Odwoziłem szwagierkę na drugi koniec miasta. Szwagierka wysiadła, weszła do bloku, więc mogę wracać: 30 min i będę w domu siedział przed kompem, wmawiając sobie że pracuję. Po dwóch minutach mijam jakiś przystanek, gdzie widzę siedzi z pochyloną głową #rozowypasek i czeka na autobus. Jadę 100 m dalej i widzę, że jakiś gość powoli przemierza rzeczywistość idąc w jej stronę. Na najbliższych światłach akurat miałem czerwone, więc stanąłem i zacząłem składać fakty: - Na polu (czy też kto woli - na dworze) 0 stopni. - Mgła taka, że Stephen King mógłby z niej czerpać inspiracje.
Sytuacja z przedwczoraj. Jeden z wielu lotów KLM do Amsterdamu. Wszystko jak po maśle, samolot załadowany, boarding trwa. Samolotem tym jednak leciała dwójka kumpli o cerze nieco ciemniejszej, jednak wciąż raczej rdzennych (że tak powiem) europejczyków. Jeden z nich pierwszy raz w życiu leciał samolotem. Pietra miał sporego, to też kolega go pocieszał i instruował co ma robić. Jedną z rzeczy o które go poprosił to włączenie telefonu w tryb samolotowy, kiedy będą się szykować do startu. Chłopak jasne, wszystko zrozumiał. stres dalej go zżerał no i biedak nie wyglądał dobrze, co wcale nie poprawiło jego późniejszej sytuacji.
Do sedna. Pech chciał, że chłopaki miały miejsca oddalone o 3 rzędy siedzeń od siebie, więc nerwus nie wiedział dokładnie kiedy powinien włączyć tryb samolotowy. Samolot kończył właśnie boarding, a chłopak unosząc rękę z telefonem nad głowę krzyczy na cały samolot do swojego kolegi: -Should I do it now?! Możecie sobie tylko wyobrazić przerażenie pasażerów w tym momencie. Ciemny koleś w samolocie, spocny ze strachu, drący ryja z telefonem w łapie.