Houdin vs Marabuci - jak magicy walczyli o Algierię
Początki ojca nowożytnej magii
Jean Eugene Robert-Houdin był synem słynnego w Blois zegarmistrza. Choć ojciec usilnie chciał uczynić z niego prawnika to jednak przyszły „reformator magii” wolał podążać ścieżką swojego rodziciela. Być może do końca życia majstrowałby przy czasomierzach gdyby nie pewna publikacja, która wpadła mu w ręce. Jej tytuł brzmiał
„Naukowe Zabawy” i pchnęła ona młodego człowieka ku nauce oraz (przede wszystkim) sztuce iluzji. Trudno jednak praktykować ją w oparciu o same książkowe informacje, dlatego Robert udał się do lokalnego sztukmistrza, niejakiego
Maous z Blois, a ten wpoił mu podstawy, tj. tricki z kartami, kulą czy kubkami.
Ponieważ Robert był chłonnym umysłem szybko opanował nauki Maousa i potrzebował nowego mistrza, którym został niejaki
Torrini mający opinię szarlatana. To on pokazał mu różnicę między wiejskim kuglarzem, a kimś kogo dzisiaj nazwalibyśmy profesjonalnym showmanem oraz nauczył słynnej sztuczki z łapaniem wystrzelonej kuli zębami. Polegała ona na tym, że Torrini prosił swojego adepta by ten wystrzelił do niego z pistoletu załadowanego oznaczonym wcześniej (poprzez zarysowanie nożem) i zaprezentowanym wszystkim pociskiem. Zamiast paść trupem mistrz jednak stał cały czas prosto a kula... była łapana przez niego zębami. Sekret tego tricku tkwił w tym, że Torrini przy ładowaniu broni wyciągał magnesem nabój i dyskretnie chował go do ust.
Na filmie mój idol z dzieciństwa - "Zamaskowany Magik", dokładnie prezentuje (z kilkoma autorskimi dodatkami) powyższą sztuczkę. Wiele pomysłów Houdina przetrwało do dzisiaj.
W międzyczasie Robert przeprowadził się do Paryża gdzie poznał niejaką
Jacques François Houdin, córkę słynnego stołecznego zegarmistrza, którą pojął za żonę i przyjął nazwisko Robert-Houdin. Tam prócz doskonalenia umiejętności magika (jego występy stawały się coraz bardziej popularniejsze), zegarmistrza (pracował u swojego teścia) próbował również swoich sił jako wynalazca choć na tym polu nie został niestety doceniony.
Pojedynek w Algierii
Życiową misją Houdina okazała się wyprawa do Algierii w 1856. Cesarz Napoleon III zaniepokojony coraz to gorszą sytuacją wewnętrzną kolonii postanowił na polecenie lokalnych władz wysłać tam szanowanego oraz cenionego iluzjonistę.
VIII w. to czas kiedy pogańscy mieszkańcy Północnej Afryki zostali nawróceni na Islam. Mimo jednak upływu prawie tysiąca lat lokalne zwyczaje i zabobony nadal były tam silne tworząc specyficzną mieszankę etniczno – kulturową. O ile bowiem na terenach zurbanizowanych królował „czysty” sunnizm to już na prowincji oraz terenach górskich przemieszany był z dawnymi tradycjami szamańskimi. W tych okolicznościach nie powinno dziwić, że pojawienie się francuzów sprawy tylko bardziej skomplikowało. Nowa administracja nie radziła sobie z nieprzewidywalnymi oraz porywczymi tubylcami, którzy nie tylko chętnie spiskowali, lecz również podnosili broń.
Prym wśród rebeliantów wiedli Marabuci. Była to grupa przywódców religijnych, chętnie posługujących się magią przez co traktowano ich bardziej jako istoty nadprzyrodzone niż zwykłych śmiertelników. Ponieważ rdzenna ludność ufała im fanatycznie konfrontacja zbrojna mogłaby nawet w razie zwycięstwa przynieść kolonizatorom zgubne efekty. Administratorzy postanowili więc pokonać ich własną bronią – magią.
