Jestem lekarzem. We Włoszech pracuję już od 5 lat, a to co wam opowiem zdarzyło się jakieś 2 tygodnie po tym jak pierwszy raz postawiłem stopę na Sycylijskiej ziemi i objąłem posadę młodszego traumatologa w skromnym, acz pięknym szpitalu Santa Maria del Avola.
Była noc, padało, na morzu oczywiście sztorm. Do małego pokoju na SORze wbiega mój mentor dr. Rizzoli. Zaczął drzeć mordę, że jakaś inba na morzu, że jacyś rozbitkowie i że mam natychmiast tam płynąć z ekipą ratunkową, bo żeby się czegoś nauczyć muszę to zobaczyć i poczuć. Ja zesrany no bo noc, sztorm, a ja będę pływał po morzu na jakimś gównokutrze i podawał przemoczone koce na zmianę z wylewaniem wiaderkiem wody z łódki. No, ale poszedłem.
Było nas 7: kapitan, jakiś jego ktośtam, 2 nurków, sanitariusz pogotowia wodnego i żołnierz ochotnik. Gównokuter okazał się zajebiście dopracowaną jednostką, która nie takie rzeczy już przetrwała. Wypływamy.
Nie wiem, co myślicie anony o ratowaniu tych ludzi z wód Morza Śródziemnego i zabieraniu ich wprost do Europy, ale gdy ja popatrzyłem na te przemoczone zziębnięte twarze osadzone na sinych korpusach zrozumiałem co tu robię. To prawda - byli praktycznie sami mężczyźni, niektórym z nich naprawdę źle patrzyło z oczu, ale byli ludźmi, zasługiwali na pomoc.
Jeden z nich, taki przytomniejszy, chyba zauważył, że patrzę na nich w ten sposób, że myślę o bandzie imigrantów, którzy przypłyną, wyzdrowieją i zaczną gwałcić i rabować. ,,To nie tak jak myślisz, nie jesteśmy z Afryki, dryfujemy tu, bo nasz statek utonął, a szalupy ratunkowe nie wytrzymały sztormu. Wiem, że mi nie wierzysz, ale masz to, żebyś wiedział i pamiętał" - i wcisnął mi w rękę jakieś monety, takie z dziurką w środku jak są w Chinach czy w Japonii. Wcisnąłem je do kieszeni i pracowałem dalej, mieliśmy już 12 osób, a Bóg jeden raczy wiedzieć ilu ich jeszcze było.
Po jakichś 3 godzinach wróciliśmy na brzeg. Byłem tak zmęczony, że jak tylko rozwieźliśmy rozbitków po salach uderzyłem w kimę w dyżurce. Obudził mnie Rizzoli. Wszedł i powiedział, że chujowo i że ma nadzieję, że nie zrazi mnie ta akcja. Pytam go o co chodzi, a on opowiada, że jak tylko wypłynęliśmy to wyleciałem za burtę, dostałem hipotermii i byłem pierwszym któremu udzielono pomocy. Położyli mnie tu i dali odpocząć, a sami wrócili na morze. Poza tym nie udało im się uratować nikogo, woda była tak zimna, że ludzie umierali w niej w ciągu minut. Dodał też, że to była kolejna partia uchodźców.
Gdy wyszedł wsadziłem rękę do kieszeni i wyjąłem dwie, na oko srebrne monety. Były okrągłe z prostokątnym otworem w środku. Na awersie miały grecką flagę, na rewersie był wizerunek statku z podpisem ,,Σε ένδειξη ευγνωμοσύνης πλήρωμα ελληνικά δεξαμενόπλοιο ΛOΤΩΣ" co po polsku brzmi ,,W podzięce załoga greckiego tankowca LOTUS"
Komentarze (4)
najlepsze