We urywku wczorajszej debaty pisu w ktorej była pokazana wypoiwedz Pana Gwiazdowskiego miłym zaskoczeniem
okazała sie wypowiedz Kanczynskiego, że "już kiedyś pewien bogaty Polak mowil mi że gdyby dolar kosztował 7 złotych
to Polska rozwijala by sie w tempie 10% PKB rocznie". Otóż zawsze uważałem Kaczynskiego za ekonomicznego dyletanta
a tutaj wypowiedz szydząca z Keynesizmu? Szok.
Teraz małe wyjasnienie dla keynesowskich ekonomistów ktorych (o zgrozo!) jest bardzo wielu, których kształci się na uczelniach wyższych i ktorzy wciaz mówią o słuszności osłabiania swojej waluty i jeszcze to postulują w debacie publicznej.
Zobrazujmy sobie to na przykładzie. Zaznaczam że liczby i kursy specjalnie upraszczam by przykłąd był przejrzysty i łatwy do zrozumienia
Sytuacja A.
USA produkuje 100 samochodów, Polska produkuje 100 jachtów. Kurs zlotowki do dolara to 1:1 i przyjmujemy że Amerykanie produkujący samochody chca wymieniac na polskie jachty i na odwrót. Po wymianie handlowej Amerykanie za wyprodukowanie 100 samochodow nabyli 100 jachtów a Polacy za wyprodukowanie 100 jachtów otrzymali 100 samochodów.
Teraz sytuacja B postulowana przez keynesistów, etatystów itp. Osłabiamy specjalnie złotego by mieć wzrost PKB.
Kurs wymiany to dwa złote za jednego dolara. USA produkuje 100 samochodów, Polska w odpowiedzi na zwiększony keynesowski popyt produkuje 200 jachtów. Dochodzi do wymiany 100 samochodów na 200 jachtów.
Jak sie zmieniło PKB Polski ? wzrosło dwukrotnie, przez zwiększenie produkcji.
Jak zie zmienił dobrobyt Polaków? spadł dwuktornie. Dlaczego? Bo by posiąść 100 samochodów z USA teraz musieli wykonac dwukrotnie większą pracę by dostać te same produkty z importu czyli 100 samochodów.
Od zmiany kursu dolara nie zmieniła sie produktywność, więc musiały być one wyprodukowane większym nakładem pracy i kapitału.
PKB nie jest miarą dobrobytu, a powyższy przykład pokazuje, że zwiększenie się PKB może oznaczać nawet w tym przypadku zubożenie społeczeństwa.
Komentarze (33)
najlepsze
PKB = konsumpcja + inwestycje + wydatki rządowe + eksport - import + zmiana stanu zapasów.
Samochody (w liczbie 100) przyjmujemy za wydatek konsumpcyjny gospodarstw domowych, czyli to konsumpcja. Zakładając, że przy kursie 1:1 samochód kosztuje 10 (import) i jacht kosztuje 10 (eksport, a mamy 100 jachtów) to, podstawiając do przykładu ze znaleziska, mamy (jednostki
Tu masz rację. Sądzę, że jakby tę Szwecję nazwano wtedy po imieniu (keynesowską) to ta reakcja
@MQs: a wiesz, że przez moment o tym pomyślałem? ;) Tyle, że nawet Chinole aż tak radykalnie nie osłabiają swojej waluty
W takim wypadku rząd powinien zwiększyć liczbę pieniądza na rynku co jednocześnie zwiększy popyt i produkcję. Ten mechanizm bardzo łatwo wyjaśnić na (oczywiście uproszczonym) przykładzie.
Załóżmy, że mamy dwie osoby - jedna to piekarz (pomińmy, skąd bierze mąkę), druga to sadownik, produkuje
Np. ludzie potrzebowali węgla i wydobywali go ręcznie, podczas gdy obok stały nieczynne maszyny. Gdyby je wykorzystali, zwiększyli by swoje wydobycie kilkadziesiąt razy, ale przez nieefektywność wolnego rynku nie mogli tego zrobić
Tu raczej nie chodzi o to, że ci ekonomiści nie rozumieją skutków osłabiania waluty, lecz o to, że uznają przewagę pozytywnych efektów nad tymi negatywnymi.