Babcia mi opowiadała historię... Dziś to zegarki, telefony, internety, a kiedyś odmierzało się czas kościelnym dzwonem lub syreną w pobliskiej fabryce.
Miała - jako nastolatka - jechać autobusem do miasta oddalonego o 40 km. Oczywiście najpierw rower do sąsiedniej wsi, potem autobus do miasta i tam dopiero PKS. Ważna misja - sprzedać wełnę (czy coś w tym guście). No i pewnie nieraz mieliście tak, że jak coś ważnego miało się stać, to
Obudziłem sie kiedys o 4 rano jak zawsze, łeb #!$%@? bo dałem ostro w palnik, napiłem się bo spiekota, szluga do ryja i biegiem na autobus. Przybiegłem na dworzec autobusowy i czekam, ale jakos nikt nie przychodzi, polazłem więc do duzurnego i sie go pytam czy mój autobus już pojechał, czy o co chodzi, a on mi mówi - panie, ale dzisiaj niedziela!
@oniryczny: Doskonale Cię rozumiem:) Ja kiedyś poleciałem do roboty o szóstej. Tyle że nie rano a wieczorem (zmina) i tak nawet chwilę kminiłem co taki #!$%@? ruch tak rano:) Na szczęście do roboty nie dojechałem orientując się w sytuacji:)
Mój pierwszy rok w internacie- starsi koledzy gdy spaliśmy przestawili nam zegar o trzy godziny do przodu. Wstaliśmy, oni też wstali, żeby było wiarygodniej to nawet byli w łazience i myli zęby. Wszyscy czterej ubraliśmy się i poszliśmy na stołówkę. Portier na parterze uświadomił nas że o 4:30 to za wcześnie na śniadanie.
Komentarze (211)
najlepsze
Miała - jako nastolatka - jechać autobusem do miasta oddalonego o 40 km. Oczywiście najpierw rower do sąsiedniej wsi, potem autobus do miasta i tam dopiero PKS. Ważna misja - sprzedać wełnę (czy coś w tym guście). No i pewnie nieraz mieliście tak, że jak coś ważnego miało się stać, to
@issen: Typowe USA.