Wiecie co? Ja w ciągu 12 godzin dyżuru, odbierając 200 połączeń, które w teorii mają uratować ludzkie życie, zdrowie i mienie, doświadczam więcej zła niż niektórzy z Was przez całe życie... Dziś tak trochę #refleksyjnie

"Moja, moja mama... Chyba nie żyje..." - zaczęła łamiącym głosem p. Ewa. Ma około 50 lat. Jej mama umarła w nocy, spokojnie, bez większego bólu. To stwierdzi lekarz za paredziesiąt minut. Pani Ewa mimo, że w życiu codziennym jest silną kobietą - pęka. Rozpłakała się, jak małe dziecko, które właśnie straciło rodziców...

"Halo? Mój tata, przestał oddychać! Proszę mi pomóc" - tak rozmowę zaczął p. Henryk. Tata się "zatrzymał". Nagłe zatrzymanie krążenia. Dzwonił z wioski, której nazwy zapomniał sam ten z "Góry". Zgłaszający nie chciał nawet słyszeć o przełączeniu do dyspozytora, który ma większe komptenecje w zakresie pomocy przez telefon aniżeli my. Byłem do tego szkolony, egzaminowany. Dam radę. "Panie Henryku, tata na podłogę. Odsłaniamy klatke piersiową, uciskamy środek, będę liczył. Da Pan radę? Karetka już jedzie" - takie słowa usłyszał Henryk, który za parenaście minut miał wpuścić do domu lekarza, który orzeknie zgon. Karetka nie dojedzie z zawalonego drzewa po burzy. Na miejsce jedzie Straż Pożarna i leci helikopter ratowniczy. "28, 29, 30... Panie Henryku, sprawdzamy czy coś z tatem się zmieniło. Helikopter i Straż Pożarna jest w drodze" - ale wcale go to nie uspokoiło.

"Halo?
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach