„Jego wściekłość i agresja nie są wadą. To one wyniosły go na sam szczyt. Wszystko, co robi na boisku, wypływa z niego samego”. Wiele lat temu właśnie tak o Christo Stoiczkowie mówił nieżyjący już Johan Cruyff, szkoleniowiec wielkiej Barcelony pierwszej połowy lat 90. i człowiek, który z bułgarskiego atakującego wycisnął najwięcej. A udało mu się to dlatego, że miał do Stoiczkowa wyjątkowe podejście. Ich relacje nigdy nie były łatwe, często ścierali się ze sobą, ale Holender dobrze wiedział, że ma do czynienia z wyjątkowym piłkarzem i nietuzinkową osobowością.
Christo Stoiczkow robi wrażenie. Pomimo upływu czasu ten 53-letni dzisiaj facet wciąż emanuje charyzmą i pewnością siebie. Nadal jest liderem. Bułgar kilka dni temu gościł w Warszawie przy okazji premiery swojej autobiografii, która ukazała się w Polsce nakładem krakowskiego Wydawnictwa SQN. Spotkanie, które poprowadził dziennikarz Canal Plus Tomasz Ćwiąkała, stało się okazją do posłuchania opowieści sprzed lat i przyjrzenia się z bliska najważniejszej postaci bułgarskiej piłki ostatnich kilku dekad. Christo Stoiczkow – podobnie jak w przypadku swojej książki – miał wiele do powiedzenia.
![595835305a51494543684578_whTUFaunvvPAz5Ju1qlFOeEJ7doh59Mc.jpg](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/595835305a51494543684578_whTUFaunvvPAz5Ju1qlFOeEJ7doh59Mc.jpg)
Stoiko mówił na luzie i z dużą pewnością siebie. Pomimo że ostatni mecz zagrał wiele lat temu, wciąż zdaje sobie sprawę ze swojej wartości i swojego statusu. Po spotkaniu mieliśmy okazję zapytać Bułgara o jego relacje ze wspomnianym Johanem Cruyffem. A to wbrew pozorom nigdy nie była łatwa znajomość. Między tymi dwoma postaciami zawsze iskrzyło.
Bułgar i Holender często ścierali się ze sobą. Jeden i drugi mieli trudną osobowość. „Cruyff był najlepszym trenerem na świecie, ale miał też najcięższy charakter ze wszystkich ludzi, z którymi współpracowałem. Ja też jestem ekspresywny, przez co wiele razy dochodziło między nami do wymiany zdań”, przyznał Stoiczkow.
![595835305a51494543684578_hNIW0RGeMjTQUV1ie9iAcaSoBXKhkZxR.jpg](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/595835305a51494543684578_hNIW0RGeMjTQUV1ie9iAcaSoBXKhkZxR.jpg)
W swojej biografii, która właśnie ukazała się w Polsce, Bułgar często opowiada o metodach pracy i charakterze Cruyffa. „Zdecydowaną ręką formował podstawę Dream Teamu. Pracował non stop, a z Barcelony wyciskał wszystkie soki. Co konkretnie działo się ze mną? Po pierwsze, to nogi wchodziły mi do tyłka od treningów”, pisze i przytacza taką anegdotę: „Tuż po pierwszym i jedynym tego dnia treningu Cruyff zaprosił mnie do siebie na obiad. Jego żona, Danny, przygotowała przepyszną paellę. Do tej chwili było dobrze, nawet rewelacyjnie. Nagle zrozumiałem, że nikt z zespołu ani nie żartuje z zaproszenia, ani nie spogląda na mnie z zazdrością. Wszyscy poważni. Zero komentarzy czy docinków. Nic! Cruyff miał dobry humor. Zjedliśmy obiad. Tak, paella naprawdę smakowała wyśmienicie. Danny zaproponowała mi kieliszek wina – odmówiłem energicznym ruchem. Nie zamierzałem ryzykować. Miła atmosfera nie powinna mnie rozluźniać, bo inaczej mógłbym popełnić przed Misterem niechciane błędy. Zaczęliśmy oglądać kasety wideo. Z markerem w ręce Cryuff energicznie podkreślał i wyjaśniał, czego konkretnie wymaga ode mnie na boisku. Dokąd mam się wycofywać na naszej połowie, jak powinienem rozpoczynać atak, gdzie najczęściej kierować się przy pustych przestrzeniach i inne temu podobne. Pisał, wycierał, krzyczał i machał rękami. Ja pytałem, on odpowiadał. Pracowaliśmy! I okej, zdawałem sobie sprawę, że to bez dwóch zdań wyjdzie mi na dobre. Było warto.
Jednakże gdzieś w okolicach czwartej, po poobiedniej kawie, poczułem, że zmęczenie dopada mnie coraz bardziej i bardziej. Naturalnie zacząłem przebąkiwać o powrocie do domu i odpoczynku. Ale co się na moje nieszczęście wydarzyło? Cryuff ze zdziwioną miną rozpoczął mniej więcej taki dialog:
– Jaki odpoczynek, Christo? Idziemy na trening.
– Jak to, Mister? Przecież dzisiaj nie mamy drugiego, prawda? Mamy wolne.
– O, to się nie zrozumieliśmy. Pozostali z drużyny faktycznie nie mają treningu, ale ty masz!”.
