Gdy operator sieci komórkowej odcina Ci nadajnik i udaje, że pada deszcz, który zakłóca Ci działanie sieci.
Problem pojawił się z dobry miesiąc temu. Zasięg sięgnął ledwie kreski i nigdzie nie dało się zadzwonić. Problem miałem nie tylko ja, ale w zasadzie wszyscy moi znajomi na terenie "naszego miasta", którzy są szczęśliwymi posiadaczami numerów w Plus'ie.
Myślę sobie, może zadzwonić do biura obsługi. Dzwonię więc i wraz z miłą Panią po opisaniu wszystkiego jak należy zgłaszam usterkę techniczną. Tymczasem dowiaduję się również, od znajomych, że w naszej pięknej miejscowości został zdemontowany nadajnik, bo są prace konserwacyjne na budynku i nadajnik tam już nie wróci. Obraził się i szuka sobie nowego miejsca.
Mija tydzień, zasięg wciąż trzyma się połowy kreski i żeby dzwonić wystawiam telefon za okno z podłączonym zestawem słuchawkowym. Odrobina cierpliwości i jest! Upragnione pół kreski. Dzwonię więc. Szumi... trzeszczy... rozłącza... pech. Czekam kolejne półtorej tygodnia.
Zdenerwowany, głównie z uwagi na to, że telefon wykorzystuje do celów "służbowych" kieruje się do punktu, gdzie również miła Pani wykazuje zdziwienie. Wydaje się być przejęta sprawą i razem konstruujemy pismo reklamacyjne wraz z chęcią rozwiązania umowy. Informuje mnie również, że wielu klientów z tej miejscowości ma taki sam problem i że wymiana nadajnika potrwa, ale do kiedy - nie wie. Poszło.
Dziś dzień dostaje odpowiedź, gdzie szanowna Pani tłumaczy się, że Oni nie mają wpływu na czynniki zewnętrzne, które to w dużej mierze mają wpływ na jakość usług. Dodatkowo zapewniając mnie, że cięgle dodawane są nowe nadajniki. Umowę rozwiązać mogę, ale kara pieniężna mnie nie ominie. Absurd myślę, biorę telefon do ręki i dzwonię.
Warto wspomnieć, że po 3 tygodniach zasięg wrócił i dzwonić mogę.
Odbiera niezbyt miła Pani i od razu przechodzi do pytania "Czego będzie się tyczyć ta rozmowa?". Opisuje problem i moje zdziwienie z odpowiedzi jaką dostałem listownie. Reasumując tą bezlitośnie nic nie wnoszącą rozmowę, czego od nich oczekuję skoro zasięg już jest. Prawie w stylu "o co Ci chodzi?". Odpowiadam więc, że reklamację złożyłem spory czas temu i to nie moja wina, że dopiero teraz na nią odpowiadają. Na co Pani zapytała mnie czy może mi w czymś jeszcze pomóc i tak zakończyliśmy naszą miłą pogawędkę.
Morał z tej bajki jest taki. Operator sieci robi sobie co chce i jak chce,a biedny klient w zasadzie gdy ma już podpisany cyrograf staje się bezsilny.
Na pytanie po co to opisuje odpowiem:
"Bo tak... bo chce by inni wiedzieli czego można się spodziewać, a jeżeli to już było to podpisuje się pod tym jako kolejny zrobiony."
Kasa za każe zerwane połączenie poszła się.... hmmm:) Całe serie pytań od znajomych dlaczego mam wyłączony telefon. Bezradnie uśmiechnięta twarz operatora, który strasznie cierpi z tego powodu - bezcenna.