Zacznę od tego że w busie, którym jechałem było dwóch kierowców nazwę ich na dalszą część tekstu NK – Nerwowy Kierowca oraz SK – Spokojniejszy Kierowca.<br />
<br />
A więc, oficjalnie mieszkam sobie jak wielu ludzi na wyspach. Dobrze mnie się tam mieszka, fajnie pracuje i ogólnie jest git. Raz na jakiś trzeba wyjechać na naszą kochaną ojczyznę, i w tedy zaczynają się nie lada problemy. Moim problemem jest to, że latać samolotami się boję (miałem lekką przygodę podczas lotu i mnie to trochę zraziło), więc trzeba wybrać środek transportu. Samochodu nie posiadam więc jedynymi środkami transportu są autokary lub busy. Tak więc mieszkam sobie 60km na zachód od Londynu i ostatniego kolorowego dnia zdecydowałem się pojechać busem jako, że podjeżdżają pod dom i odwożą pod dom. Przewidywany czas podróży to ok 20 godzin z Euro Tunelem włącznie. Więc zamówiłem sobie przejazd z domu do domu wszystko ładnie pięknie wpisałem w formularzu moje imię nazwisko i wszystkie wymagane dane, spakowałem torby i zaczęło się. Dzień przed wyjazdem, ok 21:30 zadzwonił do mnie gość strasznie nerwowy a głos jakby do tej pory całe życie tylko pił wódę albo jakiegoś taniego jabola, stwierdził ten głos, że mnie czyli "proszę pani" za co dostał pierwszą żółtą kartkę ode mnie i odrazu naprostowanie, że podawałem swoje dane i powinien wiedzieć z kim rozmawia. Nerwowymi słowami dowiedziałem się, że będą u mnie w godzinach wieczornych w niedzielę między 16 a 18. Następnego dnia około godziny 18:45 zadzwoniłem do gościa od busa, że go ni widu (no dobra korki czy cóś może i były) od razu dostałem zjebkę, że on za kierownicą siedzi (telefon firmowy? Drugi kierowca nie może odebrać?), i że będą u mnie z lekkim poślizgiem 30 minut, i tak się też stało lekki poślizg 45 minut i już siedziałem w busie, w którym brakowało jeszcze dwóch osób. Oczywiście jak przypuszczałem , kierowcy to typowe przymonopolowe wsiury. Po usadowieniu się w busie (nawet muszę przyznać, że dobrze trafiłem z tyłu fotele składały się do leżanki = dobre spanie :]) kierowcy składali się do odlotu jakieś 20 minut, dosłownie wpisanie w nawigację kolejnego adresu to powinno być 30 sekund i lecimy a oni siedzieli myśleli gadali i ruszyli po 20 minutach. Jazda po kolejnych dwóch klientów obyła się bez problemu, poza tym, że odjazd od każdego z nich zajmował kolejne 20 minut. W tym momencie bus miał już koło półtroa godziny spóźnienia. Na szczęście pociąg zamówiony był z myślą o... tak o pół-godzinnej wpadce. No cóż wielkie zdziwienie kiedy zajechaliśmy na "dworzec" o godzinie 21:40 a pociąg odjeżdżał o 21:40 czyli można dodawać kolejny poślizg. Obaj szanowni kierowcy znali angielski na poziomie SK – średnio na jeża mało albo i mniej, NK – jestem w anglii huhu YES NO YES. Na szczęście mieli pasażerów, w tym mnie bardzo dobrze znającego wspomniany język. Na bramce od razu odezwał się głos ze strasznego głośnika na monitorze mówiący wyraźnie "You're late, please come to information". Tak więc kierowcy sobie stali w dobre na bramce i próbowali zrozumieć co ten tam monitor powiedział, zajęło im to jakieś 5 minut zanim się nie odezwałem po raz pierwszy, że mają zajechać na informację i rozwiązać problem. Tak więc zajechaliśmy na parking ludzie powysiadali postać pogadać jak to fajnie nie jest jechać busem itp itd a panowie kierowcowie poszli do informacjii się "dowiadywać" Po około 5 kolejnych minutach SK przyszedł do busa z problemem, oni nie rozumieją babki, stwierdziłem więc, że można im pomóc za niewielką odpłatą jako tłumacza (ja im płacę za marną robotę to za dobrą usługę oni będą musieli zapłacić). Zgoda więc spakowałem laptopa, którego właśnie używałem do skomunikowania się z rodziną i poszedłem do miłej pani, która mówiła bardzo dobrym, zrozumiałym angielskim. Okazało się, że zamówiony bilet na auto osobowe z przyczepką (a wyszło, że minibus z lawetą...) no i chopaki musieli dopłacić całe 12 Euro, wypełnili dokumenty i wszystko git, mijała właśnie godzina 23. Kierowcowie nadal nie wiedzieli, o której pojedziemy na tunel, więc po raz kolejny spakowałem mojego laptopa i poszedłem stać w kolejce z zapytaniem "kiedy no?" Okazało się, że możemy poczekać do 1:37 ale jednak koniec końców puściła nas 6 minut po północy. Bilans spóźnienia na wjeżdżaniu do Francji wynosił już około 3,5 godziny. Nie dużo w sumie.<br />
