Codziennie na odwyku, na spotkaniu zwanym "Społeczność" czytaliśmy wszyscy razem "Filozofię". Był to stały punkt programu.

Jestem Tutaj, ponieważ nie mogę już dłużej uciekać od samego siebie; Tak długo będę uciekał dopóki nie odważę się zobaczyć siebie w oczach i sercach innych; Tak długo będę cierpiał i bał się dopóki nie podzielę się z innymi swoimi tajemnicami; Jeżeli nie zaufam innym będę sam; Tylko w tym miejscu będę mógł zobaczyć siebie jak w zwierciadle; Tylko tutaj nie muszę być gigantem z moich marzeń czy karłem z moich strachów;W tym domu jestem cząstką społeczności dzieląc z moimi rówieśnikami cele i codzienny trud; Zapuszczając tu korzenie mogę rozwijać się i tworzyć nie będąc już dłużej samotnym; Pomagając innym mogę też odnaleźć siebie.


Tak mi się teraz przypomniało.

@Lim3: Zastanawia mnie na ile terapia otwiera i ułatwia poznać samego siebie, a na ile wmawia nam, że mamy to robić i tak się czuć.
  • Odpowiedz
Bardzo dawno nie było, ale dzisiaj się zebrałam do napisania. Dziś o przepustkach w półzamkniętym ośrodku odwykowym dla niepełnoletnich.

Przepustki są dwie, może trzy na cały pobyt. W wyjątkowych przypadkach jak pogrzeb, czy ślub w rodzinie można poprosić o dodatkową przepustkę (na ślub, bo na wesele nie ma opcji). Pierwsza przepustka odbywa się między 2, a 4 miesiącem pobytu, w zależności od tego, kiedy społeczność, czyli inne ćpuny stwierdzą, że jesteś gotowy na przepustkę.
Na pierwszą zawsze przydziela się funkcyjnego ze służby ochrony ośrodka, czyli kogoś kto pełni na ten moment akurat tą funkcję i jest w ośrodku zdecydowanie dłużej, poza tym posiada zaufanie wychowawców. Taka osoba jedzie z tobą do domu, jedziecie rano, wracacie wieczorem, chyba, że jest bardzo daleko to nocujecie i wracacie następnego dnia z rana.
Na przepustce byłam jako osoba obstawiająca, byłam też jako osoba, która z przepustki korzysta i ma przydzieloną obstawę (dwa razy, widocznie nie ufali mi za bardzo, bo dostałam opiekę też na drugą przepustkę).

Moje
Dziś pozwolę sobie w tym tagu zamieścić coś innego, jeśli się obrazicie zrobię dla takich pierdół osobny wpis.
Krótka opowiastka ze szpitala w którym spędziłam około 2 miesiące, psychiatria dla niepełnoletnich.

Weszła na oddział z dwoma dorosłymi mężczyznami, jeden koło 60, drugi niewiele młodszy, może nawet w tym samym wieku. Zalatywało wiejską patologią, brudne ciuchy, przepite mordy, tępy wyraz twarzy typowy dla ludzi, którzy kochają wódkę bardziej niż swoje rodziny. Za nimi weszła niska, drobna dziewczynka, obcięta na pieczarkę. Potem okazało się, że ma 17 lat, więc w sumie powinnam napisać dziewczyna. Miała na sobie golf, splecione z przodu ręce, jak w modlitwie, gdyby nie zaciśnięte pięści. Wyglądała na 10, może 11 lat, w dodatku mocno przypominała muminka, nic nie poradzę, to nie tylko moje skojarzenie. Miała na imię Czesława, kazała na siebie mówić Czesia.
No więc Czesia przeszła rewizję, potem pożegnała się z ojcem uściskiem, z gościem obok również, soczystym całusem, aż mi się niedobrze zrobiło na sam widok tego jak łapie ją obrzydliwie za pierś na pożegnanie.
Potem okazało się, że to kumpel jej ojca, zarazem jej partner, który obiecał jej ślub, taka wiejska, patologiczna rodzina. Ojciec, matki brak i córka, którą stary pijus chce wydać za kumpla od kieliszka.
Dzisiaj napiszę trochę o tym jak wyglądały procedury podczas ucieczki z ośrodka.