Misja Houdina rozpoczęła się w teatrze
Bab Azoun. Natychmiast po swoim przybyciu poczynił on rozeznanie poprzez uczestnictwo (oczywiście incognito) w uroczystościach religijno – magicznych swoich przeciwników. Wieloletnie już doświadczenie pozwoliło mu szybko rozpracować tricki jakimi się posługiwali i skopiować je. Dzięki tej metodzie zyskał sławę wśród miejscowych, ale ci nadal nie przestali wierzyć swoim szamanom i dopiero jego pokaz z metalową skrzynką sprawił, że
„Francuski Marabut” zaczął być postrzegany jako potężny oponent.
Sztuczka polegała na tym, że Houdin wybierał najsilniejszego spośród widzów i dawał mu do potrzymania niewielką metalową skrzynkę. Po takiej „prezentacji” machał nad nią ręką, wypowiadał magiczną formułę i rzucał hasło: „a teraz uczynię cię słabszym niż twoja najsłabsza żona”. Kiedy urażony obserwator ponownie brał skrzynkę nie mógł już podnieść jej z ziemi. Dodatkowo magik widząc jego nieudane próby rzucał drugą formułę i niczego nie spodziewający się arab padał na ziemi wijąc się z bólu. Jak to wyjaśnić? Otóż w podłożu ukryty był elektromagnes który iluzjonista dyskretnie włączał, a widza obalał na ziemię solidnym (ale niegroźnym) elektrowstrząsem.
Ostateczna konfrontacja
Mimo wielu pokazów Marabuci nie dawali za wygraną -
„ludzie piasku” nadal nie wierzyli dostatecznie w moce francuza. Postanowił on więc raz na zawsze pokazać kto jest największym magikiem na świecie i wybrał się w głąb pustyni by tam znaleźć najpotężniejszego z szamanów, którego zdyskredytuje podczas swoistego magicznego pojedynku. Pozbawiony eskorty wędrował wśród wydm, jednak ta kilkutygodniowa podróż nie przyniosła wielkich efektów – kilka zachwyconych plemion to wynik poniżej oczekiwań. Dopiero informacja przyniesiona przez jednego z informatorów o tym gdzie znajdują się gniazda rebelii odwróciła losy wyprawy. Obrał kierunek na matecznik buntowników.
Podczas drogi do jednej z oaz natknął się na ludzi, którzy po wymianie kilku grzeczności zapowiedzieli mu wprost: „Tej nocy umrzesz” i zaprowadzili do swojego obozu. Nieco zaniepokojony tak serdecznym przyjęciem Houdin postanowił uciec wykorzystując swój jedyny atut czyli „nadprzyrodzone moce”. Kiedy kolejny raz zagrożono mu śmiercią nadarzyła się okazja do wykonania numeru z łapaniem wystrzelonej kuli zębami. Skazany oznaczył pocisk, naładował broń i wręczył ją Marabutowi nonszalancko dodając: „Strzelaj śmiało, jeśli chcesz”.
Ten wziął pistolet, wymierzył w Roberta i pewien że zaraz trzeba będzie pozbyć się ciała wypalił. Krew trysnęła z klatki magika, który zatoczył się i upadł.
Zmarł zabity w tak barbarzyński sposób będąc ofiarą nie tylko fanatyzmu, ale również swojej nadmiernej pewności. Tak zapewne zakończyłaby się ta opowieść gdyby nie to, że Houdin wzbogacił sztuczkę Torriniego o dwa woreczki wypełnione czerwoną farbą. „Trup” wstał żywy i wypluł kulę pod nogi szejka cieszącego się największą estymą. Cios był celny –
Bou-Allem (w którego domu się to działo) był pod takim wrażeniem, że uznał francuskie zwierzchnictwo na dowód czego przywdział czerwoną szatę i wystawił pismo w którym opisał całe zdarzenie wraz ze swoimi (pozytywnymi) spostrzeżeniami. Iluzjonista mógł wrócić do Francji z poczuciem spełnionej misji.
Historia niczym z hollywodzkiego filmu, nic więc dziwnego, że pewne jej elementy możemy znaleźć w świetnej produkcji
„Iluzjonista” z 2006 roku. Zanim jednak sięgnęli do niej producenci fabryki marzeń gdzieś około 1890 oczarowała ona młodego magika –
Erika Weisza, którego świat zapamiętał potem jako Harry Houdini.
Źródła
//rense.com/general81/rfr.htm
//en.wikipedia.org/wiki/Jean_Eug%C3%A8ne_Robert-Houdin
Komentarze (2)
najlepsze