<br />
Dobrze teraz już prosta droga przez kilka krajów później niemcy od berlina odbijemy na Zgorzelec gdzie zostawimy autko później Wrocław gdzie wysiada dwóch Panów w tym jeden, z którym się dogadałem gdzieś za berlinem. No właśnie teraz powód: pan Paweł z Wrocławia (pozdrawiam) smacznie sobie spał podczas zjazdu, który powinniśmy zachaczyć od berlina na Gorlitz w kierunku Zgorzelca. Kiedy trochę później obudził się zobaczył coś dziwnego, na znakach widniało: Warszawa 661 km. Z każdym znakiem nasze zdziwienie zwiększało się i zwiększało. W pewnym momencie krzyknąłem do kierowcy dla czego jedziemy na Słubice a nie na Zgorzelec. Odpowiedź godna ćwierćtupa "bo tak" oczywiście nawigacja była już wyłączona od ponad godziny a chopaki jechali na mapie... Zajechaliśmy więc do Słubic gdzie już z 4 godzinnym poślizgiem wypłynęliśmy na stację benzynową i pytanie do SK: czemu tutaj a nie Zgorzelec przecież to pół polski przejechać trza jeszcze. I w tym momencie zaczęła się jatka NK zaczął drzeć ryja jak by mu jajca w imadło pakowali, że on wie, nawigacja mu nie potrzebna i tutaj bo ludzie mogli sobie zjeść (brak restauracji, budki z jedzieniem itp itd.) i kantor to wymienić kasę. No bez komentarza tego nie pozostawiłem bo wymieniłem nerwusowi kurczaka, restaurację, hotel, kibelki, kantor i oczywiście stację benzynową, które stoją sobie otworem dla klientów w Zgorzelcu zaraz za przejściem (pozdrawiam). NK gotował się jak i ja wraz z panem Pawłem. Pan Paweł na stacji kupił mapę żeby pokazać kierowcom jakimi głąbami są, niestety zdecydowali, że pojadą wioskami i mieścinami przez Polskę zamiast wrócić się te parę kilometrów i przejechać trasę po stronie niemieckiej wzdłuż granicy, tutaj zeszły nam 4 godziny w zamian za 2, co dawało w sumie już 6 godzin. Dodam, że na początku trasy myślałem, że w Nysie będę około 17-18 jednak jak bardzo przeliczyłem się kiedy normalnie pojechaliśmy przez wsie, wsiska, wioski i inne dziury z równie dziurawymi drogami. W Tym momencie Pan Paweł nie wytrzymał i napisał miłego smsa o długości sześciu takowych do właściciela firmy z zapytaniem czy on w ogóle interesuje się, którędy to jego kierowcy jeżdżą. Kompletny brak odezwu przez godzinę a później SMS, że niestety ale jest w szpitalu na badaniach i nie może dzwonić, więcej ani nie odebrał telefonu w późniejszym czasie ani nic więcej nie napisał. Kiedy dojechaliśmy do Zgorzelca okazało się, że panowie kierowcy przypomnieli sobie o nawigacji ażeby dostarczyć samochód do jednej z wsi, przez którą przejeżdżaliśmy wcześniej. Pojechaliśmy wzdłuż drogi za stacją postojową z wyżej wymienionym kantorem, barem, hotelem itd. Jednak co się okazało trzeba było zawracać bo "to nie tam" tak więc i zrobiliśmy. Nawigacja prowadziła dokładnie pod adres, którego panowie kierowcy szukali jednak trzeba było się w pewnym miejscu zatrzymać zadzwonić do klientki i pytać o wskazówki, które o nie! były wyjątkowo proste: za światłami w prawo, później 2km prosto wraz z podanym numerem domu. Tak zrobili kierowcy, skręcili za światłami i nie ujechali 300m zatrzymali się i pytają ludzi o numer domu (najbliższy widoczny to chyba 60 było) wszystko wskazywało na to, że jedziemy dobrze jednak wytrwali panowie kierowcy za kolejne 300m znowu zatrzymali się, żeby zapytać o kierunek. Miałem już dość ich wsiowego myślenia (bez urazy dla ludzi ze wsi), ruszyliśmy