Kochani, tekst będzie przydługi tak więc zróbcie sobie kawkę, owińcie się kocykiem i przeczytajcie- a nuż artykuł uchroni Was przed moim błędem. Let's get started!
Jest sobie agencja mieszkaniowa, znajduje się w ścisłym centrum Wrocławia, w eleganckim budynku ze stróżem na półpiętrze i kilkoma kanapami na parterze. Biuro jest zazwyczaj zamknięte, należy się wcześniej umówić by dwie młode łanie przyjechały i dały Ci umowę najmu. Zwykle moje umowy dotyczące stancji były zawierane bezpośrednio z właścicielem i w przypadku obu stron obowiązywał miesięczny okres wypowiedzenia. Było to wygodne, bo przecież nie wiadomo na jakich lokatorów trafisz, czy nie będziesz musiał nagle się wyprowadzić, nie każdemu też pasuje "uwiązanie" do jednego miejsca na dłuższy okres czasu.
W styczniu tego roku szukałam pilnie pokoju, najlepiej jednoosobowego i z dobrym dojazdem na Maślice. Był kiepski wybór pokoi no i straszna drożyzna, ale jedna oferta brzmiała zachęcająco. Pokój jednoosobowy na ulicy Piastowskiej- za jedyne 750 zł, co prawda mały ale meble- sklejki wyglądają na nowe i w miarę ładne, duże łóżko, biurko, szafa i kilka półek- jak dla mnie może być. Zadzwoniłam do chłopaka który wrzucił ogłoszenie i umówiłam się na następny dzień. Okazało się że mieszkanie znajduje się w kamienicy, 5 minut drogi od Pasażu Grunwaldzkiego a chłopak jest pośrednikiem w agencji, w mieszkaniu na razie mieszka jeden lokator, pokoi jest sześć (wszystkie jednoosobowe) ale mieszkanie dość przestronne.
Pokoje (oprócz mojego na początku korytarza i jeszcze jednego na samym końcu) miały podwójne drzwi, bo najpierw wchodziło się do takiej wnęki zamykanej na duże, drewniane drzwi, a w niej znajdowały się po dwa pokoje (rzecz jasna też zamykane, tym razem na zwykłe, białe.) Okazało się że jako jedyna nie mogę zamknąć drzwi na klucz, gdyż mam to szczęście że są one bardzo stare (mają ze sto lat), i będę musiała poczekać na wymianę zamka. Kuchnia mała, ale kiepska ze mnie kucharka więc rzadko gotuję. Niestety była tam tylko jedna łazienka z wanną, kibelkiem i pralką z takim wężem, trzeba było pamiętać by przy każdym praniu ładować go do wanny bo inaczej zaleje się sąsiadów.
Byłam zdesperowana, podpisałam umowę zawierającą z sześć stron A4, która miała obowiązywać na rok czasu. Kruczki takie jak:
- raz nie zapłacisz w terminie (choćby o jeden dzień), to do końca umowy płacisz nie 750 a 900 zł,
- przy wyprowadzce był bardzo szczegółowy opis co i jak myć, bo najmniejsza klamka na panelu czy kurz na żyrandolu sprawiają, że odejmą ci za to z kaucji,
- nie można wcześniej zerwać umowy, chyba że znajdziesz kogoś na swoje miejsce,
- agencja ma trzy miesiące na zwrócenie kaucji,
- każde złamanie nakazów czy zakazów powoduje karę pieniężną, dodajmy że niemałą.
Ponieważ nie byłam już imprezową studentką, nawet spodobał mi się zapis o ciszy nocnej od godziny 22 do 6 rano, jak i zakaz nocowania gości częściej niż 2 razy w miesiącu. Był kategoryczny zakaz stosowania używek na mieszkaniu, przez specjalny panel można było zgłaszać agencji wszelkie niedogodności, wysyłać zdjęcia, płacić itd.
Pośrednik powiedział że planują założenie ogrzewania ( na stanie były farelki, takie małe kaloryfery przenośne na prąd, niestety korytarz, kuchnia i łazienka ogrzewane nie były, więc rano czy wieczorem mycie się/ przebieranie/ zdejmowanie gaci aby się wypróżnić wywoływały dreszcze z zimna).
Oczywiście jak to genialna blondynka, dopiero "po szkodzie" poczytałam sobie na temat tejże agenci w internecie, a ostrzeżeń było tam wiele...
