Wpis z mikrobloga

Dziesiąta+, wstałem, zapodałem se Piosenki Bez Granic, chciałem se ogarnąć naczynie do żarcia z chlewika na korytarzu bo wyniosłem, jakiś gówniarz szamoce się z drzwiami sąsiadki, więc pytam o co kaman:
- sąsiadka LVL+-70 nie odpowiada na telefon, więc go wysłali żeby sprawdził.
- pomagam gówniakowi LVL +-13 otworzyć drzwi, włazi, zaglądam, sąsiadka coś tam nadaje więc żyje.
- wracam na chwilę do chaty...
- a #!$%@?, nie wiadomo co się stanęło - idę do sąsiadki.
- okazuje się że upadła koło piątej rano i się ledwo pozbierała do tej 10, może nawet gówniak pomógł dopiero.
- sąsiadka siedzi na fotelu, głupio jej [choć to nie pierwszy raz], bo to taka zosia samosia.
- mówi [upatrując w swym staruszkowym rozumie że trochę w tym przyczyna upadku], żebym jej przestawił tapczan + parę innych gratów.
- oj tam, oj tam, trzeba spełniać zachcianki starszego człowieka, zwłaszcza że lubi przemeblowania i to nie pierwszy raz, poranna gimnastyka, przestawiam, chociaż tapczan z deka ciężkawy, gadam z sąsiadką co i jak :-)
- po paru minutach wpada synuś [elektryk-zjeb, co to wszystko wie a #!$%@? się zna, tak na marginesie], nawet progu pokoju nie przekroczył, i już z ryjem, że gdzie masz telefon matka, że on się denerwuje, inne takie bzdety.
- po 15 sekundach zastanawiam się czy mu nie jebnąć - jakby to był mój brat czy wujek [mniejsza potencjalnie odpowiedzialność] - wyszedłby na kopach...a akurat z nim bym sobie spokojnie poradził, mimo gabarytów ;-)
- robię swoje próbując gadać z sąsiadką i przestawiać meble, starając się żeby jak najmniej uwagi zwracała na debila.
- idiota się ewakuuje z pokoju do kuchni na drugim końcu korytarza, zadzwonić.
- wpada córka chyba, nie do końca ogarniam tą ich rodzinkę, też z ryjem tylko mniejszym. Po paru minutach gdy ja gadam z sąsiadką o wyprawie na Marsa czyli z fotela na tapczan albo krzesło [bo tak jej pasowało, raz się żyje] córka idzie do kuchni, przeradza się to w naradę rodzinną.
- coś tam #!$%@?ą o opiece nad mamuśką, u nas dalszy ciąg misji kosmicznej, podtrzymuję staruszkę, ze 2 razy próbujemy, jest śmieszno-strasznie.
- zjawia się wnuczka, mówi że to fajnie że jezdem, dwa słowa i dołącza do rodzinki i narady - ja oczywiście sam z babcią ;-)
- po kilku minutach, ponieważ odpalenie pierwszego etapu misji przebiegło pomyślnie, no, powiedzmy, półpomyślnie, zapada propozycja kontynuacji misji - czyli przez korytarz do kuchni ;-)
- jakoś idziemy, chociaż ciężko to idzie dziś i z jednej strony bym odradził i polecił łóżko jak na kacu, z drugiej strony jak staruszka zacznie bardziej leżeć niż próbować chodzić, to wojna o zycie +- kaputt...:/
- tamte głąby dalej #!$%@?...
- przychodzi wnuczka w połowie misji pokój - połowa korytarza, zapada u niej decyzja o pomocy, sadzamy babcię na krześle w połowie korytarza [fizycznie dałaby IMNHO radę, ale strach przed każdym krokiem powoduje zmęczenie...]
- babcia pokazuje mi [wnuczka (LVL30+) chwilowo się ewakuowała...] kolano, obdarte, polecam opatrunek bo może na mnie zagoiło by się jak na psie, ale w tym wieku niekoniecznie i [to w myślach] można nawet umrzeć...
- pat, zapada decyzja o wezwaniu pogotowia.
- wychodzę, niech se pogadają pokolenia...
- przyjeżdża karetka, w składzie chyba 4-osobowym, postanawiają nie zabierać po oględzinach.

- za jakiś czas puka curka sąsiadki [bo fakt, w ferworze walki zapomniałem wyjąć kluczy gówniaka z kieszeni] po klucze, głosem opanowanym - czyli zupełnie odwrotnie niż to powinno wyglądać...

- #!$%@?ę, idę se obiad ugotować, zajrzę tam później...

WNIOSKI:
- zamiast uspokoić starszą osobę po upadku, pocieszyć i pomóc, te #!$%@? jeszcze włażą jej na głowę i bardziej się przejmują tym że musieli się denerwować.
- ja rozumiem że cierpliwość w rodzinie jest wystawiana na próbę, ale do #!$%@? nędzy są jakieś granice, to wszystko byli dorośli ludzie, +-50,45 i 30+ lat, litości...
- w sumie nie patologia a jednak smutno jak się to widzi...
- wniosek...wymoderowano...

#takaprawda ##!$%@?
  • 1