Sytuacja w firmie, w której pracuję. Kończyły się nam umowy z Plusem, szef miał w planach przedłużenie umowy .. ale... Pojawiłem się ja i pokazałem szefowi jakież to Orange jest wspaniałe, przecież mam od 2 lat u nich telefon, a neostrada o dziwo działa(!) świetnie. Potrzebowaliśmy przenieść około 5 numerów. Dawno takiej adoracji nie widział – szef dostawał zaproszenia do oddziałów, co jakiś czas inny „doradca klienta biznesowego” dzwonił i składał mniej lub bardziej atrakcyjne oferty. Ale udało się, znaleźliśmy ofertę, którą można było określić słowem: atrakcyjna. Szef skoczył do oddziału, podpisał kilka świstków, telefony wziął pod pachę i trzeba było ino oczekiwać na przeniesienie numeru.
Trwało to standardowe X dni, później wszyscy jednego dnia dostaliśmy nowe telefony wraz z kartami SIM. Szał, wreszcie Nokię C3 można było zmienić na Lumię 520, słychać w firmie nowe dzwonki, wyświetlacze atakują nasze oczy milionami kolorów! Po prostu szał!.
Do czasu.
Kolega zorientował się, że dziwnym trafem zaczął odbierać coraz mniej telefonów z zamówieniami. No nie ukrywam, że to dla mnie to lepiej, bo wreszcie mogę go pobić wartością mojej prowizji ;) Ale nie - to nie był mój sabotaż.
Jego stali klienci zaczęli narzekać, że nie mogą się do niego dodzwonić... No ale szef się przecież dodzwania! Więc skrzyknęliśmy się z kolegami i zrobiliśmy mały test. Wszyscy telefony w łapy i po kolei dzwonimy do (no załóżmy na potrzeby tego tekstu) Zbyszka. Telefon z sieci Orange – logiczne, bez problemu dodzwania się. Telefon z T-Mobile i Play też bez problemu dzwoni. Przy próbie połączenia z telefonu w Plusie słyszymy komunikat: numer jest tymczasowo not avajlabul – czyli że niby niedostępny. Sprawdzając dalej – ze stacjonarnych, które nie są w Orange też nie ma możliwości dodzwonienia się do naszego biednego kolegi.
Pojechaliśmy do Orange, na Witosa w Lublinie. Miły Pan sprawdził, czy może nie ma żadnych przekierowań, blokad, niebieskich jednorożców i innych cudów wianków – wszystko wydaje się być w porządku. Sam telefon uznaliśmy za sprawny, ponieważ po włożeniu do niego innej karty (oczywiście z Orange, bo pomarańczowi jako jedyni ubezwłasnowolniają w nagrodę sim-lockiem) wszystko jest ok. Więc pierwsza myśl: uszkodzona karta SIM.
No ale tutaj Pan rozkłada ręce: - Niestety nie mam specjalistycznego urządzenia diagnozującego karty sim z wbudowanym buddyjskim różańcem, bo Orange nam jeszcze takowego nie zakupiło i … tutaj pojawia się kilka epitetów z jego strony dotyczących masakrycznej współpracy z „górą” - możliwe, że zrobił to po to aby pokazać coś w rodzaju: „Panie, przeca ja wiem co Pan czujesz! Mi też w życiu jest źle”.
Pytanie tylko: co Nas to obchodzi?
Dodał również: „Możemy wymienić kartę sim, ale jeżeli okaże się że to nie była Nasza wina, będziecie musieli zapłacić z własnej kieszeni ileśtam srebrników”
Nie licząc na pomoc ze strony ludzi, zgłosiliśmy się do „góry”. Aniołek ze zBOKu przyjął reklamację, ale aby upewnić się, że na pewno jesteśmy ludźmi poproszono nas o to byśmy wyłączyli-włączyli telefon, wpisali trzy szóstki na ekranie, zrobili szpagat i nakręcili wspólny Harlem Shake. Telefon jednak nadal nie działał poprawnie – przypomnę: Plus i stacjonarne spoza Orange nie są w stanie się do biednego Zbyszka dodzwonić.
Zbyszek i nasz Szef to ludzie, którym nie warto wciskać kitu bo potrafią dochodzić swoich racji. A bez wątpienia racja stoi grzecznie przy ich nodze.
Ze względu na to, że nadzieją była wadliwa karta SIM, pojechaliśmy do kapliczki Orange w Tesco, bo podobno tam mają specjalistyczne urządzenie diagnozujące kartę SIM. Pracownik z wielkim uśmiechem przyjął od nas teoretycznie wadliwą kartę SIM i włożył do magicznego urządzenia. Wszystko było by w porządku, ale okazało się że owe urządzenie jest i podobno działa, ale nie ma wbudowanego buddyjskiego różańca i dlatego nic nie można zrobić. Cholerny różaniec.
