Lata 2000 w polskiej budowlance, co tam się działo! (ง ͠° ͟ل͜ ͡°)ง (ง ͠° ͟ل͜ ͡°)งAż trudno uwierzyć, że to wszystko jeszcze stoi...
Pracowałem kiedyś w takiej brygadzie wykończeniowców i był taki jeden koleś, na którego, mówiliśmy Krzychopijka. Jego ksywa wzięła się od tego, że było trzech Krzychów w brygadzie i wypadało ich jakoś odróżnić. Więc Krzychu, który łoił najwięcej, dostał zasłużoną ksywkę o wdzięcznym brzmieniu – Krzychopijka.
Pamiętacie ostatnią jazdę z reklamacją? Z tymi tłustymi plamami na ścianach? Więc było tak:
Krzychopijka, który notorycznie zalewał pałę i co poniedziałek miał jakiś tam niby pogrzeb w rodzinie, przyniósł dwie reklamówki serków Holhand w tubkach. Powiedział, że dostał od kierowniczki z lewiatana, bo niby dzień po terminie, ale jeszcze dobre i szkoda było by wyrzucić, a ona i tak już wpisała w stratę. Od rana miał srakę, najpewniej od tych serków, ale i tak je wpieprzał (szkoda wyrzucić…) Miał taki skórzany pas na narzędzia, jak kowboj na pistolet, tylko że on nosił tam jakieś szpachelki, które jak Wujek kupił, to Krzychopijka zabrał od razu ze trzy i do tego wszystkie takie same i ogłosił, że te są jego, bo on pierwszy zgłaszał, że trzeba kupić nowe.
Tego dnia powyjmował te szpachelki i inne gadżety i napchał cały ten pas tymi serdelkami od Holhanda. Wszedł do pomieszczenia gdzie akurat szlifowaliśmy i tak stanął na środku jak kowboj i kowbojskim ruchem wyjął dwa serdeliki i ponadgryzał tubki spluwając przy tym kawałkami folii na podłogę. Jeden serek po drugim wycisnął se do ryja. (Tylko spróbujcie sobie wyobrazić debila jak wciska se do szczerbatego ryja dwa serki a potem je przełyka) A potem taki dumny, nic nie mówiąc wyjął jeszcze trzy serki i każdemu z nas hojnie rzucił po jałmużnie z jednego serka na głowę.
Tak śmierdziały, że nie zjedliśmy.
Rozdał tak chyba z piętnaście serków na budowie (przehandlował na Dżimlingi), zjadł przy tym jeszcze z dziesięć. Około południa dostał takiej sraki, że powiedział, że boli go brzuch i musi iść do domu. Zostawił ponad półtora reklamówki serków Hohland. Nie przyszedł na drugi dzień, a te jego serki leżały bez lodówki w taki upał. No to był materiał na niezłą bekę, bo w tej podłej i szarej budowlance lat 2000, każda okazja żeby się pośmiać, była świetną odskocznią od tych wszystkich alkoholowych ogrów z którymi się pracowało i od tych wujków, którzy przy każdej wypłacie odliczali nam jakieś karne godziny. Moglibyśmy się odegrać na brygadzie małp z tymi serkami i zrobić im jakiś psikus ale niestety nie było ich już na tej budowie. Szkoda, bo fajnie było by wysmarować im tymi serkami drabiny czy coś XD. Ale skoro ich nie było, trzeba było wymyślić coś innego. Lejs powiedział, żeby nie działać pochopnie (oczywiście użył stwierdzenia, żeby nie robić beki na chybcika) i uknuł żeby serki ukryć i poczekać na okazję (dajmy serkom dobrą szansę!)
I teraz najlepsze, Przemo z hurtowni farb przywiózł nam jakąś paletę przecenionej gotowej masy szpachlowej i polary z logiem producenta dla każdego z nas „JA WAM SCHOWAM I DAM NA ZIMĘ” – powiedział wujek i więcej tych polarów nie zobaczyliśmy. A tak na marginesie, sam ze swoim brzuchem, nie zmieścił by się w żaden z nich. Jebańce dostawali tyle tych kombinezonów, ale w każdej jebanej budowlanej firmie, pracownicy musieli pracować we własnych łachach.
Pierwszy raz mieliśmy u nas taka gotową masę, że nie trzeba było proszku mieszać z wodą i miksować mieszadłem aż uzyska się odpowiednią konsystencję (A DLA MNIE JESZCZE SZKLANKĘ WODY, A DLA MNIE JESZCZE GARSTKĘ GIPSU, A DLA MNIE JESZCZE RAZ PRZEMIESZAJ, A MI PÓJDŹ DO SKLEPU, A MI DAJ ZAJARAĆ MŁODY…– pieprzone szwagry szpachlarze)
A taki gotowiec, to jak się otworzyło wiaderko, to wystarczyło raz zamieszać mieszałką i można było jechać kilometry gładzi, bez upierdliwego mieszania proszku z wodą. Chyba już wiadomo gdzie trafiły serki Holhand marki Laktacyd czy jakoś tak?
Wszystkie zostały wyciśnięte do tych gotowych gładzi i wymieszane na jednolita papę. Trochę już trąciły, ale zapach żywicy polimerowej na bazie której robione były gotowe masy, skutecznie zamaskował nieświeżość serków (trzy dni w upałach)
Szwagry szpachlarze z naszej ekipy nawet były zadowolone z tego, jak ta gładź się rozprowadza i klęli na wujka, że gdyby nie przecena, to nigdy by im takiej gładzi nie kupił. I z racji takiego super-hiper materiału, palili dwa razy więcej petów niż zwykle, bo tak dobrze się tym szajsem szpachlowało.
A potem, jakiś tydzień po akcji z serkami w gazetach pisali, że znaleźli w Matemblewie trupa w rowie z butelką po wódce w dupie. To jakiś czas po tym jak zniknął Krzychopijka. Byliśmy przekonani że to on. Ale po kilku dniach jego nieobecności już nikt o nim nie myślał, tak jak o tych wszystkich budowlańcach co przychodzili do pracy a po kilku dniach, słuch o nich ginął. Czasem zostawały po nich buty a czasem kombinezony czy nawet ich zwykle ciuchy, no i oczywiście siatki z kanapkami. Te walały się po budowie aż do samego końca, chyba, że ktoś wpadł na jakiś debilny pomysł co z tymi kanapkami zrobić XD (i jeśli masz grzyba w ścianie i nie wiesz, skąd, bądź pewien, że gdzieś tam jest kanapka lub jakieś inne budowlane obrzydlistwo)
Ale Pijka wrócił do pracy w sumie po dwóch tygodniach, jeszcze bardziej chudy niż był wcześniej i poza poinformowaniu nas o śmierci babci swojego brata, powiedział że miał wyrostek robaczkowy, ale jakoś mu w końcu samo przeszło XD (twierdził, że każda chorobę idzie przepić)
I nic się, kurwa nie nauczył, bo przytachał ze sobą dwie reklamówki jakiegoś groszku i ogórków szlacheckich od tej baby z Lewiatana…://
Komentarze (99)
najlepsze