Obejrzałem nowe Star Treki, zarówno Discovery, jak i Orville - I oto moja recenzja.
Obie pozycje zapewne znajdą wielu fanów. Discovery jest ludzi lubiących akcję, efekty specjalne, zbrojne konflikty, natomiast Orville może przyciągać standupowym humorem, dialogami z sitcomów i lekką narracją.
A teraz do rzeczy jako, że lubię serię ST i znam jej wcześniejsze serie, począwszy od TNG to mam pewien obraz spójności tego universum. Coś się grubo papra z tym uniwersum począwszy od pierwszego "nowego" ST, czyli
"W ciemność - In to the Darkness (2013)". To wtedy pierwszy raz mogliśmy ujrzeć na ekranach, że ludzie przyszłości nie są o wiele mądrzejsi od nas, militaryzm ma się świetnie, a przemoc to najlepsze rozwiązanie na wszelkie bolączki. Od tej pory ta seria idzie w coraz większą ciemność i głupotę.
Dlaczego tak uważam, chciałbym tutaj dać pewne porównanie do dawnej serii.
Otóż serie takie jak Voyager, TNG, DS9 pokazywały pewien poziom wartości, które w późniejszych seriach mamy wypaczone.
W przyszłości według TNG nie istnieją państwa, waluty, wojsko (tak właśnie!), ludzie reprezentują sobą pewien rodzaj inteligencji, zarówno emocjonalnej, jak i technicznej. Sprawy załatwiane są pokojowo, a wszelkie różnice rasowe nie stanowią żadnego problemu. Tak więc jest to rodzaj przyszłości, który przedstawia ludzkość w dobrym świetle. Seria która może pozytywnie zainspirować. I nie są to słowa rzucane na wiatr, ponieważ jak się okazuje wiele wynalazków zaistniało dzięki inspiracji z odcinków TNG. Są to min. kompresja mp3, silnik jonowy, ekran dotykowy, głosowe sterownie komputerem, tablety, uniwersalny tłumacz, a nawet napęd WARP, który jak się okazało naukowcy obecnie odwzorowują w mikroskali. Te wszystkie rzeczy pierwszy raz zaistniały jako serialowa inspiracja.
Czasy się zmieniły i inne osoby zaczęły tworzyć kolejne serie na nowy bardziej kasowy sposób.
I tak mamy postacie, które zachowują się dość agresywnie, rozbudowany kompleks militarny zarządzający całą flotą, pieniądze i problemy świata dzisiejszego.
Seria Discovery wygląda świetnie jeśli chodzi dopracowanie wizualne, efekty i akcję, jednakże jest ona bardzo mroczna. Klingonowie zmienili się w panów ciemności, wygląd federacyjnego mostku, stał się bardziej siermiężny, wręcz guzikowy. Do tego przestrzeń jest dość ciemna i depresyjna. Gdzie wygodne fotele i futurystyczne salony, jakie oferowała choćby klasa Galaxy. Mentalność, niska, płytka i żołnierska. Wszechobecny brak rozwiniętej inteligencji emocjonalnej.
Technologia stała się mglista, wracamy do silników odrzutowych. W TNG nad fabułą pracowali także fizycy, aby serialowa technologia i terminologia była spójna z kanonem nauki. To właśnie cechuję kategorię SF (science fiction), jeśli technologia staje się magiczna to mamy raczej gatunek fantastyczny.
Klimat jest ciężki, można się poczuć po filmie jeszcze długo oblepionym mroczną wibrą.
Seria Orville od razu rzuca się tu w oczy, że serial ma być zabawny, jednakże poziom tych żartów jest momentami, żenujący. Jakość detali jest podobna do chińskich plastikowych podróbek z bazaru. Mam wrażenie jakby ktoś przeniósł kiepskiej klasy serial komediowy dla kobiet do futurystycznej przestrzeni. Nie będę owijał w bawełnę i napiszę w prost co o nim myślę. Ten serial jest po prostu merytorycznie głupi i nie jest on dla inteligentnych ludzi. Poziom dialogów, jakość grafiki CGI i niemal prostoliniowa fabuła szybko przysparza irytacji.
Mam wrażenie, że został nam rzucony wybór zdechły kot albo cuchnący wór.
Discovery - Mroczny, depresyjny, pro-militarny i agresywny ale dobrze dopracowany wizualnie i fabułowo.
Orville - Głupi, zaprzecza inteligencji i niedopracowany, albo może dopracowany tylko przez 13 latka.
Wniosek taki: Nowi producenci zabijają mentalność tej serii.
Pytanie do was: Co się dzieję ze Star Trek, czy tylko ja to widzę, że ta seria z każdą nową pozycją staje się coraz głupsza i mroczniejsza?
Komentarze (13)
najlepsze
1. "A teraz do rzeczy jako, że lubię serię ST i znam jej wcześniejsze serie, począwszy od TNG to mam pewien obraz spójności tego universum. Coś się grubo papra z tym uniwersum począwszy od pierwszego "nowego" ST, czyli "W ciemność - In to the Darkness (2013)"."
"Into darkness" wcale nie jest "pierwszym nowym". Pierwszym z serii rebootów był Star Trek XI z 2009
Co do rozczarowań - najbardziej nie pasują oczywiście pozbawieni owłosienia Klingoni. Ponadto aktorzy mają słabe głosy (nie dorównują niskiemu np. Michealowi Dornowi) i wyraźnie męczą się mówiąc po klingońsku. Zobaczymy jak to się
Myślę że z "ST: Discovery" warto poczekać na kolejne odcinki, dwa pierwsze miały chyba tylko zaprezentować konflikt z Klingonami i zachęcić fajerwerkami ludzi nie znających uniwersum. Mam nadzieję że dalej będzie już więcej "discovery" niż "destruction", szczerze na to liczę.
Co do Orville, to nie liczę na poprawę, bo twórcą i głównym aktorem jest Seth MacFarlane, ten typ wszystko robi tak jakby odtwarzał schemat z "Family Guy".
Też się łudziłem, że 2 pierwsze odcinki Hannibala są do bani. Potem, że może tylko pierwszy sezon:-P
A prawda jest taka, że dobry serial widać po pierwszych minutach.
Masz na myśli ten pseudonaukowy bełkot, z którego słynie Star Trek?
To mi nie wygląda na recenzję, tylko na gorzkie żale fanboya starego Star Treka, który nie może się pogodzić, że lata '90 już minęły.