„Komendancie!”- tak kazał nam do siebie mówić nasz nowy wujek, u którego wraz z moim jedynym prawdziwym przyjacielem Lejsem, rozpoczęliśmy kolejną pracę w polskim budownictwie.
„Tak jest, komendancie!” – mięliśmy odpowiadać na każde polecenie komendanta a sam komendant zaczął swoją przemowę:
- to jest budowlanka, to jest sport wagi ciężkiej, nie jakaś tam piaskownica. Będziecie jebać tu i tyrać, poleje się krew i pot, ale będziemy napierdalać tematy. Temat za tematem. Bo jak nie, to tematy będą napierdalały nas! Taka jest prawda. Albo napierdalasz w temat, albo on w ciebie. I to ty decydujesz kto ma jaką rolę. Tylko popatrzcie na tych wszystkich budowlańców dookoła. Jakie dziady, jakie paprochy. Inaczej by wyglądali gdyby pracowali po mojemu.
Służyłem w Afganistanie, byłem w Legii, widziałem trupy, a wy mi mówicie, że tej elewacji się nie da pomalować? Da się ją kurwa pomalować i zrobimy to. Teraz spójrzcie na to, to jest misja, każdy niewymalowany metr kwadratowy tej elewacji to przeciwnik, pieprzony terrorysta, którego trzeba pokonać. Pomalowanie każdego metra to pokonanie jednego przeciwnika, skurwysyna, który przyszedł tu gwałcić wasze matki, gwałcić wasze siostry, gwałcić wasze córki... Nas jest siedmiu plus ja, przeciwników jest tysiąc, ale my to rozpierdolimy w jeden dzień. Jesteśmy komandosami elewacji! Jeden dzień i ta elewacja jest nasza. Będziecie robić co wam każę i będziecie to robić, bo tylko tak pokonamy wroga. Niepomalowana elewacja to brak pieniądza a pomalowana to zwycięstwo. Pieniądze, trofeum, amunicja do kolejnej akcji. Będziecie dymać w pocie czoła, przestawiać rusztowania i nieść pomoc kolegom, którzy nie będą mieli już siły. Będziecie moczyć wałki w farbie a potem nanosić tę farbę na elewację i metr za metrem pokonywać wroga - komendant ciągnął dalej a na jego twarzy było widać coraz bardziej wychodzące żyły no i robił się coraz bardziej czerwony.
- Albo my go albo on nas. Ale wy macie mnie, i ja was będę kopał w tyłki, żebyście szli do przodu, mam największą firmę od elewacji, takie tematy robiłbym sam, jedną ręką w jeden dzień, ale jestem na takim poziomie, że mam od tego żołnierzy, sam już nie mam na to czasu, ja musze tu myśleć strategicznie, dla tego malować będziecie wy!
I mówcie do mnie komendancie! – i stanął na baczność a wtedy my krzyknęliśmy chórem:
- tak jest, komendancie!
Taką nam przemowę zafundował nasz nowy wujek, który sam siebie zwał Komendantem. A za nim wydał komendę „spocznij i wałek w dłoń” to pierdolil jeszcze dobre pół godziny o tym, jaki to nie jest zajebisty i zorganizowany i jaki nie jest on lepszy od konkurencji, która jedyne co potrafi to kopiować go. Na koniec kazał nam ruszyć do boju i stał na baczność i każdemu co chwilę krzyczał co ma robić. Na swój sposób, było to dziwne, ale praca u Komendanta faktycznie jakoś szła i w pół dnia mięliśmy pomalowaną połowę elewacji.
I malowaliśmy sobie ta elewację dalej, Komendant dopingował nas, krzycząc na całą puchę: AP-AP-AP-AP!!! Napierdalaaaać, napierdalaaać!!! Atak, atak!!!
I w pewnym momencie zobaczyliśmy, jak nagle do wszystkich dziur w ogrodzeniu budowy, zapieprzają hordy przerażonych majstrów. Z daleka wyglądało to, jakby majstry dosłownie wylały się ze wszystkich budynków i wykopów budowy i zaczęły wyciekać przez płot. Wystarczyła chwila i budowa, która normalnie była jak mrowisko, jeśli chodzi o ilość majstrów, to nagle opustoszała i przypominała przyczarnobylowską Prypeć (to miasto, które każdy z mieszkańców opuścił dosłownie tak jak stał, kiedy zarządzono nagłą ewakuację po awarii elektrowni jądrowej) Tak też wyglądała budowa. Wiaderka z wodą czy klejem, które ktoś niósł, stały sobie przy wejściu na budowę. Gdzieś kręciła się betoniarka, gdzieś tężał właśnie klej czy cekol w wiaderkach, gdzieś stała koparka z łychą pełną ziemi i to na pozycji górnej. Najlepszy był żuraw budowlany, na którym dyndał prefabrykat, kiedy dźwigowy „zniknął” z dźwigu. Po prostu wszystko wyglądało tak, jakby nagle wyparowali wszyscy budowlańcy.
No i zaraz się okazało czemu, bo i nasz komendant zaczął drzeć mordę na cały regulator:
- kryć się, kryć się! Oddział spierdalać, odwrót, nieprzyjaciel w okopach, inspekcja pracy, kryć się – darł się w panice, bo w końcu nikt z nas zatrudniony nie był legalnie, tylko dymaliśmy na czarno jak to zwykle wtedy bywało w budowlance.
- spierdalać, spierdalać, do tamtej dziury, spierdalać!- krzyczał komendant i wskazywał palcem na najbliższą dziurę w płocie. No i wszystko było by cacy, gdyby nie taki jeden Herman na którego mówiliśmy Gering. Wywalił się chłop i spadł z rusztowania tak, że rozwalił se łeb i mu się tam pod tym rusztowaniem dodatkowo kark złamało. Leżał Gering w konwulsjach i nawet nic nie krzyczał. Komendant, spróbował go podnieść i wtedy Herman wydał taki gardłowy dźwięk i stracił przytomność. To go komendant rzucił na glebę i czmychnął do najbliższej dziury w płocie, bo już inspekcja pracy była prawie obok Geringa.
I tak skończył Komendant swoją budowlaną karierę i mało tego, bo finalnie wydano za nim list gończy i miał on trafić do więzienia za wypadek Hermana Geringa. A żeby było jeszcze lepiej, to znów pracował z nami wtedy w brygadzie Patryk Gąsienica. I on powiedział, że jak komendant pójdzie siedzieć, to on pośle grypsa do Sztumu, żeby chłopaki Komendantowi glinę przekopali bo nam Komendant oczywiście nie zapłacił.
I tak kolejny raz, skończyliśmy z Lejsem bez zapłaty za naszą pracę i znów musieliśmy szukać sobie nowej ekipy, w której zgodzimy się na najpodlejsze warunki, byleby tylko jakąkolwiek zaliczkę wyciągnąć i mieć co jeść do kolejnej zaliczki. Sytuacja była tym gorsza, że była jesień a po jesieni miała przyjść zima. Zimą najgorzej było o robotę i kto nie złapał jej jesienią, ten zimę mógł przesiedzieć jako bezrobotny.
Budowlanka lat 2000, takie kurwa czasy...
Komentarze (44)
najlepsze
Ale pamietaj, zeby nastepnym razem