miałem dzisiaj, wiecie, chwile poważnego zwątpienia i powiem wam, że takim poczeszeniem był dla mnie cytat z B. Suflera: "lecz po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"
nie wiem czy to kiedyś minie, ale ten defetyzm zaczyna się robić nużący, poza tym jak skonać to nie bez walki
niby chciałbym tak mieć udział w czymś większym od siebie, ale w rzeczywistości obowiązki dnia codziennego i lat przyszłych mnie przerastają, trochę tragikomedia
nie wiem czy to kiedyś minie, ale ten defetyzm zaczyna się robić nużący, poza tym jak skonać to nie bez walki
niby chciałbym tak mieć udział w czymś większym od siebie, ale w rzeczywistości obowiązki dnia codziennego i lat przyszłych mnie przerastają, trochę tragikomedia






każdy aspekt życia brzydnie mi w oczach coraz bardziej, a żaden nigdy za piękny nie był