- 2060
Kiedy jesteś różowym i musisz ładnie wyglądać na zdjęciu choć jedzą cię gepardy ( ͡° ͜ʖ ͡°)
#zwierzaczki
#zwierzaczki
@malyiduzy generalnie to wyglada tak jakby w stylu takiej ustawki. Ej gepard 1 i gepard 2 weźcie poudawajcie groźnych a ja postoje na pewniaka ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡°) ͡°)
- 230
Ciekawostka:
Dopóki gazela się nie ruszy to nic jej nie będzie. "Jeśli ofiara nie ucieka, wówczas łańcuch myśliwski tego kota zostaje przerwany, bez względu na to jak bardzo zwierzę byłoby głodne".
@GraveDigger:
Dopóki gazela się nie ruszy to nic jej nie będzie. "Jeśli ofiara nie ucieka, wówczas łańcuch myśliwski tego kota zostaje przerwany, bez względu na to jak bardzo zwierzę byłoby głodne".
@GraveDigger:
- 915
Od 11 lat między poznańskimi i warszawskimi sebiksami trwa potężny spór, który jest w istocie odmianą jednego z najsłynniejszych paradosków filozoficznych w historii, zwanego paradoksem Statku Telemacha:
„Czy w Poznaniu istnieje Lech Poznań na licencji Amiki Wronki, czy też Amica Wronki z nazwą i logiem Lecha?”
Na początek może tło wydarzeń:
W 2006 roku władze klubów Amica Wronki i Lech Poznań zawarły umowę o fuzji. Na jej mocy klub Amica, posiadająca licencję do gry w Ekstraklasie nabywała prawa do nazwy i godła Lecha Poznań, miała też zacząć grać na Stadionie Miejskim w Poznaniu. Powstaje więc pytanie: czy to Lech gra na licencji Amiki czy też Amica zmieniła nazwę i logo?
„Czy w Poznaniu istnieje Lech Poznań na licencji Amiki Wronki, czy też Amica Wronki z nazwą i logiem Lecha?”
Na początek może tło wydarzeń:
W 2006 roku władze klubów Amica Wronki i Lech Poznań zawarły umowę o fuzji. Na jej mocy klub Amica, posiadająca licencję do gry w Ekstraklasie nabywała prawa do nazwy i godła Lecha Poznań, miała też zacząć grać na Stadionie Miejskim w Poznaniu. Powstaje więc pytanie: czy to Lech gra na licencji Amiki czy też Amica zmieniła nazwę i logo?
- 190
- 188
Komentarz usunięty przez moderatora
- 2039
Moja rozmowa z koleżanką:
G: Ej jaki miałam sen! Wniosłam na jakiś mecz 50 kg marichunanen i trzymałam w torebce. Zaczepił nas jakiś policjant i z nami gadał. Ale się wtedy bałam! Czaisz, ale sen!
J: Ale Grażyna, przecież 50kg to bardzo dużo jest, nie uniosłabyś tyle tak po prostu w torebce.
G: No co Ty! Przecież marichunanen jest takie lekkie!
J: Ale 50kg to jednak 50kg
G: Booże widać, że nie palisz. Jest lekkie. Nie odczułabym tego 50kg
G: Ej jaki miałam sen! Wniosłam na jakiś mecz 50 kg marichunanen i trzymałam w torebce. Zaczepił nas jakiś policjant i z nami gadał. Ale się wtedy bałam! Czaisz, ale sen!
J: Ale Grażyna, przecież 50kg to bardzo dużo jest, nie uniosłabyś tyle tak po prostu w torebce.
G: No co Ty! Przecież marichunanen jest takie lekkie!
J: Ale 50kg to jednak 50kg
G: Booże widać, że nie palisz. Jest lekkie. Nie odczułabym tego 50kg
Wywodzę się z ubogiego środowiska, można by rzec, że materialnie były to niziny społeczne. Moja matka była kobietą pracującą, samotnie wychowującą czwórkę dzieci. W pierwszej klasie szkoły średniej pani dyrektor wydała dyrektywę, że od tej pory wszyscy uczniowie mają nosić jednolite trampki jako obuwie zmienne. Szkopuł tkwił w tym, że ja miałem tylko "adidasy" odziedziczone po starszym bracie(o rozmiar za duże), w dodatku był sezon grzewczy, a nas nie było stać na opał, nie mówiąc już o nowych butach. W domu niczego nie powiedziałem. Większość nauczycieli przymykała na to oko, ale jedna p---a formalistka od niemieckiego uwzięła się mnie i kazała mi wchodzić w samych skarpetach do "swojej" sali, bo w obuwiu innym, niż zaordynowane przez panią dyrektor nie mogłem przekroczyć progu. Pamiętam upokorzenie w obliczu klasy jakie to za sobą niosło, wszystkie ukradkowe spojrzenia podszyte szyderstwem. Co zajęcia to samo. Nie wiem już teraz co mną powodowało, i skąd się w ogóle zrodziła taka myśl w mojej głowie, ale poszedłem wtedy do burmistrza miasta, wyłuszczyłem mu swoją sytuację i spytałem, czy nie miałby dla mnie jakiejś pracy. Zrobiłem to na totalnego bezczela, zignorowałem nawet jego sekretarkę, która nie uzyskała odpowiedzi na pytanie, czy byłem umówiony. Facet, trochę nalany i jowialny gość pod pięćdziesiątkę od razu mnie skojarzył, bo na uroczystościach w gimnazjum (na które był zapraszany) grałem charakterystyczne i komediowe role. Moja wizyta akurat zbiegła się z kampanią wyborczą, więc pan burmistrz zaproponował mi kolportaż ulotek.
Zarobiłem 100 zł. Pieniądze wydałem na trampki, a za resztę zrobiłem zakupy spożywcze.
Pani od niemieckiego nie mogła tego przeboleć. W szkole jadłem obiady, które na wniosek mojej wychowawczyni sponsorował mi MOPS. Wszystko odbyło się bardzo dyskretnie, wychowawczyni złożyła mi taką propozycję, ja na nią przystałem, nie było żadnego sektora dla uczniów, których rodzice nie płacą za posiłki. Pewnego razu pani p---a wlazła na stołówkę, nachyliła się nade mną i zapytała teatralnym głosem: "i jak nam smakuje obiadek z MOPS-u?".
Dalsze przykłady gnojenia mógłbym mnożyć.
Wczoraj w przypadkowej konwersacji z koleżanką z Polski dowiedziałem się, że we wrześniu owa pani straciła pracę w szkole, ponieważ nie było dla niej etatu. Pracuje teraz gdzieś na produkcji...
Ja się nie czaję z tym ile zarabiam, to typowa polska zaściankowość. Nigdy nie ma widełek w ofertach pracy, ceny w ogłoszeniach na priv, pieniądze to w ogóle temat tabu.
@elKoyote: A ja robię to co lubię i jeszcze trzaskam na tym hajs. Żadnej skoliozy się nie dorobiłem.