Trudno. Ale Zbyszek dostał sms'a że karta jest sprawna. Tylko, że nadal klient posiadający telefon z zieloną kartą, ani ten, który ma telefon w Netii gdzie podobno jest wolność wyboru, nie mogą się do niego dodzwonić.
W Lublinie jest podobno główny, najgłówniejszy oddział Orange – na ul. Narutowicza. Oddział, w którym możemy liczyć na każdy cud. Oddział, w którym pracują więksi profesjonaliści, niż profesjonaliści z innych, mniejszych kapliczek. Specjalistyczne urządzenie diagnozujące kartę sim, wraz z wbudowanym buddyjskim różańcem mają i bez problemów sprawdzają kartę – wynik: uszkodzona karta SIM. Podziwiając piękne uzębienie Pani z obsługi odebraliśmy nową, jeszcze cieplutką kartę SIM.
Cieplutka karta SIM okazała się być tylko odgrzewana, ponieważ Plus i stacjonarne spoza Orange spotykają się ze ścianą w momencie próby połączenia się z biednym Zbyszkiem. Byliśmy już w firmie, więc aby zapytać o co chodzi wykonaliśmy telefon do oddziału, w którym ostatnio byliśmy.
Pani z pięknym uzębieniem oznajmiła, że nie sprawdzali tej karty przy Nas, ponieważ to musiało by potrwać kilka minut, a wiadomo, że „klient ich Pan” i klient nie może czekać – poczuliśmy się połechtani. Było by wszystko pięknie, ale ich troska odbiła się tym, że musielibyśmy tracić kolejne 2h aby przebić się przez korki, remonty, światła, czyli dojechać do kosmicznie profesjonalnego oddziału Orange – dziękujemy serdecznie Orange, wszyscy płaczemy ze szczęścia, gluty po sam pas.
Dogadaliśmy się, że nową kartę odbierzemy w salonie, który jest najbliżej naszej firmy, czyli w Carrefourze na ul. Witosa (pierwszym oddziale, który odwiedziliśmy kiedy zaczęła się ta nasza zabawa).
No i tutaj stało się coś, co nam ludziom nie może się nawet śnić. Szczyt absurdu wniósł się tak wysoko, że nasze mózgi nie były w stanie tego ogromu bezmyślności ogarnąć. Wróciliśmy do firmy, otwieramy kopertę z kartą i.... Pani z nie mniej pięknym uzębieniem od poprzedniej dała nam kartę NANO SIM, zamiast MICRO – mimo tego, że dostała na ladę rozbebeszony telefon. Tak. Do Nokii Lumii 520 wchodzi tylko MICRO SIM. Może to przez jej nadwagę..yy, znaczy nieuwagę.
Ile można wytrzymać takiej bieganiny, ile razy można opowiadać tą samą śpiewkę każdemu nowemu konsultantowi, czy pracownikowi stacjonarnego punku? Jak się można domyślać, otrzymaliśmy nową kartę MICRO SIM, jednak ona też nie działa poprawnie. Mamy już za sobą wiele godzin rozmów z konsultantami, którzy nic nie mogą, bo coś tam. Za każdym razem kiedy dzwonimy mamy instrukcję typu: włącz-wyłącz telefon, wpisz trzy szóstki, zrób szpagat, nakręćcie wspólnie Harlem Shake. Złożyliśmy niezliczoną ilość reklamacji i nic. To jest po prostu nie wywiązywanie się z umowy – Orange nie jest w stanie świadczyć usług telekomunikacyjnych w takiej postaci, jaka widnieje na umowie.
Sprawa ciągnie się od 2 mies., a Pan Zbyszek, wraz z Szefem tracą pieniądze.
Mamy dostać kolejną świeżutką kartę sim, podobno przed chwilą wypieczoną, z nowiutkim procesorkiem, która będzie obsługiwana przez jakieś inne serwery. Miała dojść w piątek, dziś jest wtorek. Chociaż.. czy ktoś tutaj wspomniał o jakimś konkretnym piątku?
Mamy pomysł aby wybrać się na ul. Złotą. Tam podobno stacjonuje profesjonalna wróżka, która mogłaby przepowiedzieć jak ta sprawa się zakończy i przy okazji odciąć kołtun, przez który mamy tyle problemów.
Uwierzcie, że nie warto ufać Orange – nie warto ufać w ich nowoczesność. Tutaj nikt nic nie wie i nikt niczego nie może sobie zarzucić.
Drogie Orange: kupcie sobie ten cholerny buddyjski różaniec – może wtedy w jakiś sposób uda się wam pracować normalnie.
Komentarze (5)
najlepsze
.
#!$%@?ąc od całej historii, która jest poprowadzona naprawdę fajnym słowem i niuansów technicznych (problem niekoniecznie musi leżeć u operatora, którego masz sim, a może u opa, z którego wychodzi połączenie lub na PPS'ie) to zj%!#łeś wszystko powyższym cytatem.