Bezpieczeństwo i higiena pracy w budowlance to temat rzeka. Ale nie taka zwykła rzeka, tylko taka górska, gdzie każdy metr, każda sekunda przebywania na tej rzece może się zakończyć utonięciem w jej odmętach. I o tych odmętach będzie dzisiejsza historia…
Trafiłem kiedyś na ogłoszenie, gdzie jakiś wujek szukał budowlańców do roboty. W ogłoszeniu oczywiście obiecane cuda na kiju, takie jak zatrudnienie na etat, zaliczki, szkolenia i możliwość rozwoju i awansu. Swoje już w budowlance z Lejsem przeszliśmy, ale jeszcze trochę naiwności w nas zostało i połknęliśmy te wszystkie obietnice z ogłoszenia, jak pelikan rybę. Piliśmy sobie zimne piwko a Lejs to sobie nawet z podniecenia kupił dużą paczkę solonych czipsów i wcinał je garściami. Czytaliśmy sobie na głos to ogłoszenie przez cały wieczór, z nadzieją, że może w końcu uda nam się zaczepić do jakiejś normalnej firmy i pracować na normalnych warunkach. Nie mogliśmy się doczekać kolejnego dnia, żeby zadzwonić i umówić się na robotę.
Po półgodzinnej nawijce wujka o „budowlance z ludzką twarzą” zostaliśmy przyjęci do brygady i obiecano nam siedem pięćdziesiąt na godzinę, sto złotych wypłacane co piątek i niby jakąś tam premię po każdym skończonym zleceniu. To się pytamy wujka, co będziemy robić, a ten powiedział, że będziemy malować klatkę schodową i ma dla nas na rozgrzewkę fajne zadanie w postaci trzymania drabiny jednemu majstrowi.
Zaprowadził nas na tę klatkę i przedstawił majstra któremu mięliśmy trzymać drabinę. Facet wyglądał jak ogromna ropucha. Usta miał takie duże, że miało się wrażenie, że jak je otworzy, to otworzy mu się cała głowa. Do tego ten majster cały czas mlaskał, nic nie jadł żeby było jasne, ale cały czas memłał tą gębą i słychać było takie mlaskanie i pojękiwanie. Majster był gruby i nie miał szyi a nasze zadanie nie polegało na tym, by przytrzymać mu drabinę, tylko trzymać drabinę na której miał siedzieć ten majster. Dosłownie, mięliśmy go podnieść z tą drabiną tak wysoko, żeby mógł położyć akryle w narożnikach pomiędzy ścianą a sufitem. Generalnie mięliśmy unieść drabinę z tym typem, tak wysoko, żeby paluchem mógł dotknąć sufitu na wysokości około pięciu metrów (sufit na samej górze klatki schodowej)
A żeby było lepiej, nie chodziło tylko o podniesienie i przytrzymanie majstra ale o noszeniu tej drabiny z tym majstrem, wzdłuż wysokich ścian klatki schodowej XD. Wujek twierdził, że dla tych kilku metrów to nie ma sensu rusztowania przywozić i rozstawiać, tylko lepiej „trochę pokombinować i mieć temat z głowy”
- róbcie sobie powolutku z Waldemarem, Waldemar wam wszystko powie. Waldemar zjadł zęby w budowlance… - powiedział wujek, a Waldemar swoim uśmiechem potwierdził słowa wujka o zjedzeniu zębów…
Akryle, które miał położyć Waldemar, były tam już kiedyś położone, ale jak to bywa w budowlance, były położone źle i popękały. Wysłano więc majstra ropucha do poprawienia tej czynności, bo miał takie grube paluchy że zamiast opuszek, to miał takie pięty dosłownie i tymi piętami była pewność, że nałoży dużo akrylu i może już więcej nie popęka.
Wspiął się więc majster na dwumetrową drabinę i zaciął coś do nas mówić: AŁYŁYŁYŁY, AŁYŁYŁYŁY kompletnie nie mogliśmy zrozumieć co on do nas mówi. Spytałem czy mamy podnieść, a facet na to: AŁYŁYŁYŁY!
Speszyliśmy się trochę z Lejsem bo jakoś tak zależało nam na tej pracy, więc zamiast skisnąć śmiechem, co powinno być naturalną reakcją w tej sytuacji, to my tylko patrzyliśmy się na majstra, żeby jakoś zrozumieć o co mu chodzi.
