Na pierwszy rzut oka niby jestem normalny, bo jestem przystojny i mam coś w głowie (chyba tylko z tego powodu nie byłem nigdy obiektem kpin/chłopcem do poniewierania), z tym że nigdy nie potrafiłem się wtopić w grupę. Moje umiejętności społeczne są na zerowym poziomie – nie rozumiem ludzi, a ludzie nie rozumieją mnie. Tyczy się to zwłaszcza emocji. Staram się to ukryć, będąc miłym, jednak mam wrażenie, że to tylko pogarsza sprawę. Ludzie odbierają to zupełnie inaczej, niż bym chciał. Na początku zawsze każdy do mnie podbijał, żeby się zaprzyjaźnić, czy to było przedszkole, gimnazjum czy liceum, ale z czasem oddalaliśmy się od siebie. Moje dzieciństwo było raczej spokojne. Miałem fajnych rodziców – mama nauczycielka, tata inżynier. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali. Od małego byłem trochę wycofany. Wolałem bawić się sam niż w grupie. Rodzice mówili, że to dlatego, że jestem „introwertykiem”. Może mieli rację. Dom był moim bezpiecznym miejscem, ale na podwórku czy w szkole czułem się trochę zagubiony, nie wiedziałem czy mogę dołączyć do zabawy, czy nie: czułem się jakbym za każdym razem musiał dostać specjalne zaproszenie, żeby mieć do tego prawo. Przedszkole to był pierwszy raz, kiedy naprawdę zauważyłem, że coś jest nie tak. Inne dzieci bawiły się razem, a ja często stałem z boku. Nauczycielki próbowały mnie wciągnąć do zabawy, ale czułem się nieswojo. Nie chciałem „przeszkadzać”. W gimnazjum było jeszcze gorzej. Wszyscy zaczęli tworzyć swoje paczki, a ja znowu zostałem na marginesie. Pamiętam, jak na jednym obozie letnim wszyscy poszli na ognisko, a ja zostałem w namiocie, bo nie czułem się zaproszony. Pamiętam, że przyszedł wtedy syn nauczycielki i rysowałem postacie z jakiejś jego gry. To było naprawdę dołujące. Liceum było podobne. Na początku wydawało się, że może tym razem będzie inaczej. Nowe otoczenie, nowi ludzie. Ale z czasem znowu czułem się wykluczony. Znajomi, których początkowo znalazłem, zaczęli się ode mnie oddalać. Moje próby bycia miłym były odbierane jako nieszczere, co jeszcze bardziej mnie izolowało. Życie uczuciowe to już w ogóle tragedia. Miałem mnóstwo szans do wykorzystania (jakieś dziewczyny podbijały, a nawet chłopak), by sobie kogoś znaleźć (gdzieś w głębi czuję, że tego potrzebuję), ale mam blokadę, żeby dopuścić do siebie kogokolwiek.
Domagam się teraz, zaraz i natychmiast żeby jakaś wykopka napisała do mnie na priv albo jeszcze lepiej tu w komentarzu z zaproszeniem na randkę zakończoną popryczenym śniadaniem. #przegryw
#przegryw nawet jakbym był w stanie mieć babę, to chyba przerosło by mnie spotkanie z rodzicami. Jakbym przedstawił ją moim to matka by dzwoniła wszędzie gdzie się da, a przed spotkaniem z jej chyba musiałbym się wysrać kilka razy u siebie żeby się tam nie posrać
Normik poznał swoją księżniczkę naje"aną i naćpaną w klubie. Była wpadka i zrobił jej dzieciaka w kiblu. Z tego powodu oświadczył jej się i zamieszkali razem. Teraz ten sam normik daje rady przegrywom żeby wyszli z domu i zagadywali do randomowych lasek w tramwaju. #badoo #przegryw #tinder
#famemma #cloutmma Co za debile chcą walki Adamek vs Kasjusz? Jaki to ma sens? Sportowo Adamek go #!$%@?, a dymów nie będzie, bo Kasjusz darzy dużym szacunkiem Górala.
Wysłali chłopa służbowo do stolicy i czuje się taki strasznie sam w tym wielkim pierdzielniku. ( ͡°ʖ̯͡°) Przejdę się pewnie krakowskim przedmieściem i nowym światem i popatrzę na życie normików #przegryw #warszawa
Czy neuropki mają już przygotowanę narrację w razie jakby Matecki rzeczywiście wylądował w więzieniu? Od jakiegoś roku przekonywali, że cały naród z partią, a każdy kto krytykuje PO w internecie to w rzeczywistości multikonto Mateckiego. Co powiedzą, kiedy Matecki zniknie, a te wszystkie jego rzekome konta nie? Fikołki, że z więzienia spamuje Wykop, czy jak zwykle masowa amnezja?
Moje dzieciństwo było raczej spokojne. Miałem fajnych rodziców – mama nauczycielka, tata inżynier. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali. Od małego byłem trochę wycofany. Wolałem bawić się sam niż w grupie. Rodzice mówili, że to dlatego, że jestem „introwertykiem”. Może mieli rację. Dom był moim bezpiecznym miejscem, ale na podwórku czy w szkole czułem się trochę zagubiony, nie wiedziałem czy mogę dołączyć do zabawy, czy nie: czułem się jakbym za każdym razem musiał dostać specjalne zaproszenie, żeby mieć do tego prawo.
Przedszkole to był pierwszy raz, kiedy naprawdę zauważyłem, że coś jest nie tak. Inne dzieci bawiły się razem, a ja często stałem z boku. Nauczycielki próbowały mnie wciągnąć do zabawy, ale czułem się nieswojo. Nie chciałem „przeszkadzać”.
W gimnazjum było jeszcze gorzej. Wszyscy zaczęli tworzyć swoje paczki, a ja znowu zostałem na marginesie. Pamiętam, jak na jednym obozie letnim wszyscy poszli na ognisko, a ja zostałem w namiocie, bo nie czułem się zaproszony. Pamiętam, że przyszedł wtedy syn nauczycielki i rysowałem postacie z jakiejś jego gry. To było naprawdę dołujące.
Liceum było podobne. Na początku wydawało się, że może tym razem będzie inaczej. Nowe otoczenie, nowi ludzie. Ale z czasem znowu czułem się wykluczony. Znajomi, których początkowo znalazłem, zaczęli się ode mnie oddalać. Moje próby bycia miłym były odbierane jako nieszczere, co jeszcze bardziej mnie izolowało. Życie uczuciowe to już w ogóle tragedia. Miałem mnóstwo szans do wykorzystania (jakieś dziewczyny podbijały, a nawet chłopak), by sobie kogoś znaleźć (gdzieś w głębi czuję, że tego potrzebuję), ale mam blokadę, żeby dopuścić do siebie kogokolwiek.
Zastanawiam