Jak już wspomniałam, miałam lokatora. Chłopak z 20 lat na karku, student zaoczny jakiejś muzykologii, nie pracujący, już pierwszego dnia zastałam go w oparach dymu z marihuany. Gościu był tak nastukany że nie był mi w stanie podać hasła do wi fi, mimo że sam je zmienił (i wymyślił), dopiero kolega który był ze mną znalazł kartkę pod routerem z tym hasłem. Najpierw młody (nazwijmy go Mietek) chciał wyczuć na czym stoi, więc przez pierwsze dni kiedy wracałam z pracy zagadywał, raz zaprosił do pokoju by pogadać. Okazało się że ma nierówno pod sufitem, uważał że jest demonem, że potrafi rozmawiać przez ściany i bzykać laski telepatycznie. Mówił że widział jak demon z niego wychodzi, że pali zioło i bierze jakieś tabletki typu ecstasy bo wielcy muzycy ćpali. Porównywał się do Snoop Doga i Jima Morrisona. Za każdym *ebanym razem ledwo chodził, a zapach zioła czuć było przez cały korytarz. W sumie nie przeszkadzało mi to, chce ćpać to niech ćpa. Jednak z czasem poczuł się samotny i nie chciał tak sam sobie fajek nabijać.
No właśnie, ja wstawałam do roboty o 4,5 rano. Nasz Mietek pracował zawsze krótkotrwale, raz przez tydzień był dostawcą żarcia, innym razem pracował w call center. Każdą pracę rzucał, bo albo się nawalił i nie był w stanie iść do pracy, albo przychodził w stanie wskazującym i ciężko mu było wypełniać obowiązki. Miał więc dużo czasu by sprosić bydło 2, 3 razy w tygodniu i pić piwko, jarać zioło, słuchać głośno rapu, umilać mi czas migracjami jego gości po całym mieszkaniu, darciu mordy i wesołych przyśpiewek do godzin porannych. Nie rozumiał kiedy prosiłam go by jak już musi to imprezował w weekendy, a w tygodniu o tej 23ej mogliby zmienić lokal, bo ja nie jestem w stanie zasnąć. Nie docierało, za każdym razem słyszałam że on swoich gości nie wyprosi a jak coś mi nie pasuję to mogę przyjść i zwrócić im uwagę. Niestety kiedy pukałam do pokoju, to udawali że nie słyszą, jak wbijałam to efekt spokoju był bardzo krótkotrwały.
Oczywiście podwójne drzwi i rozmawianie normalnym tonem, z muzyką w tle byłoby znośne. Jednakże jak mówiłam gości było zawsze kilku, co chwila ktoś po coś wychodził więc te główne drzwi i tak były otwarte, a te Mietka non stop trzaskały- bo ktoś musi się odlać, bo po coś do kuchni, bo jakaś para musi koniecznie pogadać pod moimi drzwiami (miałam pokój naprzeciwko pokoju Mietka), do tego jak już się nastukali to mieli w głębokim poważaniu moją osobę, a im później tym weselej, tym muzyczka bardziej na full, głośniejsze przekrzykiwanie się, częstsze migrowanie po mieszkaniu w celu niewiadomym.
Zaczęłam więc Mietka straszyć tym że łamie regulamin, bo przecież nocuje gościu znacznie częściej niż 2 razy w miesiącu, że przesiadywanie do 5,6 rano to też tak jakby nocowanie, że łamie ciszę nocną która obowiązuje od 22 do 6 przez cały tydzień, A skoro mówię mu że nie miałabym nic przeciwko by w piątki czy soboty urządzał takie dłuższe posiadówki, a w tygodniu się nade mną zlitował, to chyba może się na takie coś zgodzić? Nie, on płaci, jest u siebie i może robić co chce.
No tak się bawić mój panie nie będziemy. Oczywiście łaskawie pominę to że Mietek nie dorzucił się do zakupu środków czystości i nigdy nie sprzątał części wspólnej (mimo że w umowie groziły a to kary, mieszkanie miało być sprzątane min, raz w tygodniu, bo jak pośrednik wpadnie i będzie syf to może na nasz koszt wynająć ekipę sprzątającą) Dodam też że potrafił golić jaja nad muszlą i zostawić te kudły na desce klozetowej, po czym jakby nigdy nic iść załatwiać swoje sprawunki, a ja zastawałam taki piękny widok. No ale skoro on moje łzawe prośby ma w dupie, to postanowię się zabawić w donosiciela. Nie chciałam (na razie) gnojowi robić problemów z jego zamiłowaniem do dragów, napisałam tylko o łamaniu ciszy nocnej.
