Poczytuję sobie obecnie „Mity greckie” Roberta Gravesa, a właściwie to nie poczytuję, tylko przeżywam prawdziwe męki pańskie. Nie wiem, czemu to sobie robię. Czy to jakieś aspiracje intelektualne? Pół biedy, kiedy autor przedstawia mit, tj. opowiada go, ale kiedy zabiera się za jego erudycyjną egzegezę, to umieram. Czuję się, jakbym czytał Marka Podleckiego, twórcę deparchatora, oraz jego ulepszonej wersji - deparchatora XXL. Weźmy taki fragment:

Afrodyta Urania („królowa gór”) lub Erycyjska („wrzosu”)
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

  • 1
@pod_sloncem_szatana Graves już taki bywa mistyczno-syntetyzujący, dziecko swojej epoki, gdy triumfy swięciła psychoanaliza, a nauka jeszcze czasem polegała na przeświadczeniach autora, a nie twardych dowodach.

Skoro przezywasz katusze przy mitach to nie sięgaj po Białą boginię tegoż autora, bo dopiero Cię ona zmęczy.

Natomiast powieści miał dość przystępne taki Ja, Klaudiusz czy Belizariusz są napisane w prosty sposób i szybko się je czyta.
  • Odpowiedz
Skoro Prometeusz podarowal ludziom ogien z Olimpu to co gdy ten ogien zgasl w deszczu ? Jak ludzie ponownie go rozpalili ? Skoro nie umieli ? Moze nie zgasl bo w mitologii wszystko mozliwe , ale jesli zgasl to co ?

Przypuśćmy,że ten ogien był w jaskini gdzie deszcz nie pada, co gdy jest silny wiatr wraz z piaskiem ? Prędzej czy później powinno zgasnac to ognisko.

Czy to ze Prometeusz dal
  • 9
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach