Fotografia: Sanitariuszka "Czerwonego Krzyża" spisuje ostatnie słowa ciężko rannego żołnierza brytyjskiego w 1917 roku

Przed pierwszym dniem Sommy wielu żołnierzy pisało listy do rodzin. Charles May napisał taki list do swojej żony i córki:

„Nie mogę pozwolić sobie roztrząsać sprawy osobiście – nie ma tu na to miejsca. Ponadto byłoby to demoralizujące. Nie chcę jednak umierać. Nie chodzi mi o mnie. Jeśli tak ma być, że zginę, jestem gotów. Jednak myśl, że nie miałbym już nigdy zobaczyć Ciebie albo naszego kochanego dziecka sprawia, że topie się jak wosk. Nie mogę myśleć o tym choćby z udawaną obojętnością. Moją jedyną pociechą jest szczęście, jakie było naszym udziałem. Sumienie mam czyste, gdyż zawsze starałem się wnosić radość do twojego życia. Wiem też, że jeśli odejdę, nie zostaniesz w niedostatku. To już coś. Jednak jest ta myśl, że zostaniemy od siebie odłączeni i że nasze dziecko będzie dorastać, nie znając mnie ani ja jego. Trudno się z tym mierzyć. A wiem, że beze mnie Twoje życie będzie ponure i puste. Nie możesz jednak pozwolić, by takim się stało w pełni. Bo Tobie powierzone będzie najważniejsze zadanie na świecie: wychowanie naszego dziecka. Niech Bóg je błogosławi; to ona jest dla mnie nadzieją. Kochana, au revoir. Być może będziesz czytała te zdania jako ciekawostkę. A może będzie to moja ostatnia wiadomość do Ciebie. Jeśli się tak stanie, wiedz, że kochałem Ciebie i dziecko z całego serca i duszy, że wy dwie byłyście dla mnie całym światem. Modlę się do Boga, bym zdołał wypełnić swoje obowiązki godnie, ponieważ wiem, że nie zniosłabyś, gdyby stało się inaczej”.

„Charles
myrmekochoria - Fotografia: Sanitariuszka "Czerwonego Krzyża" spisuje ostatnie słowa ...

źródło: comment_cJ9PDFacp2BrS6AefVfkeX9dIPILylBq.jpg

Pobierz
Mnóstwo ludzi krytykuje „przywódców Zachodu” za appeasement wobec III Rzeszy i jak najbardziej jest za co, ale większość nie zdaję sobie sprawy z psychologicznej głębi I Wojny Światowej.


@myrmekochoria: Tym bardziej powinni zaatakować nieprzygotowanego przeciwnika żeby nie było powtórki.
  • Odpowiedz
@Goglez: Ja się nie będę wdawał w dyskusje na temat, co powinno zostać zrobione, a co nie, bo nie ma to najmniejszego sensu i jeszcze trolle z głównej wykopu się tu zbiorą. Ludzie bardzo często rzutują wiedzę z teraźniejszości na przyszłość i to jest największy błąd w postrzeganiu historii. Ja lubię ogólnie historie, choć przyznam, że czeka nas przynajmniej jeden wpis o gdybaniu na tym mikroblogu, ale to ze Starożytności.
  • Odpowiedz
"Wielkie Uderzenie"

Amsterdamski jubiler Joseph Asscher i jego współpracownicy po zbadaniu diamentu Cullinan zastanawiali się, czy da się on rozłupać, czy też trzeba go będzie ciąć piłą. Oba sposoby niosły ze sobą ryzyko, że kamień rozpadnie się na kupkę odłamków. Po sześciu miesiącach rozważań Asscher zdecydował się go rozłupać. Dwa tygodnie siedział przy stole warsztatowym i ostrymi kawałkami diamentów żłobił rysę w kamieniu, który miał przeciąć; diament można ciąć tylko innym diamentem.
myrmekochoria - "Wielkie Uderzenie"

Amsterdamski jubiler Joseph Asscher i jego wsp...

