ROLA MATKI KOŃCZY SIĘ NA KARMIENIU
Jakiś czas temu rozmawiałam z jednym mężczyzną. Swoją drogą inteligentnym, błyskotliwym, z poczuciem humoru, z ogromnym dystansem do siebie i świata, lekko ześwirowanym mężczyzną.
W trakcie rozmowy o rodzicielstwie, macierzyństwie i roli ojca w życiu dziecka, powiedział zdanie: "Rola matki zaczyna się na porodzie, a kończy na karmieniu".
Oczywiście moją pierwszą reakcją było ogromne oburzenie. Trochę szowinistyczne stwierdzenie. Usłyszane od bliskiej osoby zabolało chyba jeszcze bardziej.
Dla mnie bycie matką to znacznie więcej. I wcale nie zaczęło się w momencie porodu. Początek roli matki był kiedy poczułam, że moje dziecko zostało poczęte. Każdego dnia brałam ogromną odpowiedzialność za moje dziecko i kochałam je codziennie bardziej. Chociaż teraz ma już rok, a ja każdego dnia myślę, że bardziej nie mogę go pokochać to jednak kiedy budzę się i patrzę na tą spokojną buźkę KOCHAM GO JESZCZE BARDZIEJ NIŻ WCZORAJ. Nie będę teraz opisywać czym dla mnie jest bycie matką. Nie o to chodzi. Każda z nas jest inna. Każda ma inne cele, wartości i priorytety. Ale po tych słowach, kiedy zaczęłam o tym myśleć, okazało się, że jest w tym prawda. O dziwo, ale jest!
Miałam wątpliwą przyjemność spotkacie na swojej drodze kobiety, których rola matki zupełnie kończyła się na karmieniu. Całkiem serio!
Ciąża nie była dla nich pięknym stanem wyczekiwania na dziecko. Była okazją do jedzenia ogromnych ilości wszystkiego, pretekstem do złych humorów (które bez ciąży nie były wcale rzadsze), przyczyną do jeszcze większego zajmowania się nimi, pobudką do życia według schematu: WSZYSCY DLA MNIE WSZYSTKO, JA DLA NICH NIC!
Poród nie był niczym wyjątkowym. Był tylko zwykłym zabiegiem, bólami i pozbyciem się "ciężaru".
I bez względu na to czy karmiły piersią czy butelką, poza tym nie wiele więcej robił przy dziecku, w domu czy w związku. Nie potrafię opisać Wam jakie emocje w tym momencie mną targają. Mała kruszynka, która przychodzi na świat po 9-ciu miesiącach słuchania bicia serca matki i jej głosu potrzebuje ogromnej bliskości z mamą. Kobiety, o których piszę nie czuły tej potrzeby. Dawały dziecku jeść, a kiedy nie było głodne lub miało problemy z jedzeniem (ząbkowanie, afty, złe samopoczucie, skoki) oddawały dziecko ojcu, babci, siostrze.
Naprawdę nie potrafiły zadbać o tworzenie więzi z dzieckiem. Leżąc przy nich nie patrzyły na nie, nie dotykały ich rączek, nie mówiły do nich, nie bawiły się z nimi. Pilot od telewizora lub telefon do ręki i KONIEC BYCIA MATKĄ.
Irytowanie się kiedy dziecko płacze i oddawanie komuś innemu, bo przecież próbowały mu dać jeść, a ono nie chce to co niby więcej mają zrobić?
Nie piszę o tygodniu po porodzie, kiedy kobieta dochodzi do siebie. O tym kiedy jest chora, kiepsko się czuje. O tym, kiedy ma okazję prosić o pomoc, aby sobie w ciągu dnia ulżyć. Piszę o tym, gdy kobieta tylko leży, chodzi, siedzi po domu. Nie sprząta, nie gotuje, nie zajmuje się dzieckiem. Nie jest niczym zmęczona.
Niestety większość z tych przypadków owocowała brakiem więzi z dzieckiem prze całe życie. I ześwirowaniem bliskich osób...
klebek-uczuc.pl