razie po obejściu przepastnego urzędu, odwiedzeniu kilku pokoi i zebraniu nieco informacji udało nam się dojść do jakiś wniosków. Choć jako ciekawostkę dodam, że w naszym pięknym kraju od jakiegoś czasu żadna informacja, którą przekaże ci Pan lub Pani urzędnik nie jest nijak wiążąca i w razie jakichkolwiek TWOICH problemów nie masz prawa cytować takowej wypowiedzi, bo ta osoba mogła się po prostu mylić... Czy my się będziemy mogli od czasu do czasu pomylić? Zobaczymy.
Akt IV. ZUS
W końcu przyszedł czas odwiedzić pałac wielce panującego nam króla ZUS. Setki wejść, miliony okienek, z których "aktywnych" jest tylko garstka. Czekanie na swoją kolej nie trwało długo, jednak bynajmniej nie było to spotkanie, do którego odlicza się każdą sekundę. Rozmowa brzmiała jak wyrok. Trzeba opłacać to i to, ale żeby nie było tak strasznie 11zł miesięcznie jest opcjonalne! (toż to czteropak!) Niemal dało się słyszeć szyderczy śmiech (kolejnej) Pani z Urzędu siedzącej za szklanym parawanem postawionym z pewnością po to, aby nie wyładowywać frustracji na bogu ducha winnych urzędnikach (ale czy na pewno...).
Akt V. Bank
Tutaj sprawy miały się z goła inaczej. Pełny profesjonalizm, miła obsługa, rzeczowe informacje. Trochę autopromocji, ale cóż, taki biznes. Załatwianie poszło sprawnie i tylko przy wyjściu poproszono nas, jako "silnych młodzianów", o wymianę baniaka w dystrybutorze. A tyle się mówi o wyzysku klientów przez banki... Kapitalizm.
Akt VI. Powrót do Urzędu Miasta
Po zwiedzeniu całego miasta i skompletowaniu dodatkowych dokumentów, mogliśmy wrócić do UM aby poinformować ich o naszych zdobyczach. Oczywiście przy okazji wspomnieliśmy o "odpowiadaniu w ramach spółki" i pewnych nieścisłościach między urzędami. No ale to przecież inny urząd się myli, nie oni. Jak zawsze.
W każdym razie udało się! Nasza firma KAMYK istnieje i "jest w papierach". Teraz już tylko z górki... Taaaa...
Akt VII. Pisanie aplikacji
Dużo można by tu pisać o tym jak przedzieraliśmy się przez pustynie designu, krzaczory programowania, meandry programów graficznych i dźwiękowych, bóle poszukiwania aktorów, puszcze nieporozumień, góry testów i knieje bugów... ale może lepiej jednak nie. Najważniejsze, że owoc tych tortur możecie już sami sprawdzić na Google Play.
Jakie będą dalsze losy dzielnego KAMYKa? Czy przeciwstawi się królowi ZUSowi i lordowi Fiskusowi? Czy przetrwa w odmętach małej przedsiębiorczości? A może będzie musiał porzucić nasz piękny kraj i szukać szczęścia na wygnaniu?
To zależy również od Was Drodzy Wykopowicze.
TL;DR
Nadeszła chyba pora na kilka słów o naszym pierwszym produkcie. Co to tak właściwie jest?
Apocalyptic Runner to aplikacja do biegania, dzięki której możesz zamienić swoje treningi w przygodę! Wciel się w rolę posłańca, wykonuj misje i uciekaj przed niebezpieczeństwami pustkowi, aby zwyczajnie przetrwać w post-apokaliptycznym świecie. Do przetestowania wystarczą uszy plus słuchawki lub głośnik podpięty do Androida 2.3.3. Poniżej link do darmowej wersji demo:
Apocalyptic Runner Lite
Cały ten tekst można traktować jako pewną rozpiskę, gdzie i w jakiej kolejności się udać, aby założyć swoje przedsiębiorstwo. Jeśli ktoś planuje postawić ten szalony krok, ale ma pewne wątpliwości to chętnie odpowiem na jakiekolwiek pytania i spróbuję pomóc na ile potrafię.
Miłego testowania ;)
Komentarze (14)
najlepsze
Jeżeli można mam pytania:
1. Dlaczego najpierw założyliście firmę a dopiero potem zabraliście się za pisanie aplikacji? Tak wynika z kolejności wpisów. Robiąc odwrotnie od razu po założeniu działalności można by wystawić aplikację i liczyć na zyski niż opłacać między innymi ZUS za nic przez kilka miesięcy.
2. W jaki
1. To nie do końca było tak, że najpierw założyliśmy, a potem zaczęliśmy pisanie. Pokazałem to tutaj tak, żeby było bardziej przejrzyście. Pisanie trwało bardziej w tak zwanym "międzyczasie". Ale to prawda, że trochę się z tym pospieszyliśmy. Głównie dlatego, że samo pisanie zajęło nieco dłużej nić się spodziewaliśmy. No nic, jakoś trzeba sobie radzić ;)
2. Co do Google Playa to sprawa jest dość mętna i ja sam nie
1. wasza aplikacja to plagiat/kopia m.in. "Zombies, Run!". To nie jest zarzut, ale kopiować trzeba umieć (oni też nie byli pierwsi, jeśli dobrze pamiętam), a wy robicie to słabo (mówię bez złośliwości, trzeba cisnąć, żeby zyskiwać). Pomijając kasę na marketing (oni mieli m.in. fundusz na tzw. płatne instalacje i ładnie je focusowali), to: a) "Zombies, Run!" miało lepszy model biznesowy - in-appy. Aplikację kupowało się tanio i
1. Tak, to prawda, czerpaliśmy inspirację z "Zombies, Run!". Jak kopiować to od najlepszych. Ale plagiat to złe słowo, bo tematyka i pewne rozwiązania są nasze. Zdajemy sobie sprawę, że do ich sukcesu nam daleko, ale oni też na początku mieli tylko jeden sezon ściągany z całą aplikacją. Z czasem się pozmieniało. Teraz mają nawet Zombielink, gdzie można zrzucać swoje biegi na mapę. Dodatkowo mają wparcie takich gigantów jak Runners
1. Tak, jak mówię, no hard feelings.
2. To nie jest wymówka. Mierzcie wysoko. Róbcie prostsze rzeczy, a skupiajcie się na designie (oczywiście od strony programistycznej aplikacja musi śmigać, nie może crashować, ale jak wyżej - ludzie kupują oczami i to wygląd głównie nakręci wam sprzedaż). Pomyślcie o jakimś kursie grafiki albo pooglądajcie tutoriale w necie. Zawsze też można przeznaczyć jakąś część budżetu na outsourcing grafiki. Czasami kogoś sensownego do