Niby jestem w Chinach, a niby mnie już tam nie ma. Sam nie wiem. Prosto z Yangshao wybrałem się do Zhuhai, aby przekroczyć granicę chińsko-chińską i dostać się do jednego z dwóch specjalnych regionów, czyli Makao (tak jak ta gra w karty). Do roku 1999 teren ten był portugalską kolonią, stąd już "na granicy" oprócz chiński znaczków, pojawiły się znajome literki w języku portugalskim. W końcu coś rozumiałem, niewiele, ale rozumiałem. Plan byl prosty - pozbyć się bagażu i zacząć zwiedzać. Zrobiłem wcześniejsze rozeznanie i wiedziałem, że w tym celu muszę udać się do Wenecji. Nie da się jej przeoczyć. Idealna kopia mostu Rialto i kolumny św. Marka przed budynkiem jasno mówią "jesteś na miejscu". Myślałem, że na tym koniec. Myliłem się. W środku hotel, kasyno oraz galeria handlowa, po której można przepłynąć gondolą. Woda w kanałach czystsza niż ta w Wenecji i jeszcze śpiew uroczej Włoszki. Wspomniałem o placu św. Marka w samym centrum? Odczuwa się tutaj pewną sztuczność i kicz, ale... na mnie zrobiło pozytywne wrażenie.
No dobra, pora iść dalej i co widzę? Wieżę Eiffla. Po raz kolejny nie wierzę. Hotel, kasyno oraz galeria, tym razem w stylu paryskim. Mają rozmach - myślę. Inne budynki, choć wybudowane także z przytupem, już raczej nie są kopią europejskich miast. Pora opuścić przyjemne, klimatyzowane pomieszczenia i wybrać się na przebieżkę po starym mieście, czyli czas na smaki Portugalii! Nazwy ulic, jedzenie i budynki - wszystko wskazuje na to, że odbyłem bardzo szybką podróż na Półwysep Iberyjski. To już na pewno nie są Chiny, szczególnie gdy się spojrzy na ceny. No ale w końcu Makao jest światową stolicą hazardu. To tu wygrywa i traci się fortuny. Kasyna w tym mieście już dawno przegoniły Las Vegas pod względem zarobków. Miasto idealne na jeden dzień. No i może trochę nocy - spanie na przystani w oczekiwaniu na prom do Hong Kongu całkiem spoko.
Kolejny dzień i kolejna granica, chyba znowu chińsko-chińska i znowu nie czuję się jak w Chinach. Praktycznie z każdym można dogadać się po angielsku, kierowcy na ulicy się uspokili i znowu pojawiła się inna waluta w portfelu. Co więcej, nikt już nie prosi mnie o zdjęcie, dziwne uczucie. Historia podobna jak z Makao. Hong Kong zanim ponownie trafił do Chin, był do roku 1997 kolonią brytyjską. Od tego czasu zaczął upływać ustalony termin 50-lat, w czasie którym Hong Kong posiada prawie pełną autonomię (Chiny jedynie reprezentują te dwa regiony na arenie międzynarodowej oraz dbają o bezpieczeństwo ich granic, tyle). Co będzie w 2047 roku? Ile razy zapytałem, usłyszałem "nie wiem".
Dla mnie jest to miasto niesamowitych kontrastów, gdzie bieda spotyka się z bogactwem. W centrum reprezentatywne wieżowce, a nieco dalej osiedle, na którym ludzie szukający lepszego życia mieszkają w klatkach, niekiedy po 10 osób na jednym pokoju. Coś niewyobrażalnego. Te kilka dni, które tutaj spędziłem to zdecydowanie za mało. Mam wrażenie, że zobaczyłem niewiele, a mój grafik był raczej napięty.
Miasto marzeń? Chyba dla wielu osób.

PS.
  • Odpowiedz