Johan Cruyff znakomicie wiedział, z kim ma do czynienia. Wiedział, że Christo Stoiczkow wymaga specjalnego podejścia i traktowania. Bułgar zawsze miał wiele do powiedzenia. Przez te wszystkie lata był jednym z najważniejszych ludzi barcelońskiej szatni. Stoiczkow na boisko wychodził jak na wojnę. Grał ostro i zdecydowanie. Dużo mówił i gestykulował. Wywierał nieustanną presję na arbitrach. Prowokował swoich rywali. Znakomitą technikę i piłkarską jakość łączył z butą i arogancją. Jego starcia i rywalizacja z Fernando Hierro, obrońcą Realu Madryt, stały się nieodzownym elementem El Clasico lat 90. XX wieku.
O ile Johan Cruyff zawsze był dla Stoiczkowa punktem odniesienia i „inspiratorem”, to po drugiej stronie tej rzeki znalazł się Louis Van Gaal. Tego akurat szkoleniowca z Holandii Bułgar wręcz znienawidził.
![Ub5wNE4X0ZDvCeWrb4AAUJWj5abSgRBF41ICN8E.jpg](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/Ub5wNE4X0ZDvCeWrb4AAUJWj5abSgRBF41ICN8E.jpg)
Van Gaal przybył do Barcelony latem 1997 roku z łatką jednego z najlepszych i najbardziej obiecujących trenerów w Europie. Po latach sukcesów z Ajaksem, miał teraz przywrócić blask Blaugranie. W tym układzie od samego początku coś jednak nie zagrało. „Moja wojna z Van Gaalem zaczęła się już od naszego pierwszego spotkania. Zjawił się w szatni na Camp Nou niczym Russell Crowe w Gladiatorze. Spoglądał na wszystkich zawodników wyzywająco i z pogardą. Okej, jakoś to przyjąłem. Taki styl. Nienormalny, ale własny. Nagle Van Gaal zwęził nozdrza i zaczął węszyć niczym buldog, kręcąc głową na boki.
– Auu, czuję tu zapach Cruyffa! Auu, jak bardzo czuć!
Nie wytrzymałem i zacząłem przedrzeźniać go głośno:
– Tak pachnie zwycięstwo, senior! Przyzwyczajaj się!
Nic na to nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie ponuro i stało się jasne – od tego momentu byliśmy wrogami. Faktycznie okazałem się pierwszym słynnym zawodnikiem w wielkim futbolu, z którym Van Gaal wszedł na wojenną ścieżkę. Później przerobił to samo również z Rivaldo, Riberym, Lucą Tonim i innymi. Świat piłki nożnej pojął, że ten trener nie może pracować z gwiazdami. W naszym przypadku istniało drugie dno konfliktu. Ja byłem ostrzem Cruyffa, a to Latający Holender wyrzucił swego czasu Van Gaala z Ajaksu. Z tego powodu byli śmiertelnymi wrogami od dziesięcioleci. Szczerze i bez odrobiny stronniczości powiem wam jedno: Mister słusznie wygonił tego «kopacza» ze słynnego Ajaksu. Zrozumiałem to podczas któregoś z treningów, do którego Louisik się przyłączył, by zagrać z nami, a my śmialiśmy się do rozpuku. Jakbyśmy zatrudnili klauna, żeby nas rozbawiał. Czaiłem się na odpowiedni moment, by trafić piłką w ten jego wielki czerep, i w końcu miałem go na muszce. Strzeliłem mocno, ale piłka odbiła się od olbrzymiego ciała i wpadła do bramki. Van Gaal przewrócił się po uderzeniu, ale gdy zobaczył piłkę w siatce, skoczył na równe nogi i zaczął biegać w kółko z uniesionymi triumfalnie rękoma, krzycząc: „Goool, goool, goool!”. Wtedy ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że ma coś nie tak z główką. Kapusta, w której go mama znalazła, musiała być nieźle nadgnita!”.
![595835305a51494543684578_puMFxkjRH7LdYjRmlsYzKN8nLxgIc0RH.jpg](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/595835305a51494543684578_puMFxkjRH7LdYjRmlsYzKN8nLxgIc0RH.jpg)
I właśnie taka jak te kilka przytoczonych fragmentów jest cała autobiografia Christo Stoiczkowa. Szczera i bezkompromisowa. Pełna również świetnych wspomnień z samego boiska, bo przecież Christo Stoiczkow to przede wszystkim kawał wielkiego piłkarza. Z Barceloną wygrał wszystko, co było do wygrania, a dodatkowo Bułgarię doprowadził do najlepszej czwórki Mistrzostw Świata 1994. To dzięki postawie na amerykańskim turnieju, został laureatem Złotej Piłki France Football. Co ciekawe, w końcowej klasyfikacji za rok 1994 Stoiczkow wyprzedził między innymi Roberto Baggio, czyli człowieka, którego dwie bramki zamknęły Bułgarii drzwi do wielkiego finału z Brazylią.
Christo Stoiczkow to bez wątpienia frapująca postać. Jego język, sposób mówienia i ekspresja powodują, że nie można przejść obok niego obojętnym. Ale tego zawadiackiego faceta stać też na głębszą refleksję. Dowodem niech będzie na to jeszcze jeden fragment jego książki. Osobisty i inspirujący. „Nigdy nie porzucajcie marzeń! A pnąc się w górę, nie zapominajcie, że nie ma niczego ważniejszego od rodziny i od prawdziwych przyjaciół, których czas zabiera. Bądźcie wierni im oraz samym sobie, ponieważ lata mijają, ale nazwisko pozostaje”.