Często zdarzało się tak, że z ośrodka po prostu ktoś uciekał. Ja miałam okazję obserwować ucieczkę już 3 dnia swojego pobytu, zabrali część ludzi na lodowisko, wróciły już dwie osoby mniej, no, ale cóż zdarza się.
Często ucieczki miały miejsce właśnie podczas takich wyjść, ale nie brakowało też śmiałków, którzy uciekali podczas pracy w ośrodku, w dzień, wykorzystując czyjąś nieuwagę, lub po prostu w nocy.
Ucieczka najtrudniejsza nie była, owszem, była zamykana furtka, ale wystarczyło ruszyć głową i dało się podkraść klucze do furtki funkcyjnym, którzy również byli "pacjentami" ośrodka. Przeskoczyć też nie było ciężko. Po przeskoczeniu już tylko wycieczka na centrum i można było spieprzać gdzie pieprz rośnie.
Uciekający w dzień bardzo ryzykowali uciekając przez furtkę, ze względu na to, że jak tylko ktoś zorientował się, że ich nie ma zaczynała się inba, ale o tym za chwilę.
@Lim3: najs... Przypomina mi to opowieści teścia, który był wychowawcą w szkole dla trudnej młodzieży. Miał pod opieką klasę "sportową" więc często jeździł na różne zawody. Wśród wychowanków były naprawdę uzdolnione dzieciaki, to i miejsca na zawodach były całkiem wysokie. Jak były np. zawody w bieganiu, to wystawiał najszybszego dzieciaka, a obok toru biegł drugi, którego zadaniem było łapanie kolegi gdyby przy okazji zawodów chciało mu się uciec (kilka razy
  • Odpowiedz
Cześć Mirki :)

Dziś krótko na temat procedur przy przyjęciu do osrodka odwykowego.

Ja do osrodka poszłam z własnej woli, w wieku 17 lat. Z własnej przynajmniej w świetle prawa, bo w praktyce miałam wybór, albo idę do osrodka, albo zostaję w domu dla bezdomnych alkoholików. Ta druga opcja mniej mi się podobała, mieszkałam tam jakiś czas, czekając na miejsce na odwyku i nie polecam, cholernie przebijające doświadczenie.

Ośrodek
Potem organizuje się spotkanie, ale dopiero na spotkaniu głównym, ktore odbywa się w poniedziałki wszyscy głosują czy chca cie przyjąć do społeczności, do tego czasu nie mozna ci rozmawiać z ludźmi na zerowym i na 1 etapie.


@Lim3: Ty jesteś pewna, że byłaś na odwyku a nie na spotkaniu loży masońskiej? O_O
  • Odpowiedz
Pewnie niewielu z Was pamięta, że w ogóle ten tag jeszcze istnieje, ponieważ miałam sporą przerwę od wykopu, ale wracam.
Dla osób, które nie wiedzą o co biega - rok byłam w ośrodku odwykowym, leczyłam się stacjonarnie i opisuję reguły tam panujące.

Dzisiejszy temat - muzyka i filmy w ośrodku.

Ogólnie rzecz biorąc w ośrodku muzyka i filmy to temat rzeka, zbyt często filmów nie oglądaliśmy, muzyka również tylko w czasie wolnym i tylko w salonie, w pokojach muzyki mogły słuchać osoby na 3 etapie leczenia (o etapach kiedy indziej, są 4). Dlaczego tak? Bo ktoś mógłby słuchać w pokoju utworów z listy tych "zakazanych".
A więc dziś o funkcji szefa pracy w ośrodku odwykowym.
Kiedy dowiedziałam się, że mam ją pełnić to prawie popłakałam się nerwów, pewnie wielu z Was pomyśli sobie "porąbana, przecież to nic takiego", ale nie, to było coś trudnego, przynajmniej tam.

Codzienne rozpisywanie pracy na około 20-25 osób, tak, aby nikomu nie zabrakło, pilnowanie, żeby nikt się nie opieprzał, słuchanie ciągłych pretensji ze strony osób, którym tą pracę przydzielasz.
Obgadywanie osoby pełniącej funkcję szefa pracy to była norma, ja nie mogłam tego znieść, za bardzo się przejmowałam. Po pracy każdy za tobą łaził "a przydzielisz mi jutro to, sramto, siamto", ulegać nie wolno było, wtedy masz nieuczciwość nazywającą się "układ", jak ktoś układ wyda to czeka cię kara, jak się nie zgodziłeś to potem ta osoba mogła sobie na tobie odbić podczas pełnienia tej, lub innej funkcji. Lepiej było rozpisywać po swojemu, ja zawsze jednak miałam w głowie "temu dam kibel, bo nie ma jaj się sprzeciwić ani odezwać, temu pielenie ogródka, bo mu to dobrze idzie i nie marudzi", jednak musicie wiedzieć, że czegokolwiek bym nie robiła - zawsze coś było źle.
Zawsze ktoś płaczący w pokoju (podczas pracy nie można wchodzić do pokoju, jest kategoryczny zakaz), że nie chce pracować, lub chce do domu, bo "on już tu nie wytrzyma", wtedy oczywiście gadki "po pracy o tym pogadamy" i motywacja tejże osoby do pracy, bo tobie tylko na tym musiało zależeć, na tym, żeby praca była ukończona, żeby to wszystko było zrobione dobrze i dokładnie.
@Mirabelkowa: nie pozwalano, jak ktoś rzucił we mnie szmatą (z osób oczywiście, które się leczyły, bo to o nich mowa) i obraził mnie to mogłam iść do wychowawcy, poprosić o spotkanie na sali terapeutycznej, wtedy wszyscy się zbierali, ja miałam szanse opisać problem ze swojego punktu widzenia, osoba która rzuciła ze swojego.
Potem wychowawca i reszta odnosili się do tego, zazwyczaj osoba rzucająca ponosiła konsekwencję swojego czynu, ale w ośrodku,
  • Odpowiedz
Nawet się nie spodziewałam, że tekst wzbudzi takie zainteresowanie, dziękuję Mireczki.

