#anonimowemirkowyznania
Witam Was szanowni Mircy,
Zacząłem jakiś czas temu czytać Wasze wyznania, nie powiem, trochę dla beki, ale widzę, że mój problem nie jest w tej części Internetu wyjątkowy, więc pomyślałem sobie - a co mi tam, napiszę, może mi ktoś coś mądrego doradzi. A jak kogoś rozbawię, to też spoko.

Także, słuchajcie, słuchajcie mieszkańcy wypoku. Ogłasza się co następuje:
Według standardów #zwiazki jestem #przegryw - już 26 lvl, nigdy żadnego różowego, raz się całowałem z jakąś #!$%@?ą laską - no bida panie jak w polskim kinie, a czarodziejstwo się zbliża. Tylko, że hm, przegrywem to ja się nie czuję. Owszem myślę o moim prawactwie i bywają momenty, że mnie to strasznie #!$%@?, ale na innych polach moje życie jest w porządku.
jakiś czas temu, zajadając obiad na stołówce w pracbazie, byłem świadkiem śmieszkowej sytuacji

stołówka pusta, już prawie przed zamknięciem, nie ma żywej duszy, tylko ja, pani za ladą i pan murzyn, ale ja w roli biernego obserwatora znad talerza, to dramatis personae sztuk dwie tak właściwie

do rzeczy, pan murzyn próbuje zamówić obiad, ale niestety mówi tylko po angielsku, zaś pani za ladą wyłącznie po polsku, stąd mamy lekki zgrzyt i musi nastąpić komunikacja na migi

sałatkę