Napisałem książkę: "Zlikwidować rady dzielnic!" w Krakowie.
Witajcie serdecznie wszystkie niebieskie i różowe paski!
Na wykopie siedzę od kilku lat. Dzisiaj postanowiłem pochwalić się napisaną przeze mnie książką o kulisach funkcjonowania rad dzielnic w Krakowie. Jestem radnym czwarty rok, kadencja się kończy, postanowiłem więc wyjść przed szereg i ujawnić beznadziejność, niekompetencję, lenistwo w samorządzie w Polsce. W książce pisze o tym, że radni przychodzą tylko na darmową kawę, że w d... mają ludzi, że gdy dzieciom odmawia się darmowych szczepień, ta sama rada dzielnicy kupuje nowiutki ekspres do kawy!
Tytuł jest mocny i nawiązuje do ogólnopolskich akcji likwidacji straży miejskiej.
Piętnuję system, a nie osoby, dlatego w książce brak jest nazwisk (poza dwoma osobami).
I wiecie co? Nie minęło 24 godziny od premiery książki, a już zostałem zaatakowany. Ale traktuję to jako komplement, że książka jest prawdziwa, szczera, wiarygodna i dlatego niebezpieczna, bo demaskuje dziadostwo w Polskim systemie samorządowym.
Książkę szczególnie polecam osobom z Krakowa, ale nie tylko. Wiedza ta pomoże przed wyborami samorządowymi, by nie dać się nabierać na obietnice złotych gór.
Książka dostępna jest na allegro, albo poprzez stronę
//wydawnictwokasper.pl/?4,zlikwidowac-rady-dzielnic!
Fragment książki:
Odbiór prac wykonanych przez wykonawcę jest zawsze określony przed zarząd terenu, w którym inwestycja lub remont były wykonywane. Rada Dzielnicy jako źródło finansowania jest na niego zapraszana. Najczęściej w dzielnicach na odbiory zaprasza ZIKiT, gdyż największe środki finansowe idą na remonty dróg, chodników, ale też doposażenia ogródków jordanowskich. Zarząd Infrastruktury sprawuje nad nimi pieczę. Tak naprawdę nie ma takiego obowiązku usankcjonowanego prawnie, jednak poprzez pewien zwyczaj i dobre zasady respektuje wysyłanie zaproszeń. Bywały inwestycje i to bardzo duże na które z różnych względów nie zapraszano rady. Koronnym przykładem jest budowa Skate Parku.
Przed rokiem 2011 Rada Dzielnicy poprzedniej kadencji (2006–2011) wyszła oficjalnie z inicjatywą stworzenia na terenie Plant Mistrzejowickich dużego obiektu sportowego dla rolkarzy, rowerzystów. Jako że w Krakowie nie było do tej pory profesjonalnego Skate Parku, bo tak nazywa się miejsce wybudowane specjalnie pod wykonywanie skoków, tricków i innych akrobacji na przykład na deskorolce, radni poprzez różne środowiska skejtów rozpoczęli procedurę planowania i budowy obiektu. Proponowany teren należał do gminy, a pozostałe wymagania zostały spełnione, nie było więc przesłanek blokujących wielki projekt. W 2010 r. w budżecie na przyszły rok znalazł się zapis finansujący budowę obiektu, a przetarg opiewał na kwotę 740 tysięcy złotych! Olbrzymia kwota blisko miliona złotych została przegłosowana przez radę miasta. Lokalne środowiska sportowców były zachwycone, a ogólnopolskie portale w tej tematyce relacjonowały toczące się działania.
Bez kłamania powiem, że mówiła o tym cała Polska. Dlaczego? Skate Parków w całej Polsce jest raptem kilka, więc tworzenie w pełni profesjonalnego i nowego stało się głośnym wydarzeniem. Przez cały okres, aż do odbioru, na plac budowy przyjeżdżali fotografowie, a lokalne portale informacyjne prowadziły cotygodniową relację z postępu prac. W radzie dzielnicy panowała raczej zwyczajna atmosfera, wielu radnych z przymrużeniem oka patrzyło na powstający obiekt. Temat ich nie porywał. W kuluarach rozmawialiśmy o postawieniu nowych lamp, o sposobie wylewania betonu, o szybkości wykonywanych prac. To ostatnie budziło najwięcej nerwów i kontrowersji. Po wygraniu przetargu prace mogły ruszyć w maju, czerwcu. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. Wszystkie pozwolenia, koncepcje, a wreszcie ostateczny projekt, leżały w rękach zwycięskiej firmy. Wystarczyło sprowadzić sprzęt, pracowników i ruszać do dzieła. Myśleliśmy, że skoro cała uwaga skupiona jest na tej inwestycji, od której, w mojej ocenie, uzależniony był rozwój dzielnicy (nawet w minimalnym stopniu), prace ruszą z impetem. Było jednak inaczej. Przez ponad dwa miesiące roboty stały. Po wstępnym ustawieniu latarni i wyłożeniu betonowych płyt, rozbiciu prowizorycznego ogrodzenia i potem dobudowaniu kanału wszystko się zatrzymało. Nie wiedzieliśmy co jest przyczyną, ale byliśmy pewni, że przed 31 sierpnia – umownym terminem zakończenia prac na terenie spacerowo-parkowym będzie stał piękny, nowoczesny Skate Park.