Dziś trochę o pracy w ośrodku.

Praca zazwyczaj odbywała się na terenie ośrodka, zaczynała się o godzinie 7:50, zaraz po odprawie i kończyła o15:00, z jedną przerwą o 12:30, bo o tej godzinie jedliśmy drugie śniadanie.
Pracę przydzielał funkcyjny, także człowiek, który leczył się w ośrodku, co jakiś czas ludziom przydzielali funkcje, żeby uczyli się odpowiedzialności. Szef pracy, bo tak się ta funkcja nazywała, musiał na każdej odprawie mieć już sporządzoną listę, czyli spis prac, które dziś wykona każdy leczący się w ośrodku człowiek.
@spere: często ludzie tam byli fałszywi, zakłamani, ale znalazłam ze 3 osoby z którymi lubiłam spędzać czas. Ogólnie rzecz biorąc tam było coś takiego jak nieuczciwości wiesz, nie wolno przeklinać, bo 40 pompek, a przecież głupio do kumpla rzucić "ej, 40 pompek", wiec na to często ludzie przymykali oko, palić, słuchać nieodpowiedniej muzyki, rozmawiać o narkotykach, wiele, wiele innych rzeczy. Ludzie przyłapywali się wzajemnie na najmniejszych pierdołach, zaraz zwoływali zebranie
  • Odpowiedz
@JachuPL: na pewno mój terapeuta pomógł mi zrozumieć pewne rzeczy, pobyt był dla mnie bardzo ważny. Po wyjściu dalej brałam przez około rok, ale nie jak wcześniej, no i przestałam kiedy uznałam, że koniec, teraz od kilku lat nie biorę nic.
Sporo moich cech w tym ośrodku wyszło na jaw, sporo rzeczy, które w moim życiu wydawały mi się błahostkami okazało się kluczowymi.
Każdy do 2 miesięcy od rozpoczęcia pobytu
  • Odpowiedz
Budzę się, właściwie o której chcę, mam to szczęście, że po otwarciu oczu nic nie muszę robić, mogę poleżeć, w ośrodku odwykowym wyglądało to zupełnie inaczej.
Było tam coś takiego jak zmiany w kuchni, zmiana poranna, która robiła śniadanie miała też za zadanie obudzić wszystkich rano, pokoje były na pierwszym piętrze, kuchnia zaś na parterze.

Na pierwszym piętrze wisiał dzwon, nie można było go dotykać od tak sobie, dzwonić bez pozwolenia wychowawcy, chyba, że stało się coś baaardzo ważnego, w innym wypadku groziła kara. Tym dzwonem dzwoniono też na pobudkę, o godzinie 6, o 6:05 wszyscy mieli być na podwórzu, o tej godzinie był już początek gimnastyki, ten kto się spóźnił otrzymywał karę ( a weź i znajdź się ubrany, na podwórzu o 6:05 jak wstałeś o 6), np. w postaci 2-5 okrążeń w koło boiska, zaraz po gimnastyce, ktoś może pomyśleć "a co to za kara", ale ona tam była dość dotkliwa.
Dlaczego? A dlatego, że prosto z gimnastyki biegło się zadbać o higienę, potem do pokoju, posprzątać pokoje, potem funkcyjni (wybierani z pośród osób, które się tam leczyły) sprawdzali czystość pokoju, zaznaczali tzw. poprawki, mieli swój zeszyt, tam zapisywali co i w którym pokoju było źle, jak trafiłeś na dupka, który cię nie znosił to sprawdzał nawet pod łóżkiem w samym rogu, za chyba 4, lub 5 poprawek była generalka (sprzątanie pokoju, razem z odsuwaniem mebli, w wolnym czasie), lub inna kara. Oczywiście czasem wybuchały kłótnie, wzywano wychowawce, ale on zazwyczaj rzucał "to się naucz #!$%@? sprzątać" i już było po rozmowie. Na sprzątnięcie pokoju i higienę po gimnastyce było łącznie 30 minut, sprzątało się w 2-3 osoby (zależy ile osób mieszkało w pokoju, czasem u facetów, bo było ich więcej pokoje były bodajże nawet 4 osobowe, ale nie pamiętam, nie można nam było wchodzić do pokoju facetów), ale po gimnastyce, rannym wstawaniu sprzątanie szło jak krew z nosa.
Po zdaniu czystości w pokoju szło się na śniadanie, zaczynało się 6:55, o 7:20 już musiałeś być na odprawie, jeśli nie zdążyłeś zjeść to miałeś pecha, nie ma czegoś takiego jak spóźnienie na odprawę.