źródło: comment_7VUdhUZslHManZf2Z5IBfskgFUBW7UsE.jpg

Pobierz
@Enzo_Molinari:
Nieoszlifowany diament wygląda jak bryła szkła - nic ciekawego. Dopiero po nadaniu odpowiedniego kształtu zyskuje na wartości. A skoro rozbijali go na dwie części to znaczy, że musiał być pęknięty, lub mieć inną skazę, którą należało wyeliminować.
  • Odpowiedz
@Jin: Świetny komentarz. Aż postanowiłem doczytać: "Już po krótkim badaniu Asscherowie odpowiedzieli królowi, że diament ma skazę w postaci dużego, czarnego wtrącenia, które odbijałoby się we wszystkich ściankach. Dla oczyszczenia i usunięcia wtrącenia Cullinan musiałby zostać przewieziony do Amsterdamu."

A tutaj świetny artykuł, ale po angielsku https://artemisiasroyalden.wordpress.com/2013/01/28/day-in-history-january-26-the-worlds-largest-diamond-ever-the-cullinan-is-found/

I diamenty przed i po:
myrmekochoria - @Jin: Świetny komentarz. Aż postanowiłem doczytać: "Już po krótkim ba...

źródło: comment_GkJ13Abex6hi1dORQcUHqM6DTg48eGqC.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
Chińskie wydanie "Diamentowej sutry" jest najstarszą zachowaną chińską drukowaną książką. Jako fragment nauk Buddy, należała do najbardziej wpływowych dzieł buddyzmu w Chinach i Japonii. Zarówno tekst, jak i ilustracje odbijano z klocków drewnianych na kartkach papieru, które następnie sklejano w długi rulon. Pismo chińskie zostało ujednolicone około 200 p. n. e. i język chiński, jako język nauki i administracji, odegrał podobna rolę unifikująca na większość terenów Azji Wschodniej co łacina w Europie.
myrmekochoria - Chińskie wydanie "Diamentowej sutry" jest najstarszą zachowaną chińsk...

źródło: comment_C9mMndasoR7CCEvWVbFehHviG018ZjcH.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
„I remember now the intense silence of the Grande Place that day after the gas-attack, when we three men stood there looking up at the charred ruins of the Cloth Hall. It was a great solitude of ruin. No living figure stirred among the piles of masonry which were tombstones above many dead. We three were like travelers who had come to some capital of an old and buried civilization, staring with awe and uncanny fear at this burial-place of ancient splendor, with broken traces of peoples who once had lived here in security. I looked up at the blue sky above those white ruins, and had an idea that death hovered there like a hawk ready to pounce. Even as one of us (not I) spoke the thought, the signal came. It was a humming drone high up in the sky”.

Gibbs przyrównuje tutaj Ipr do ruin starożytnej cywilizacji, której splendor jest już dawno zagrzebany ( Katedra w Ipr, przemysłowe hale w Ipr - takie wielkie). W trójkę włóczą się po ruinach miasta i widok jest jakby nie z tej planety. Zielonkawy gaz snuje się dołem, w wielu miejscach nie da się oddychać (tak jakby brak atmosfery), ciała ludzi są zasypane przez kamienie, a z nieba spadają pociski. Niedawno odkryto, że na pewnej planecie "pada szkło" (http://www.space.com/22614-blue-alien-planet-glass-rain.html), ale to zrobili ludzie na Ziemi z użyciem współczesnego przemysłu i artylerii - co prawda w małej skali (jeżeli idzie o planetę). Nie zmienia to faktu, że przez chwilę na tej planecie manifestuje się jakaś demoniczna wręcz rzeczywistość wyjęta z innego wymiaru

A tutaj elegia Gibbsa dla dwunastu Zarządców Miasta Ipr (ludzie, którzy zajmują się logistyką i zaopatrzeniem) - w skrócie wszyscy zostali zabici przez ostrzał albo spadające kamienie/cegły:
myrmekochoria - „I remember now the intense silence of the Grande Place that day afte...

źródło: comment_WnddeqINHYBzmRi5wJ1p3pSBVZdsyFIS.jpg

Pobierz
@Pestilence: Nie ma za co. Ogólnie I WŚ rozwala mnie na osobistym poziomie, aż chce się wierzyć w magie albo okrutne bóstwo historii. Zobaczymy jak długo będzie mi się chciało i czy ludzie będą zainteresowani. Ewentualnie przejdę do drobnych wpisów, zdjęć itd, ale dojdzie do tego jeszcze starożytność, bo to chyba mój ulubiony okres. Ogólnie na jesieni mam trochę czasu, więc będę tutaj pisał albo wrócę do pisania o grach.
  • Odpowiedz
„The worst school of war for the sons of gentlemen was, in those early days, and for long afterward, Hooge. That was the devil's playground and his chamber of horrors, wherein he devised merry tortures for young Christian men. It was not far out of Ypres, to the left of the Menin road, and to the north of Zouave Wood and Sanctuary Wood.[…] Our men lived there and died there within a few yards of the enemy, crouched below the sand-bags and burrowed in the sides of the crater. Lice crawled over them in legions. Human flesh, rotting and stinking, mere pulp, was pasted into the mud-banks. If they dug to get deeper cover their shovels went into the softness of dead bodies who had been their comrades. Scraps of flesh, booted legs, blackened hands, eyeless heads, came falling over them when the enemy trench-mortared their position or blew up a new mine-shaft”. Philip Gibbs “Now it can be told”

Może moja mała rekapitulacja tego cytatu:

Ciała, które zostają na ziemi niczyjej są rozdrabniane i zasypywane przez pociski, co tworzy kompost (warstwy ziemi i ciał) ludzkich szczątków. Gdy spada pocisk o większym (moździerz) kalibrze albo wybucha mina, to wyrzuca te resztki (stopy wciąż w butach, urwane głowy bez oczu, rozkładające się korpusy) wysoko w górę i spadają na was jak deszcz śmierci, który przypomina wam, że jesteście następni i nic was nie uratuje. Potraficie sobie to wyobrazić? Pewnie graliście w Heroes III albo Disiciples II. Ta sytuacja zupełnie przypomina czary, które obniżają morale. Abstrakcja do największej potęgi. Jeżeli ktoś by dał Wam rys swojej książki i napisał takie coś, to prawdopodobnie byście odpowiedzieli - trochę przesadzone i mroczne nikt Ci w to nie uwierzy. Historia ogólnie dla mnie niszczy fikcje.

Książka
myrmekochoria - „The worst school of war for the sons of gentlemen was, in those earl...

źródło: comment_jPTh6Ae4QNlADlCh552TN84wC8UGrcMn.jpg

Pobierz
"Francuskie pociski zaczęły padać na lewo i prawo od nas, pozostawiając po sobie wijące się w agonii ludzkie kształty. Nasze natarcie ustało, a po kilkuminutowym wahaniu cofnęliśmy się. Ogień artylerii podążał za nami , czyniąc wielkie wyrwy w naszym szyku - wkrótce znaleźliśmy się pod francuskim ogniem huraganowym. Powietrze wypełnił gaz i latające wszędzie odłamki stali. Z nawyku ustawiliśmy karabin maszynowy w pozycji ogniowej, po czym niczym zwierzęta zagrzebaliśmy się w ziemi,
myrmekochoria - "Francuskie pociski zaczęły padać na lewo i prawo od nas, pozostawiaj...

źródło: comment_tYUcUcsB0kSNo5HxdDUopHJfq4USR2Ef.jpg

Pobierz
@Felonious_Gru: Nie ogarniam o co chodzi z taktykiem.
@Taco_Polaco: Może uda mi się znaleźć wspomnienia żołnierza, który wspomina o tym, że uczono ich jak zabijać ciężko rannych przyjaciół na polu bitwy, żeby się nie męczyli - strzał w tył głowy, cały czas rozmawiasz z tą osobą, aby się nie spodziewała. Było to miłosierdzie, bo warunki nie sprzyjały rekonwalescencji. On mówił, że trzy razy próbował zabić swojego przyjaciela, który
  • Odpowiedz
Nie ogarniam o co chodzi z taktykiem.


@myrmekochoria: zaznacza sobie wpis do którego warto wrócić - wykop (jako program) jest niepełnosprawny, jest lista ulubionych wpisów ale nie do końca zastępuje taką funkcjonalność
  • Odpowiedz
Codex Mendoza jest jednym z niewielu zachowanych dokumentów rękopiśmiennych pochodzących z Ameryki prekolumbijskiej. Zawiera kopię spisu przedmiotów składanych corocznie w formie trybutu ostatniemu władcy Azteków, Montezumie. W pierwszej kolumnie każdej stronicy znajdują się hieroglify reprezentujące siedem miast. W następnym umieszczono wielkość trybutu: wyszywane opończe, stroje wojenne, tarcze, skrzynie ziarna, maty trzcinowe, a nawet w przypadku jednego miasta, żywego orła. Każda pozycja została skopiowana z oryginału przez indiańskiego malarza i uzupełniona objaśnieniami w
myrmekochoria - Codex Mendoza jest jednym z niewielu zachowanych dokumentów rękopiśmi...

źródło: comment_MaNDOYh7WGpxbr1RKcRtLQhOcoqWy76T.jpg

Pobierz
Historia gołębia z fortu Vaux ( fotografia: tablica poświęcona pamięci gołębia z fortu Vaux)

Fort Vaux należał do pierścienia umocnień wokół Verdun. 21 lutego 1916 roku rozpoczyna się legendarna bitwa, która potrwa 10 miesięcy i pochłonie 800 000 (może więcej, może mniej) żołnierzy. Fortem Vaux dowodzi major Sylvain Eugène Raynal (dwukrotnie ranny w tej wojnie do tej pory). Nawała artyleryjska jest nie do opisania. Załoga fortu liczy 300 żołnierzy i walczą oni z Niemcami w zupełnej ciemności - często wręcz. Niemcy szukają najmniejszych szczelin i wyrw, aby wcisnąć tam lufę miotacza ognia albo wrzucić jakoś gaz. 4 lipca Raynal widzi, że możliwość wyjścia żywcem jest chyba niemożliwa, więc wysyła gołębia pocztowego z wiadomością do innego fortu, aby poinformować o swojej sytuacji i ewentualnie prosić o pomoc:

"We are holding on but we are under attack from [poison] gas and shells. Very dangerous. Urgent we get away from all this ...... which does not respond to our calls for help. This is my last pigeon."

Gołąb
myrmekochoria - Historia gołębia z fortu Vaux ( fotografia: tablica poświęcona pamięc...

źródło: comment_5fr9fjvmGf7xeVCWWeABshAXDwSCI66a.jpg

Pobierz
Koszmar pod Isonzo (fotografia: Żołnierzy austriaccy wspinają się, aby zaskoczyć Włochów)

„Na wierzchołkach po przeciwnej stronie płaskowyżu rozbłysły strzały i wzdłuż całego frontu rozległ się huk ognia artylerii. Z ogromnym rumorem spadł na nas grad ołowiu. Pociski z wyciem spadały na zasieki za nami i w lasy głębiej w tyłach. Eksplozje wyrzucały w powietrze odłamki skalne. W okopie wkrótce zrobiło się gęsto od kwaśnego dymu. Z doliny wzleciały ku niebu kolorowe rakiety. Nieprzyjacielska nawała trwała bez przeszkód, gdyż nasze działa milczały. Pociski spadały wokół okopu z okropną regularnością. Jedynie skalisty teren uchronił nas przed zasypaniem, ale chroniąca na skała także niosła zagrożenie, gdyż do okopu padały kamienie i odłamki skalne. Skulony patrzyłem ponad ramieniem na eksplozje pocisków zapalających. Wkrótce powstał ogromny pożar, gdyż niektóre drzewa ogarnęły płomienie. Ogień wzniósł się niczym czerwone, gigantyczne fale bijące w falochron i jaśniał poprzez wyniosłe drzewa porastające najbliższe zbocze. Widok ten był przerażający w swej wspaniałości.” Szeregowy Norman Gladden (stacjonował na jednym, z wierzchołków płaskowyżu Asiago)