AŁYŁYŁYŁY KURRWA!!! – wrzasnął na nas i wtedy spytałem tylko czy do góry a majster skinął głową i jeszcze coś burczał pod nosem, mlaskał, dziamał i ciamkał.
Jak już podnieśliśmy drabinę z tłustym majstrem, to przyszedł wujek i powiedział, że jak byśmy usłyszeli że idzie kierownik albo inspektor, to mamy drabinę na ziemię od razu postawić, bo podobno nadzór na tej budowie był „trochę czepialski”
WIDZICIE CHŁOPAKI JAKA FAJNA PRACA? Z WALDEMAREM POPRACUJECIE, WSZYSTKIEGO SIĘ NAUCZYCIE, FACHOWCY BĘDZIECIE… powiedział wujek i sobie poszedł.
Trzymamy tego majstra Waldemara na drabinie i już nam łapy powoli zaczęły odpadać. Tłuścioch coś mlaszcze pod nosem a do nas przyszło kilku majstrów z brygady i zaczęli coś gadać z ropuchem.
Majstry: AŁYŁYŁYŁY
Ropuch: AŁYŁYŁYŁY
Majstry: AŁYŁYŁYŁY
Ropuch: AŁYŁYŁYŁY
Ledwo już mogliśmy z Lejsem wytrzymać nosząc grubego Waldemara na tej drabinie a jeszcze do tego usłyszeliśmy jakiś damski głos, zbliżający się do nas z dołu klatki schodowej…
Wtedy się majstry obruszyły i zaczęły syczeć i bulgotać takim zdziadziałym głosem:
AŁYŁYŁYŁY, AŁYŁYŁYŁY!!!
Majstry zaczęły gestykulować i machać łapami tak jakby wpadli w jakąś panikę.
Wtedy zorientowaliśmy się, że trzeba drabinę z Waldemarem położyć na podłodze, ale zbliżający się głos najprawdopodobniej pani majster budowy a z drugiej strony syczenie majstrów i sam Waldemar, który również zaczął do nas coś bulgotać a do tego jeszcze zaczął machać łapami, wszystko to spowodowało że z tej całej presji straciliśmy z Lejsem równowagę i się nam ta drabina z Waldemarem ropuchem, przewróciła na stojących obok majstrów. Ropuch poleciał z drabiną prosto na swoich kolegów a potem wszyscy razem poturlali się schodami w dół, a jak leżeli plackiem jeden na drugim, to jeszcze doleciała na nich drabina. Staliśmy z Lejsem przerażeni tym co się stało, ale czy wobec braku rusztowań i tego że wujek kazał nam zrobić z drabiny lektykę do noszenia tłustego majstra, byliśmy czemukolwiek winni?
Patrzymy na majstrów jak próbują wstać. Mordy całe przerażone i zakrwawione. Wtedy przychodzi młoda pani majster budowy i pyta się co się stało. Majstry już stały, ale dwa pyski były nieźle rozbite i zakrwawione. Ale żeby nie było, wszystkie Majstry uśmiechają się do młodej majster budowy, a w ich uśmiechniętych ustach widać było tylko po kilka zębów. Przez chwilę pomyślałem że to skutek upadku, ale rozejrzałem się po schodach i podłodze gdzie finalnie sturlały się majstry i dopatrzyłem się tylko jednego wybitego zęba. Młoda majster budowy też go Zobaczyła i pyta się majstrów, czy któryś przypadkiem nie stracił zęba, wtedy majstry spojrzały się na tego zęba i każdy z nich zaczął ręką sprawdzać czy nie brakuje mu kolejnego zęba. Macali i patrzyli na ten ząb na podłodze że zdziwieniem, jakby nie wiedzieli skąd się w ogóle mógł tam wziąć. Chyba żaden z nich nie był w stanie stwierdzić u siebie braku kolejnego zęba a na pytanie pani majster, odpowiedzieli chórem:
AŁYŁYŁYŁY i pokręcili przecząco głowami.
A my z Lejsem wiedzieliśmy, że musimy się szybko z tej firmy ewakuować i że na tej budowie, szczęścia już nie zaznamy. Pobiegliśmy do pakamery po siatki z naszymi ciuchami, i w ciuchach roboczych, przez płot uciekliśmy z budowy.
Budowlanka z ludzką twarzą…
…Jasne XD
Komentarze (88)
najlepsze
xD