Jestem użytkownikiem wykopu od dwóch lat, ale "piszę z zielonki", bo chcę pozostać anonimowy, by napisać to.
Nigdy nie bijcie swoich dzieci. Mnie ojciec n---------ł od małego. Czym popadnie. Jak byłem całkiem mały, 5,6 lat to bił mnie pasem albo linijką, taką długą 30 cm, drewnianą, usztywnioną metalową listwą, zawsze miał ją w swojej szufladzie. Jak ktoś otwierał tę szufladę, to na sam dźwięk, żołądek podchodził mi do gardła i kręciło mi się w głowie ze strachu. Gdy trochę podrosłem pas i linijka to było za mało by zadać mi prawdziwy ból. Wtedy kupił sobie kij bambusowy długi na półtora metra, niby do zasłaniania firanek, i nim mnie tłukł. Piekło strasznie, choć rąbał mnie przez ubranie. Bił po wszystkim, tylko nie po twarzy. Najbardziej bolało latem, gdy chodziłem w t-shirtach i krótkich spodniach. Bił z całej siły. Czasem skóra mi pękała.
N---------ł mnie na trzeźwo i po pijaku. Po pijaku dużo mocniej, bo puszczały mu wszelkie hamulce. Jak osłaniałem się rękami to miałem obtłuczone całe kości ramion. Wielkie zielone sińce. Bił moją matkę, ją głównie rękami, otwartymi dłońmi w twarz, pięściami w brzuch. Bił mnie za wszystko. Za własne zdanie, za jeden błąd ortograficzny, za stłuczoną szklankę. Wyłem, płakałem, krzyczałem - nic nie pomagało. Bezsilność, strach, ból. Strach był najgorszy. Ten odgłos kroków na klatce schodowej, gdy wysiadał z windy. I to zgadywanie - trzeźwy czy pijany. Jak nie mógł trafić kluczem do zamka to było pewne, że jest nachlany wódą i będzie straszliwe bicie. Wtedy tężałem, nie mogłem się ruszyć, serce mi biło jak oszalałe. Moja matka patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem bo i ona wiedziała co zaraz nastąpi. Bala się bicia mojego i swojego.
Nigdy nie bijcie swoich dzieci. Mnie ojciec n---------ł od małego. Czym popadnie. Jak byłem całkiem mały, 5,6 lat to bił mnie pasem albo linijką, taką długą 30 cm, drewnianą, usztywnioną metalową listwą, zawsze miał ją w swojej szufladzie. Jak ktoś otwierał tę szufladę, to na sam dźwięk, żołądek podchodził mi do gardła i kręciło mi się w głowie ze strachu. Gdy trochę podrosłem pas i linijka to było za mało by zadać mi prawdziwy ból. Wtedy kupił sobie kij bambusowy długi na półtora metra, niby do zasłaniania firanek, i nim mnie tłukł. Piekło strasznie, choć rąbał mnie przez ubranie. Bił po wszystkim, tylko nie po twarzy. Najbardziej bolało latem, gdy chodziłem w t-shirtach i krótkich spodniach. Bił z całej siły. Czasem skóra mi pękała.
N---------ł mnie na trzeźwo i po pijaku. Po pijaku dużo mocniej, bo puszczały mu wszelkie hamulce. Jak osłaniałem się rękami to miałem obtłuczone całe kości ramion. Wielkie zielone sińce. Bił moją matkę, ją głównie rękami, otwartymi dłońmi w twarz, pięściami w brzuch. Bił mnie za wszystko. Za własne zdanie, za jeden błąd ortograficzny, za stłuczoną szklankę. Wyłem, płakałem, krzyczałem - nic nie pomagało. Bezsilność, strach, ból. Strach był najgorszy. Ten odgłos kroków na klatce schodowej, gdy wysiadał z windy. I to zgadywanie - trzeźwy czy pijany. Jak nie mógł trafić kluczem do zamka to było pewne, że jest nachlany wódą i będzie straszliwe bicie. Wtedy tężałem, nie mogłem się ruszyć, serce mi biło jak oszalałe. Moja matka patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem bo i ona wiedziała co zaraz nastąpi. Bala się bicia mojego i swojego.
Najlepszą