Niejaki profesor Albert Mehrabian nie zajmował się w swoim życiu niczym innym, oprócz prób zrozumienia komunikacji międzyludzkiej. Po latach mordęgi doszedł do następującego wniosku: ładunek emocjonalny wiadomości, którą otrzymujemy, w 7% jest zawarty w słowach, w 35% w nucie głosu, zaś w 55% w mimice twarzy.
Jeżeli ktoś oznajmi „rybki były przepyszne” tonem markotnym, ze smutną minką i wyrazem cierpienia na twarzy, to nie uwierzymy. Identyczna aprobata kulinarna, wypiszczana w zachwycie, z mordką rozanieloną oraz z przytupem, wywoła ufność.
Profesor Mehrabian Ameryki nie odkrył, aczkolwiek przełożył na język matematyczny wpływ mowy ciała na reakcje otoczenia: 93% odczuć, po usłyszeniu czegokolwiek, nie zależy od treści, lecz od towarzyszących wygibasów plus akompaniamentu. Ważna nowinka, szczególnie dla firm marketingowych bądź polityków. Dyplomata w eleganckim garniturze, rozdzielający uśmiechy, pytlujący płynnie i rozczapierzający co rusz ramiona, porwie masy. „Idziemy!” - zachęci, a pójdą wszyscy, nie bacząc na kierunek wędrówki.
Nic złego w naśladowaniu zdeterminowanego lidera, pod warunkiem uczciwości jego intencji. Tym samym, fajnie zakupić produkt, którego jakość dorównuje przynajmniej w połowie walorom reklamującej go laski.
Instynktownie adaptujemy cudze uniesienia, przyjmując je za pewnik - zjawisko poniekąd normalne, nieszkodliwe, świadczące o empatii. Czy nie powinniśmy jednak zastanowić się nad potencjalną łatwością, z jaką nasze opinie mogą ulec manipulacji, zwłaszcza w świetle powyższych - publicznie dostępnych - wyników badań naukowych?
Internet potwierdza nasze preferencje: przekazy audiowizualne wypierają staromodną pisaninę. Faktycznie, po co marnować czas na pochłanianie długiego felietonu - przecież obraz jest wart tysiąca słów!
Doprawdy?
Oto fotka z przystani żaglowej:
Poniżej autentyczne ujęcie, zrobione dziesięć sekund wcześniej (w trybie automatycznym, bez filtrów Photoshopa):
Zadziwiająca różnica, skombinowana amatorsko! Tysiąc słów jest warte wyjaśnienie, jak doszło do przekrętu. Powyższy przykład uzmysławia natychmiastowe obdarcie wyobraźni z alternatyw po zaprezentowaniu kolorowego zdjęcia - podobnie piorunującego efektu nie sfinguje najkwiecistsza poezja.
Właśnie: „obdarcie wyobraźni z alternatyw”...
W trakcie czytania uruchamiamy:
1) myślenie krytyczne (wychwalamy lub potępiamy autora na bazie osobistego punktu widzenia);
2) konceptualizację (wyciągamy wnioski, formułujemy świeże idee);
3) imaginację (unaoczniamy sobie scenę, okoliczności, warunki).
Malujemy unikatowy pejzaż emotywno-poglądowy (ilu czytelników, tyle pejzażyków).
Na planie filmowym aktor przybierze dramatyczną posturę, wysyczy sentencję przez zaciśnięte ząbki, walnie przy okazji pięścią w stół. Pobudzony telewidz też zawarczy „Tak! Dołóż mu! No dalej!” - miejsce dywagacji zajmuje mentalne współgranie. Po prostu, scenariusz wywiera rodzaj psychicznego nacisku, wymuszając specyficzne doznania tudzież konkluzje. Lektura - na odwrót - wzmaga niezależną gimnastykę mózgową, potęgując szanse na keatywność, spostrzegawczość, obiektywność, zwykły rozsądek.
Niestety, książki wypadają z fasonu. Jakob Nielsen przetestował 232 ochotników, którym założono specjalne okulary monitorujące ruchy gałek ocznych. Każdy z nich siedział przed ekranem komputera, studiując artykuły, wiadomości czy wpisy na blogach. Okazało się, że przerażająca większość ślizgała wzrok po tekście w sposób przedstawiony na diagramie:
Literka „F”, odwzorowująca schemat lustrowania elektronicznych publikacji, symbolizuje wyraz „
Fast” (polskie propozycje: „
Fragmentarycznie”, ewentualnie „
Fretycznie”).
Ponoć internauci są wyśmienitymi tropicielami (potrafią wyszperać kawałek potrzebnej informacji w trymiga), ale posiadają żałosne smykałki dedukcyjne (bez wyraźnych wskazówek nie sprostają rozwiązaniu zagadnienia). Cóż, przeciętnie przebywają na stronie portalu kilka do kilkunastu sekund, rejestrując maksymalnie... 18% przedstawionej zawartości - osiągnięcia sugerujące, że skupienie uwagi nie należy do ich zalet.
Rośnie w miliardy generacja klientów doskonałych, z super posłuszeństwem wyegzekwowanym na kanwie bezwarunkowych odruchów wobec bodźców audiowizualnych. Grono „
F” nie napawa przesadną nadzieją.
Przed wpadnięciem w sidła fatamorgany uchroni nas przezorność, a tą trudno wyrobić bez zbalansowania życia systematycznym, najprostszym treningiem: czytaniem.
(Kto dotarł do końca, podejmie indywidualne decyzje co do odpowiedzi na pytanie postawione w tytule...)
Publikacja ukazała się na mojej stronie GrzesioPolak.pl. Serdecznie zapraszam!
Komentarze (130)
najlepsze
Och, jak bardzo pragnąłbym napisać więcej na ten temat! Moim celem było poniekąd przyciągnięcie tych, którzy nie kochają lektury, zatem skróciłem tekst na tyle, ile mogłem, oraz urozmaiciłem go grafiką. Nie rozwijałem tematów zbyt mocno, aby uniknąć musztrowania niechętnych czytaniu (udzielanie zbyt długich reprymand, jak myślałem, obraziłoby jeszcze bardziej generację "F").
Podaję tylko tok mojego koncypowania - stworzenie krótkiego artykułu, zachęcającego do sięgnięcia po książkę
Im dalej w las tym bardziej powielane są znane już wczesniej informacje - takie wprowadzenie dla nieznających kontekstu. Więc się nie czyta, tylko skanuje wzrokiem.
Znowu wielkie odkrycie, że średnia nie zawsze jest dobrym odzwierciedleniem rzeczywistości. Jak artykuł jest zły, to po pierwszym akapicie dam sobie spokój. Jak dobry, to przeczytam. Z takich dwóch mam średnią nieco ponad 50%. Proste wyjaśnienie problemu, wokół którego wszystko się kręci.