To było tak: studiowałem wtedy dwa kierunki: jeden oficjalny, ścisły, na szanowanej uczelni państwowej, a drugi prywatnie, z kolegami, na wspólnie założonej "Akademii Magii Stosowanej". Nie chcę się chwalić, ale w ramach tego drugiego kierunku przerobiłem większość halucynogennych roślin i grzybów rosnących w Polsce, oprócz pokrzyka wilczej jagody, którego nie udało mi się zebrać do czasu wydarzenia się historii, którą tu opisuję. (Oczywiście nie bawiłem się w te rośliny i grzyby, które prócz efektu psychodelicznego zabijają, czy nieodwracalnie i poważnie uszkadzają wątrobę itd).
Jeden z moich kompanów ze studiów, z którym kiedyś wspólnie uczyłem się muchomorologii i czarnolulkizmu, podarował mi kiedyś sporą torebkę nasion bielunia (Datura Stramonium). Nie znałem żadnych dobrych opowieści związanych z tą rośliną, ale czego się nie robi dla wiedzy. Do rzeczy podszedłem metodycznie: poporcjowałem sobie surowiec w pakiety po 20, 40 i 80 nasionek. Jednego dnia zjadłem 20, popiłem, poszedłem na zajęcia (te na prawdziwej uczelni) - i nic. Innego dnia zjadłem 40, popiłem, poszedłem na zajęcia - i nic. Zjadłem 80, popiłem, poszedłem na zajęcia - też nic, może jakiś efekt placebo w postaci wczuwania się bardziej w to, co robiłem. W końcu olałem temat, nie miałem pojęcia, ile się tego dawkuje (na hyperreal było podane w łyżeczkach, ale przecież łyżeczki są rozmaite, na dodatek mogą być łyżeczki płaskie, z górką, i bez górki), nie chciałem
@jankotron: Jak nie masz już żadnych coolstory, to możesz opisać działanie innych psychodelików, z pewnością będzie ładna poczytność takich wpisów. ;) Jak co, to wołaj.
przyjmuję zjebę i patrzę na te wszystkie gryzonie i owady biegające po ścianach, na przesuwające się meble, rozstępujące ściany i zmieniające kolory dywany, i mówię, że już wszystko w porządku, że przeszło, że nic się nie stało.
To było tak: studiowałem wtedy dwa kierunki: jeden oficjalny, ścisły, na szanowanej uczelni państwowej, a drugi prywatnie, z kolegami, na wspólnie założonej "Akademii Magii Stosowanej". Nie chcę się chwalić, ale w ramach tego drugiego kierunku przerobiłem większość halucynogennych roślin i grzybów rosnących w Polsce, oprócz pokrzyka wilczej jagody, którego nie udało mi się zebrać do czasu wydarzenia się historii, którą tu opisuję. (Oczywiście nie bawiłem się w te rośliny i grzyby, które prócz efektu psychodelicznego zabijają, czy nieodwracalnie i poważnie uszkadzają wątrobę itd).
Jeden z moich kompanów ze studiów, z którym kiedyś wspólnie uczyłem się muchomorologii i czarnolulkizmu, podarował mi kiedyś sporą torebkę nasion bielunia (Datura Stramonium). Nie znałem żadnych dobrych opowieści związanych z tą rośliną, ale czego się nie robi dla wiedzy. Do rzeczy podszedłem metodycznie: poporcjowałem sobie surowiec w pakiety po 20, 40 i 80 nasionek. Jednego dnia zjadłem 20, popiłem, poszedłem na zajęcia (te na prawdziwej uczelni) - i nic. Innego dnia zjadłem 40, popiłem, poszedłem na zajęcia - i nic. Zjadłem 80, popiłem, poszedłem na zajęcia - też nic, może jakiś efekt placebo w postaci wczuwania się bardziej w to, co robiłem. W końcu olałem temat, nie miałem pojęcia, ile się tego dawkuje (na hyperreal było podane w łyżeczkach, ale przecież łyżeczki są rozmaite, na dodatek mogą być łyżeczki płaskie, z górką, i bez górki), nie chciałem
@jankotron: Śmiechłem xD