Austriacy walczyli z Rosjanami i Serbami, ale przystąpienie armii włoskiej do wojny zmusiło ich do obsadzenia południowej granicy ich imperium. Było 12 bitew pod Isonzo i prawie każda miała ten sam przebieg (z małymi sukcesami to włoskimi czy austriackimi – nie licząc Caporetto) . Austriacy bronili się z niewiarygodnie umocnionych miejsc (Wysokie, strome zbocza. Wyryte w litej skale bunkry pokryte lodem), a Włosi praktycznie samobójczo atakowali – często wspinając się na linach albo bez zabezpieczeń. Głównodowodzącym armii włoskiej był Luigi Cadorna, który w moim odczucia jest doskonałym przykładem na niekompetencje i głupotę. Przy okazji był wielkim fanem kary śmierci za niesubordynację. Nie brał pod uwagę podstawowych rzeczy: umocnień, ukształtowania terenu, przewagi artyleryjskiej Austriaków wspomaganych przez niemieckie ciężkie działa. Efektywność jego artylerii była znikoma i było jej zdecydowanie za mało. Dopiero Wielka Brytania przyśle posiłki – stąd we Włoszech nasz szeregowy Norman Gladden. Podczas tych zmagań zabłyśnie gwiazda młodego oficera Erwina Rommla. Oddział Rommla zdobędzie szczyt Matajur, zdobywając 81 dział i biorąc do niewoli ponad 9000 żołnierzy włoskich. Jego przygody obfitują w spadający kamień toczący się po 3 metrowej ścieżce a la Indiana Jones i zdobywanie umocnionych pozycji w alpejskich warunkach. Oto jak Rommel streszcza chwile przed rozpoczęciem ofensywy (24 październik o 2.00.):

„Noc
myrmekochoria - Koszmar pod Isonzo (fotografia: Żołnierzy austriaccy wspinają się, ab...

źródło: comment_eEMhT4teBDYCSzD0ObLknlCDCEf7z021.jpg

Pobierz
@myrmekochoria: Brat pradziadka walczył w tamtych rejonach będąc wcielonym do Austriackiej armii. Mam w domu jego pamiętnik. Kiedyś muszę wrzucić na mirko, może kogoś zaciekawi :). Łap plusika, uwielbiam takie wpisy.
  • Odpowiedz
@Rabsztok: Panie to ma ogromną wartość historyczną. Ja też mam pamiętnik, ale nie pradziadka (rodzina też) i z niego może wrzucę całkiem zabawną i cyniczną opowieść kiedyś. Widzę, że wiele rzeczy się pokrywa, bo u mnie w rodzinie mniej więcej to samo. Ojczym mojego dziadka ścinał sekwoje i narzekał, że ludzie w USA są leniwi i wrócił do kraju po czasie z dolarami!
  • Odpowiedz
Zniszczony czołg pod Passchendaele

„Podejście do wzgórza było jednym wielkim bagniskiem, nad którym unosiła się atmosfera odstraszająca wszystkich zapuszczających się na nie śmiałków. Było ono dużo bardziej zdradliwe niż znane nam przeszkody, takie jak drut kolczasty; grząskie błoto było wszędzie i stanowiło śmiertelna pułapkę. Brodziliśmy, z wysiłkiem wydobywając nogi z objęć niewidzialnego wroga, pragnącego wessać nas pod ziemię. Co kilka kroków ktoś ślizgał się, padał; obciążony bronią i sprzętem szybko tonął w grzęzawisku. Idący najbliżej łapali takiego pod ramiona i starając się samemu nie ugrzęznąć, wydobywali nieszczęśnika. Gdy tonęli także pomocnicy, było już po nich. Ich nadludzkie wysiłki zdawały się na nic i bagno pochłaniało swe rozpaczliwie krzyczące ofiary. Nam kazano przeć dalej i walczyć z tym niezmordowanym, niewidzialnym wrogiem, równie groźnym jak ci, których było widać. Jednym z dowódców był porucznik Chamberlain, którym widok tonących w błocie żołnierzy i desperacko próbujących im pomóc kolegów tak wstrząsnął, że nagle zaczął histerycznie okładać ramiona jednego z topielców swoją oficerską trzcinką. Z przerażeniem patrzyliśmy, jak jeden z najbardziej ludzkich oficerów zamienia się w brutala; nasze głośne protesty powstrzymały go. Żołnierz został uratowany, ale innym nie można było pomóc – tonęli wśród krzyków i przerażenia. Iść dalej i pozostawić kolegę na pastwę takiego losu, to najcięższe doświadczenie, jakie można przeżyć. Cel jednak musiał zostać osiągnięty, toteż parliśmy dalej, przepełnieni goryczą wobec zgromadzonego przeciw nam zła. Już nigdy nie chciałbym się znaleźć tak blisko piekła”. Szeregowy Norman Cliff z książki Petera Harta I Wojna Światowa 1914-1918. Historia militarna.

Passchendaele jest czymś wyjątkowym. Opady we Flandrii stworzyły coś przerażającego dla żołnierzy - w pewnym sensie jest to pole minowe z błota. Leje po pociskach zamieniają się w głębokie i zabójcze pułapki. Błoto nie posiada zwykłej konsystencji, wciąga i ssie. Jeżeli utknęliście w błocie, to byliście już praktycznie martwi. Obciąża Was wyposażenie i na dodatek się nie ruszacie, a wokół panuje chaos wojny: ostrzał, szrapnel, snajperzy, karabiny. Teraz coś makabrycznego. Wielu rannych (ciężko również) żołnierzy odczołguje się do lejów, bo chronią przed karabinami i snajperami. Tutaj czeka ich wręcz sadystyczna śmierć. Deszcz podnosi poziom wody w leju wolno. Błoto powoli wlewa się do Waszych ran ( np. brzuch). Wyjście z leju jest równe śmierci albo nie możecie tego zrobić, bo ziemia jest mokra, gliniasta i nie możecie złapać krawędzi, aby się podnieść, jak pająk w wannie (plus jesteście ranni). Po kilku godzinach bezsilności toniecie w leju. Tutaj, w pewnym sensie, streściłem wspomnienia pewnego weterana z książki A. Horna. Gdy nocą patrzył w ciemność słyszał krzyki ludzi tonących w lejach. Czasem noc była przerywana wielkimi flarami, które rzucają tak jakby stroboskopowe światło na pobojowisko. W tym białawym świetle ludzie jawią mu się jak wielkie mrówki, które prą przez pobojowisko (widoczne na zdjęciu). Szacuje się, że pod Passchendaele kilkadziesiąt tysięcy ludzi utopiło się w błocie. Straty w przybliżeniu wyniosły 750 000 ludzi. Straty w ludziach zawsze będą szacunkowe i różnią się w zależności od historyków i samych armii, w których to interesie leżało zaniżanie strat ze względu na morale, a morale są bardzo niskie pod koniec 1917 roku.

Więcej
myrmekochoria - Zniszczony czołg pod Passchendaele

„Podejście do wzgórza było jedn...

źródło: comment_IqHjNTgs51ZRnooOx62L9ZVU3y2zoNJc.jpg

Pobierz
@myrmekochoria: najśmieszniejsze i zarazem najsmutniejsze jest to, że o Passchendaele nie dowiedziałem się na historii w szkole a od Iron Maiden. Świetny wpis. Polecam też utwór IM, jeden z moich ulubionych ;)
  • Odpowiedz
@Kotwica: Dzięki prawdopodobnie będzie z tego mała seria, bo I Wojna Światowa w moim odczuciu jest najbardziej szalonym wydarzeniem z udziałem ludzi. Hands down! Nie ma nawet konkurencji, a to było zaledwie 100 lat temu, co jest niczym w skali historii.

@MaKor: Ogólnie IWŚ jest traktowana po macoszemu, bo niezbyt dotknęła ten kraj, co jest trochę kłamstwem, bo tylko dzięki temu konfliktowi odzyskaliśmy niepodległość. Poza tym dzieci jednak
  • Odpowiedz