@SkrajnieZdegustowany: No i Falklandy (chociaż nie wiem, czy doszło tam do wymiany ognia między okrętami - raczej nie, jednostki bojowe zatapiało lotnictwo, chociaż HMS „Alacrity" ma na koncie jakiś zaopatrzeniowiec). Tu jest lista różnych mniejszych potyczek morskich https://en.wikipedia.org/wiki/Category:Naval_battles_post-1945
Patusiarz leży na brzuchu, łysym spoconym łbem wali w drzwi sąsiada. Sąsiad wzywa policję. Zaraz dwóch funkcjonariuszy próbuję podźwignąć chłopa i wyprowadzić go z kamienicy. Typ macha ramionami jak do żabki, nie daje się pochwycić. To oni perswadują, żeby chociaż przestał walić głową w drzwi. Patusiarz odpłaca im monetą niechęci. Grozi, że zaraz wezwie policję. Policjanci zgadzają się z nim i wzywają posiłki. Zaraz pojawia dwóch kolejnych stróżów prawa. Aresztować ich wszystkich, krzyczy patusiarz. Nowi nie wiedzą, kto tu kogo wezwał, więc odruchowo aresztują kolegów z pracy. Aresztować ich wszystkich, krzyczy dalej patusiarz i tłucze łysym spoconym łbem w drzwi sąsiada, za drzwiami ujada pies.
Dwóch skutych policjantów uwalonych na brzuchach obok patusiarza. Pomysłu brak, co począć w takiej sytuacji, więc póki co płyną razem z nim. Ten żabką, oni kijanką, bo na rękach bransolety. Policjanci stojący natomiast głowią się, kogo teraz aresztować. Spoglądają na mnie. Aresztować ich wszystkich, krzyczę więc, a wtóruje mi uradowany patusiarz. Policjanci wywlekają starsze małżeństwo spod ósemki i aresztują za zbrodnie wojenne. A następnie zakuwają i rzucają na podłogę gościa, co sprawdza liczniki. Patusiarz, bulgocząc, płynąc głową w drzwi, namawia do dalszych aresztowań. Kominiarz ucieka przed represjami przez komin. Sąsiad z góry, jak to sąsiad z góry, kradnie, korzystając z okazji. Na niego nie ma bata.
Jako rzetelny dziennikarz kulturalny udałem się na zlot fanów serialu Ślepnąc od świateł, najwybitniejszego serialu polskiego od czasów Dekalogu Kieślowskiego. Spotkanie miało się odbyć w sali jadalnej Osiedlowego Klubu JAŁOWIEC w Leśnej Górze. Aby już na wejściu zjednać sobie entuzjastów mocnego kina, ubrałem się all black, bo to podkreśla tajemniczość i doskonały gust, a także wewnętrzne demony.
W klubowej jadalni, gdzie fani sobie siedzieli albo stali, ze zgrozą przekonałem się, że są to bez wyjątku niebezpieczne gbury i do tego łyse. Mimo to próbowałem nawiązać kontakt z kilkoma nich, aby zrozumieć fenomen produkcji HBO. Na próżno. Jeden z moich rozmówców na wszystkie pytania opowiadał tylko coś w stylu: „to do mnie nie tak, nie tak do mnie, do mnie nie tak, tak do mnie”, drugi natomiast: „no i już mi się nie podobasz, nie podobasz mi się, no i już mi się nie podobasz się mnie”. Do trzech razy sztuka, jak mawiał Piotr, zagadałem więc i do trzeciego z fanów, jednak ten zbył mnie monologiem o wódeczce, że wódeczki by się napił, wódeczki, co mnie bardzo zgorszyło, ponieważ miał jakieś 15 lat.
W tle leciało Myslovitz, a fani odbierali to bardzo emocjonalnie, pokrywając w rytm muzyki swe łysiny papą i wciągając tabakę.
Mnie, doktora nauk posthumanistycznych, co na Berkley wykładał niegdyś z wielkim naszym noblistą, wielka niegodziwość spotkała ze strony pewnego wydawnictwa.
Mowa oczywiście o Wydawnictwie Brednia & Tragedia Media z siedzibą w Zdunowie Jaśniepańskim, specjalizującym się wydawaniu wszelkiego rodzaju pism branżowych. Poradniki medyczne, nauczycielskie, hochsztaplerskie, marketingowe, gołębiarskie… czego to Wydawnictwo nie zapewnia? A no poszanowania godności klienta.