Fragment książki Stanisława Lema napisanej w 1967 roku. Refleksje dotyczące populacji ludzkiej i nauki. Biedaczyna nie wiedział, że to co bohaterowi jego książki (z dużą dozą prawdopodobieństwa można uznać, że również Panu Stanisławowi) wydawało się nierealne, już 10 lat później na ogromną skalę zostało wprowadzone w Chinach (polityka jednego dziecka) a większość innych metod, jak aborcja, walka z kościołem, stało się normą w Unii Europejskiej (o eutanazji nie wspominając).
FRAGMENT:
Wielospecjaliści zwani u nas czasem „uniwersałami”, byli w wielkiej cenie [...] Przed pracą u Andersona Dill znalazł się – bodaj z ramienia UNESCO – w grupie badawczej, która miała opracować projekty przeciwdziałania demograficznej eksplozji ludzkości. Opowiadał o tym z satysfakcją. Było tam trochę biologów, socjologów, genetyków wraz z antropologami. Oczywiście i sławy w postaci noblistów.
Jeden z nich uważał wojnę atomową za jedyne zbawienie przed potopem ciał. Rozumowanie przedstawiało się zresztą poprawnie. Ani pigułki, ani perswazja nie zahamują przyrostu naturalnego. Niezbędne jest jakieś planujące wtargnięcie w obręb rodziny. Nie w tym rzecz, że każdy projekt brzmi albo makabrycznie, albo groteskowo, jak np. propozycja, by „zezwolenie na dziecko” można było zdobyć dopiero zgromadziwszy pewną ilość punktów, za walory psychofizyczne, za umiejętności wychowawcze i tak dalej.
Można wymyślać takie mniej lub bardziej racjonalne programy, ale nie można wprowadzić ich w życie. Rzecz zawsze w końcu wiedzie do ograniczenia tych swobód, jakich tknąć nie odważył się, od narodzin cywilizacji, żaden ustrój. Żaden ze współczesnych nie miał na to, ani dość siły, ani autorytetu. Wypadłoby walczyć i z najpotężniejszym z popędów ludzkich, i z większością kościołów, i z fundamentem praw człowieka, danym tradycją. Natomiast po kataklizmie atomowym sroga reglamentacja związków i urodzin byłaby doraźną i życiową koniecznością, bo inaczej zwyrodniała od radiacji plazma dziedziczna dałaby początek niezliczonej rójce potworów. Taka doraźna reglamentacja mogła potem przejść w system ustawowy, zawiadujący rozmnażaniem się gatunku, już jako korzystnym sterowaniem jego ewolucją i liczebnością.
Wojna atomowa jest, zapewne, przeraźliwym złem, lecz jej dalsze konsekwencje mogą okazać się dobre jako zbawienne. W tym duchu wypowiedziała się część uczonych, inni sprzeciwili się i do sformułowania zaleceń jednoznacznych nie doszło.
[...] Intronizacja rozumu jako władcy [...] jest równoznaczna z oddaniem się w opiekę obłędowi logiczności. Radość ojca, wywołana tym, że jego dziecko podobne jest do niego, nie ma żadnej racjonalnej wartości, zwłaszcza gdy ojciec to osobnik tuzinkowy, nieutalentowany – ergo, należy zakładać „banki spermy” ludzi najużyteczniejszych społecznie i sztucznym zapłodnieniem rozmnażać dzieci podobne do takich rozpłodowców, więc wartościowe. Ryzyko związane z założeniem rodziny można uznać za wysiłek marnowany społecznie, ergo, należy kojarzyć pary wedle kryteriów selekcji uwzględniającej dodatnie skorelowanie cech fizycznych i psychicznych małżonków. Nie zaspokojone pożądania budzą frustracje, zakłócające równy bieg społecznych procesów – ergo wszystkie pożądania należy albo zaspokajać naturalnie, albo równoważnikami technicznymi, bądź wreszcie usuwać chemicznie lub chirurgicznie ośrodki, które te pożądania rodzą.
[...] Pasażer, wysterylizowany na ciele i umyśle (żeby nie zawlókł do nas ani azjatyckiej grypy, ani azjatyckich myśli), naładowany witaminami i widowiskiem filmowym z puszki, będzie mógł przenosić się z miasta do miasta, z kontynentu na kontynent, z planety na planetę – coraz pewniej i szybciej, a wizja takiej fenomenalnej sprawności instrumentów opiekuńczych ma zatkać nam usta, byśmy nie zdołali spytać, do czego właściwie te błyskawiczne peregrynacje służą. Tempa takiego nie mogło znieść nasze stare, zwierzęce ciało, przenosiny z półkuli na półkulę zbyt szybkie rozstrajają rytm jego snu i czuwania, lecz szczęśliwie wynaleziono środek chemiczny, który ów rozstrój usuwa. Co prawda środek ów czasem sprowadza depresję, ale są inne, podnoszące na duchu; wywołują one chorobę wieńcową, lecz można z kolei w tętnice serca wtykać rurki polietylenowe, żeby się nie zatykały.
Uczony w takich sytuacjach zachowuje się jak tresowany słoń, którego poganiacz ustawia czołem do przeszkody. Posługuje się siłą rozumu, jak słoń – siłą mięśni, to znaczy na zlecenie; jest to niezwykle wygodne, ponieważ uczony dlatego okazuje się gotowy na wszystko, bo za nic już nie odpowiada. Nauka staje się zakonem kapitulantów; rachunek logiczny ma zostać automatem zastępującym człowieka jako moralistę; podlegamy szantażowi „wiedzy lepszej”, która ośmiela się twierdzić, że wojna atomowa może być czymś wtórnie dobrym dlatego, ponieważ wynika to z arytmetyki. Dzisiejsze zło okazuje się jutrzejszym dobrem, ergo, to zło też jest pod pewnymi względami dobre. Rozum przestaje słuchać intuicyjnych podszeptów emocji, ideałem staje się harmonia doskonale skonstruowanej maszyny, ma się nią stać cywilizacja w całości i każdy jej członek z osobna.
Tym samym cywilizacyjne środki wymieniono na cele i za ludzkie wartości podstawiono wygody; reguła nakazująca zastępować korki w butelkach kapslami, a kapsle – plastykowymi kapturkami, odskakującymi od prztyczka palcem, jest niewinna jako ciąg udoskonaleń, który ma ułatwić nam otwieranie flaszek. Ta sama reguła, zastosowana do perfekcjonowania ludzkiego mózgu, staje się czystym szaleństwem; każdy konflikt, każdy trudny problem zrównany zostaje z opornym korkiem, który należy wyrzucić, i, zastąpić odpowiednią łatwizną.
Komentarze (9)
najlepsze
@dowoszek: Lem to człowiek, który przeżył epokę Stalina i Hitlera, na własnej skórze doświadczając ich pomysłów, więc myślę, że po takich doświadczeniach mało co mogło go zaskoczyć. Już sam fakt, że Lem wprowadził taki pomysł do książki świadczy o tym, że na pewno nie był najbardziej zaskoczonym z ludzi, widząc próby realizacji czegoś podobnego. Zresztą eugenika to pomysł XIX-wieczny i każdy, kto zdobył przed wojną
'albo rząd zapewnii skuteczną redukcję urodzeń, albo ludzie będą się zabijać dla marchewki, toczyć zorganizowane wojny
Teraz wysłuchałem już wszystkich audiobooków, które powstały i szukam jakiegoś jednego ładnie wydanego zbioru jego twórczości. Niestety z tego co widzę, to wszystko to
Zostali w Polsce jeszcze jacyś apolityczni mędrcy?