Nienawidzę ogłoszeń o pracę, w których wtrąca się niepotrzebną angielszczyznę. Czemu ktoś pisze "Poszukiwany Project Manager" zamiast używać ojczystych zwrotów. Tak trudno napisać "Zarządca Projektu"? Albo Menadżer Projektu?

Albo inna, #!$%@?ąca rzecz. Jakaś firma, a właściwie jej dział HR, wrzuca do sieci ogłoszenie, gdzie w jedenastu (11!) podpunktach wymienia wymagania, jakie stawiane są przed ewentualnym kandydatem. Oczywiście znajdziemy tam takie zwroty jak: doświadczenie w branży minimum dwa lata (mile widziane), książeczka sanepidowska,
#ekhem Po próbie wytłumaczenia nowej osobie o co chodzi na wypoku i jak go "obsługiwać" dochodzę do wniosku, że;

1. Początki są do dupy, kroki do kadeta albo się nie wyświetlają, albo wyświetlają ale nie od razu, a sam nowy użyszkodnik i tak nic z tego nie ogarnia niestety (taki stereotypowy niestety)

2. Zielonki mają minimalnie za duże ograniczenia, mniej = więcej roboty dla modków, ale sobie radzą więc może są gotowi?