Mietek dostał telefon pouczający z agencji, przylazł do mnie i zamiast dojść do konsensusu (albo nie wiem, przeprosić?) znowu zaczął gadać że następnym razem mam przyjść i powiedzieć że jest głośno. Po czym w ten sam dzień urządził imprezę do 6 rano ( w środę). Po kolejnych imprezach, gdzie goście "nie słyszeli mojego wściekłego pukania do drzwi" a jak już słyszeli to po 5 minutach znowu było głośno, po raz drugi doniosłam agencji co się odwala. Dodałam też że dalej nie mam klucza do pokoju i nikt chyba nie zamierza zamontować obiecanego ogrzewania. Kolejny telefon, kolejny raz Mietek do mnie z mordą że jak ja tak mogę. W międzyczasie pożyczył klucz na strych od sąsiada,długo nie chciał oddać a jak sąsiad go przycisnął to oddał ale dorobił swój, po co? Aby włazić na dach
Oczywiście sąsiadowi coś tam wcisnął o suszeniu prania, a nikt z lokatorów tymczasowych nie miał prawa do kluczy na strych czy piwnicę. Kiedy sąsiedzi ogarnęli że Mietek włazi na dach z jakimiś dziewuchami by się tam bzykać (bo to romantyczne) sąsiad (ten który mu nieszczęsny klucz pożyczył i był członkiem administracji osiedla) kazał mu oddać ten klucz bo łamie wszelkie zasady tego budynku. Mietek nie dość że klucza nie oddał, to zarzucił sąsiadowi że mu zazdrości tego włażenia na dach xD. Sąsiad zagroził powiadomieniem właściciela o wybrykach młodego, jaka szkoda że nie wiem jakie poniósł on konsekwencje.
Pewnego pięknego dnia odkryłam że kumple Mietka (albo i on sam) zrzucił i podeptał brudnymi buciorami mój płaszcz, do tego moje buty zostały wywleczone i kopnięte pod szafę na korytarzu. Do tego postanowili od południa palić haszysz i maryśkę ( mają tak specyficzny zapach że od razu idzie poznać), wkur*ilam się niesamowicie, bo nie dość że do pracy jechałam niewyspana i zła, że gnój syfił na mieszkaniu niesamowicie i nie sprzątał, że nie docierały do niego moje prośby, to jeszcze postanowił niszczyć moje rzeczy! Ale ten dzień był baaaardzo długi i zakończył się niesamowicie ciekawie.
W niewynajętym jeszcze pokoju był balkon, Mietek i reszta idiotów postanowili wyjść na ten balkon i zajarać- po czym jakimś cudem nie modli wejść z powrotem bo drzwi się zatrzasnęły. Zaczęli więc wołać na ludzi z ulicy żeby im pomogli, jakiś gościu zadzwonił na domofon i kiedy odebrałam (bo wydzwaniał dobrą chwilę) to do mnie z mordą abym tych ułomów wpuściła z powrotem do mieszkania,. Powiedziałam że nie ma takiej opcji, niestety okazało się że jeden z ferajny był u Mietka w pokoju i usłyszał moją rozmowę, więc pobiegł i wpuścił kumpli z powrotem do środka. Następnie zaczęła się głośna impreza- wiadomo hip hop, rap, techniawa. Mietek wiedział że mam do roboty na siódmą, ale miał to głęboko w poważaniu. Nie wiem ile oni tego stuffu spalili, ale przysięgam że na korytarzu było szaro od dymu. Pękłam o godzinie 1 w nocy, wiedziałam że nie będę w stanie iść do pracy, że oni tam już ledwo chodzą i nic nie da mój opieprz (zresztą jak zwykle) zwłaszcza kiedy ledwo kontaktują. Wszystko we mnie pękło, ubrałam się (w ten podeptany, brudny płaszcz) i wyszłam ochłonąć.
Usiadłam na schodach przy komisariacie policji, zadzwoniłam do kolegi na messenger. Pytałam się co robić, bo ja już w tym mieszkaniu nie wytrzymam. Gadałam tak bijąc się z myślami, i pewnie nie odważyłabym się wejść gdyby policjant sam nie wyszedł do mnie i nie zapytał czy w czymś pomóc. Powiedziałam że u mnie na stancji jest impreza, że nie mogę się wyspać do pracy, że lokator niereformowalny i że aż siwo od maryśki, Policjant kazał mi się uspokoić i powiedział że wyśle do mnie patrol by rozgonić imprezę. Bałam się tam sama wejść, przyjechała para policjantów i od wejścia wyczuliśmy zapach wiadomy. Mietek zamknął się z trzema kolegami w pokoju, chyba wyczuł co się święci, bo udawali że nie słyszą pukania. Na szczęście byli takimi idiotami, że nie zamknęli się na klucz (chociaż mogli, jak już wspomniałam tylko ja nie miałam zamka w drzwiach) tak więc mieli nalot niebieskich.