Pamiętam, że jako radni, a zwłaszcza przewodniczący, co jakiś czas urządzaliśmy prywatną kontrolę. Najnormalniej w świecie podchodziliśmy pod ogrodzony teren i porównywaliśmy uprzednio zapamiętany obrazek z aktualnym stanem budowy. Po okresie dwóch miesięcy z dużą dokładnością potrafiliśmy zilustrować niezmieniony od pierwszych robót plac. Robota stała! Z ZIKiTu spływały mętne informacje o normalnie toczącej się procedurze – miało nas to uspokoić. Nie było jednak normalnie. Dwa miesiące zastoju, dwa miesiące próżnych nadziei rady, ale w szczególności dwa miesiące rozterek młodych. Znam uczucie, gdy czeka się na coś bardzo dla ciebie ważnego i mimo zapewnień i intuicyjnie odbieranych pozytywnych sygnałów, nie możesz tego dostać. W sierpniu prace ruszyły ponownie z dużym impetem. Zaczęto wylewać beton i formować wszystkie przeszkody dla rolek i rowerów. Widoczne były efekty pracy. Duże było zdziwienie, gdy za wykonywanie tych robót zabrała się firma, która przegrała przetarg! Tutaj zaczyna się zagadka. Przetarg wygrała krakowska firma zajmująca się okablowaniem i stawianiem latarni, a także iluminacją obiektów.
Jakim cudem przebrnęli przez wydawać bardzo szczegółowe wytyczne pozostaje tajemnicą – tajemnicą poliszynela. W toku załatwiania spraw porozumieli się z przegranym i zatrudnili jako podwykonawcę. Czy czerwcowo- lipcowa zwłoka była podyktowana szukaniem na gwałt rozwiązania? Jednak czy okres trzech tygodni wystarczyłby do zakończenia wielkiej budowy? 31 sierpnia zbliżał się nieubłaganie, po tym terminie Miasto mogłoby zażądać kary za każdy dzień zwłoki. Jednakże Zarząd Infrastruktury przesunął termin raz, potem drugi, potem trzeci, bez jakichkolwiek znanych nam konsekwencji. Było to dla nas szokiem. Byliśmy zdenerwowani lekceważącym podejściem zarówno do rady jak i mieszkańców. Nie byliśmy w stanie wyegzekwować ani wyjaśnień, ani innych sankcji. Co więcej, pani inspektor z zarządu infrastruktury hamowała nasze waleczne zapały i odpowiadała na ostre pisma wychodzące od nas. Ostatecznie Skate Park w całej swej okazałości był zdatny do użytku pod koniec… listopada! Trzy miesiące po terminie, w czasie gdy w nocy występowały przymrozki.
Nadchodziła pora odbioru. Inwestycję finansowała Rada Miasta, jednak sporo środków przekazała również rada dzielnicy m.in. na projekt, zastąpienie schodków zwykłą równią itp. Przygotowywaliśmy się na konfrontację. Zbierane były wszystkie dokumenty i argumenty. Mimo, że nie znaliśmy się na aspektach inżynierskich, oczekiwaliśmy sporych wyjaśnień. Opóźnienie było karygodne, każdy to przyznawał. Co się wydarzyło? Odbiór techniczny, o którym dowiedzieliśmy się po fakcie, nastąpił 30 listopada. Przewodniczący się wściekł. Wystosował skargę do dyrektorki, która, jak przypuszczałem, przyznała mu rację i przeprosiła. Sądzę, że byli na to przygotowani. Nie mieliśmy innych narzędzi wywarcia wpływu, a nasz gest był jedynie symboliczny. Radni zaangażowani w sprawę i młodzi ludzie tak czekający na budowaną w końcu dla nich Skate Plazę. Poprzednie tajemnicze przedłużanie terminu oddania prac, wyjątkowa łagodność w podejściu do wykonawcy i wreszcie niepoinformowanie o odbiorze rady układają się w jakąś całość, którą mając szerszą wiedzę, można by zinterpretować. Mogę tylko przypuszczać, że, zapraszając nas, obawiano się wpisania do protokołu odbioru jakiś niewygodnych stwierdzeń, a także zadawania niewygodnych pytań z naszej strony. Dodatkowo moglibyśmy poinformować o tym społeczność skejtów, których przedstawiciele pojawiliby się podczas tej wizji w terenie. Rodziłoby to bardzo niewygodną sytuację. Zrobiłem drobny przegląd ogólnie dostępnych informacji. Właścicielem firmy, która wygrała przetarg na budowę Skate Parku, jest radny miasta poprzedniej kadencji, który startował z listy… obecnego prezydenta miasta, a jak wiadomo prezydent bezpośrednio sprawuje pieczę nad ZIKiTem. Wnioski proszę wyciągnąć samemu. Co więcej, jest on przewodniczącym rady dzielnicy, w której radną jest wspominana, nasza pani inspektor z zarządu infrastruktury. Zagadka rozwiązana? Kurtyna!
![](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/11xImlV_IcZGXxFEPxkQQH03IW4mJSgWmm1xeHUh,wat600.jpg?author=nerel&auth=4f91ba96eeb6cf454e28ec17c2fae8bc)
Komentarze (26)
najlepsze
"Najlepszy Radny Nowej Huty".
Skromnością za to nie grzeszysz. Może i książka jest dobra, ale wykop to nie miejsca na spam. Zakop.
Gratuluję i szkoda wobec tego, żeby ktoś źle myślał o tobie na podstawie tytułu tylko...
Czemu wobec tego nie ujawniłeś wszystkiego, powiedzmy , po roku czy dwóch? Wtedy byłbyś poza podejrzeniami, a teraz to tylko wystawiasz sobie niezbyt chlubne świadectwo i narażasz się na graniczące z pewnością podejrzenie o konformizm...
Więc proszę nie mieszać działań wyborczych z odrębnymi, zupełnie niezwiązanymi tematami.