dalej aż dojechaliśmy do domu o numerze 24 czyli de facto kilka domów dalej był upragniony postój rozładowanie samochodu i jazda dalej, ale oczywiście panowie kierowcy jakeżby inaczej musieli zadzwonić do klientki i pytać o kierunek a w tym celu pan SK wyszedł z samochodu pytać ludzi gdzie i jak. Nie wytrzymałem i zaczęła się burda zacząłem z Panem Pawłem rzucać mięsem, że są debilami skoro widzą, że z tyłu 26 obok 24 to ten, którego szukamy jest kilka domów dalej! I tutaj wtrąca się pan NK obrzuca nas błotem, że on wie lepiej żebyśmy się uciszyli bo jak nie to na komisariat do Wrocławia zajedziemy najpierw. Pan Paweł stwierdził, że skoro tak chcą to proszę bardzo podał panom kierowcom adres na komisariat na ulicę Połbina ale kierowcy nawet z bliska nie mogli zrozumieć adresu, któy Pan Paweł podawał i twierdzili, że takiej ulicy we Wrocławiu nie ma więc ten podał coś mniej wymagającego (jeśli dobrze pamiętam to na Kozanowską). Ciągnąc dalej kierowcy w końcu dopytali przechodniów i znaleźli dom, który jak przy kłótni powiedziałem stał jak byk parę domków dalej. Rozładunek auta i jedziemy do Wrocławia (w końcu!). Wyjechaliśmy z wioski i oczywiście zamiast skręcić na autostradę panowie kierowcowie pojechali na drogę na Olszynę aby z tamtąd obrać kurs na Wrocław SIC! Droga ta przebiegła w miarę bezproblemowo i uspokoiliśmy się z Panem Pawłem i stwierdziliśmy, że zapłacone za przejazd będzie jeśli wystawią rachunek co na postoju przy komisariacie nastąpiło jednak i nie było większych problemów. Dalej z Wrocławia pojechaliśmy do Nysy, również bez już większych problemów wysiadłem poprosiłem o rachunek i powiedziałem, że faktura za usługę tłumaczenia w Anglii zostanie wysłana do właściciela firmy.<br />
<br />
Przejazd mi zajął 28 godzin w domu byłem o godzinie 23 zamiast jak liczyłem o 18 musiałem ustawić się u kolegi na noc ponieważ klucze były u sąsiadki a tej budzić o tak późnej porze nie miałem zamiaru.<br />
Na koniec dodam, że szkoda najbardziej mi było wcześniej opisanego Pana Pawła, który trasę zakończył po 38 godzinach jazdy (Leeds – Wrocław) i reszty klientów, którzy mieli jeszcze dojechać do Częstochowy i dalej Kielce, których również pozdrawiam.<br />
<br />
To koniec mojej historii. Ogólnie ludziom ze słabymi nerwami nie polecam jazdy niesprawdzonymi przewoźnikami, a tym to już w ogóle.<br />
<br />
I na wszelki wypadek dane firmy:<br />
<br />
"KAMIL - TRANSPORT"<br />
<br />
Tel.: + 48 888-295-899 (PL)<br />
Tel.: + 44 7999056304 (UK)<br />
GG: 36441625<br />
<br />
www.kamil-transport.pl<br />
e-mail: kamil.transport@vp.pl<br />
<br />
Oraz trasa przejazdu:<br />
<a href="//tinyurl.com/cyu9ywk" rel="nofollow">//tinyurl.com/cyu9ywk</a><br />
<br />
Zródło miniaturki: www.kamil-transport.pl<br />
<br />
Komentarze (198)
najlepsze
Horror.
Widzisz od tamtego razu ja mam problem że się boję spotkać kolejne 170 kg w autokarze na siedzeniu obok.
Dodam że sam jestem nietuzinkowy około 90kg
Sorry ale chałupniczy transport na 1000km to jakieś nieporozumienie. Nie lepiej pociągiem?
Generalnie jednak dobry, zadbany autobus będzie bardziej komfortowy od busa, bo ze względu choćby na jego rozmiar, łatwiej osiągnąć lepszy komfort zawieszenia, większą
A jadziłeś busami by mieć porównanie? Ja jeździłem tym i tym i powiem tak:
busem:
- niestety odrobinę drożej
+ zdecydowanie SZYBCIEJ bo nie wjeżdża do większości miast
+ odbiera i podwozi pod sam dom, co jest sporym plusem , bo oszczędza się na taksówkach, a takie odebranie klienta to góra 5 minut.
+bardziej komfortowo (ale też zależy jak się trafi) fotele zwykle wygodniejsze w busach.
+ zatrzymuje się może
PS. Strasznie wstyd przed Anglikami, bo później o całym narodzie tak myślą patrząc na takich polskich "panów spod monopolowego" :|
@bachor__23: Ta, bo wszyscy Anglicy to dżentelmeni w melonikach i skórzanych rękawiczkach.