Gdyby panowie grzecznie przeprosili i się rozeszli, nic by im nie groziło. Mietek jednak zaczął się rzucać że jest u siebie i może robić co chce, później udawał że wchodzi w jakiś trans i ma kontakt z bogiem xd. Następnie że ma dziecko z jakąś Gabrysią i musi na nich łożyć ( a to ciekawe ). Zaczął wkręcać że jest artystą, a artyści biorą dragi. Znaleziono przy nich z trzy puste torebki po jakimś ziele. Niestety tylko ich spisali i rozgonili, po czym wrócili do swoich obowiązków,
Wiedząc że lokator ma nasrane w bani, zablokowałam drzwi stołem i kaloryferem i tak jak przypuszczałam czekało mnie sporo inwektyw i próby wbicia do pokoju. Mietek domyślił się kto wezwał pały i mi groził, na moje szczęście ledwo stał na nogach więc odpuścił. Zadzwonił do kogoś i jeden z kumpli wrócił na mieszkanie, nocował u nas w pokoju Mietka.
Nazajutrz spakowałam się i wyjechałam do rodziców, tego dnia postanowiłam że wypowiadam umowę i się wyprowadzam. Była notatka z interwencji (mam kontakt z aspirantem który jest wtajemniczony w sprawę, notatka zawierała informację o tym że chłopaczki były pod wpływem na pewno haszyszu i maryśki, wnioskowali nie tylko po torebkach ale i po zachowaniu i zapachu w mieszkaniu), były moje wcześniejsze zgłoszenia o nieprzestrzeganiu ciszy nocnej (co najmniej cztery), poszłam do prawnika i wysmarowałam pismo. Dodałam też że od miesiąca nie ma internetu bo ktoś z agencji zapomniał zapłacić na czas rachunku, że ja mimo próśb i poczucia zagrożenia ze strony gości współlokatora (i jak się okazało jego samego) dalej nie mogę zamknąć drzwi na klucz, że jest absolutny zakaz brania narkotyków pod groźba wyrzucenia kłopotliwego lokatora, więc albo wypowiadają ze mną umowę albo Mietek szuka domu gdzie indziej.
I wiecie co? Nie uznali mi tego pisma! Wysłałam je z trzy, w ostatnim mój adwokat nakazał agencji kontaktować się z nim w razie jakichkolwiek zastrzeżeń, a oni do końca trwania umowy (teoretycznie do 10 września) wysyłali mi smsy i maile z rosnącym rachunkiem za pokój do zapłaty. Mam dowód na to, że Mietka nie wyrzucono z mieszkania, mam dowód że jak się wyprowadziłam to ktoś za mnie się wprowadził,. Oczywiście uprzedziłam którego dnia się wyprowadzam (miesiąc wcześniej wyjechałam do rodziców i zerwałam umowę zlecenie z pracodawcą)i w dzień wyprowadzki czekałam na pośrednika, ponieważ nie przyszedł poinformowałam starszego pana który się tam później wprowadził że zostawiam pokój taki jak widzi, klucz kładę na biurku. Chciałam mieć świadka w razie rozprawy sądowej. Mimo smsa o godzinie mojej wyprowadzki, nikt się ze mną nie skontaktował, wszystkie pisma od adwokata zostały olane.
Od września jest cisza, wiem że wiele osób sądziło się i wygrywało z tą agencją. Ciekawi mnie czy rzeczywiście ta sprawa skończy się w sądzie, oczywiście nawet nie marzę o tym że zwrócą mi kaucję.
Wraz z pismem odnoszącym się do wypowiedzenia umowy zawarłam każdy najmniejszy powód mojej decyzji, jedyna odpowiedz na jaką skusiła się agencja, brzmiała "oni nie mogą się wtrącać w relacje między lokatorami, to tylko i wyłącznie nasza sprawa". Ustalmy- łamanie zakazu odnośnie ciszy nocnej, noclegi znacznie częstsze niż przewiduje to umowa, dragi na mieszkaniu, próba wtargnięcia na siłę do mojego pokoju i wyzywanie mnie, interwencja policji a oni uważają że moje uzasadnienie jest bezpodstawne.
Tak więc jeśli ktoś z was ma podobne przeżycia to bardzo proszę o kontakt ze mną. Wątpię by cudowna agencja odpuściła, a im więcej świadków tym lepiej dla mnie.
Komentarze (3)
najlepsze
Popracuj nad ortografią.
Pozdrawiam.