Jak w przeciągu tygodnia nie wyświetli mi się na głównej YouTube jakiś filmik z proroctwami Jacy Murańskiego, jego wizją apokalipsy to będę mega zawiedziony XD #famemma
Jeszcze zanim pierdyknęło całe to radioaktywne sowieckie ustrojstwo, było wesoło: stan wojenny w pełnym rozkwicie, ulotki rozrzucone przed szkołą, kiedy ulicą obok szła manifestacja i ZOMO używało gazu łzawiącego - to swiństwo (mam na myśli gaz, nie ZOMO, choć rozumiem że opinie mogą być podzielone :) przenikało do budynku i cała szkoła płakała rzewnymi łzami. Smutni panowie z ponurymi obliczami regularnie odwiedzali dyrektora, a ten co i rusz wywoływał kogoś z lekcji do swojego gabinetu "na przyjacielską rozmowę" ("odepnij, gnoju, ten opornik z koszuli albo ja ci go odepnę razem z twoim zakutym łbem"). Do tego pół klasy było za Solidarnością, ćwierć za partią, a reszta miała już tego wszystkiego dość i trzymała to tak głęboko w odbycie, jak to tylko możliwe.
I wtedy zdarzył się Czarnobyl, i świat młodziaka z ogólniaka dostał kopa do przodu jak jeszcze nigdy przedtem.
NIKT nie miał pojęcia, co się naprawdę stało. Raz, bo rządowe media zawsze kłamały, to niby dlaczego akurat teraz miałyby mówić prawdę? Dwa, bo informacje przekazywane pocztą pantoflową były co jedna to bardziej fantastyczna od drugiej, a mimo to brzmiały wiarygodniej niż radio i telewizja, bo od sześciu lat robiły za przekaźnik prawdziwych, niecenzurowanych przez rząd wiadomości. Było więc o tym, że Rosjanom wybuchła nie elektrownia, a bomba atomowa. Że to zamach. Sabotaż. Ukraina się zbuntowała. Że wojna idzie. Do tego Jaruzelski rozdaje teraz jakieś podejrzane lekarstwo, niby że ma pomóc na promieniowanie. A cholera go wie, co jest w tych butelkach! Poza tym, przecież i tak jest już za późno, bo katastrofa w Charnobylu wydarzyła się kilka dni temu i do tego czasu wszyscy już zdążyliśmy dostać śmiertelną dawkę promieniowania; tylko patrzeć, jak zaczną nam wypadać włosy.
#famemma
Komentarz usunięty przez autora