Większość ludzi pewnie o tym nie wie i nigdy się nie dowie. Niektórzy wiedzą i tym współczuję. Są też jednak tacy, którzy nie wiedzą, ale kiedyś się dowiedzą. Do nich właśnie kieruję ten tekst. Ku przestrodze, mam nadzieję że tylko w ramach ciekawostki. A o co chodzi?
Otóż Gałka muszkatołowa ma właściwości psychoaktywne XD.
Spożyta w większych dawkach daje niezły wycisk, o czym miałem pecha się przekonać. Jeśli tyle co się o tym dowiedziałeś/aś i właśnie googlujesz temat, to zapraszam do lektury ;)
Dawka: 9 gram, w postaci proszku
Masa ciała: 63,5 kg
Godzina: 17-18
Zacznijmy od tego, że zjedzenie tego samo w sobie jest nie lada wyczynem. Gałka jako przyprawa jest całkiem dobra, ale sama, lub jak w moim przypadku, zjedzona z budyniem jest nieziemsko obrzydliwa. Zjedzenie 9 gram może być bez fuszery odnotowywane jako życiowe osiągnięcie xd. Obrzydliwy posmak promieniuje na całą twarz, wydziela się ta charakterystyczna woń, która w nadmiarze wykręca i wywija twarz na lewą stronę. Posmak utrzymuje się jeszcze wiele godzin po i nie da się go nijak zabić.
Działanie wstępnie rozpoczyna się kilkanaście minut po spożyciu, choć w moim przypadku może to być czas nieco zaniżony, bo męczyłem te 9 gram dobre 15-20 minut. Czuć bardzo subtelne skutki i ciężko odróżnić je od placebo, zwykłej zmiany nastroju czy radości z faktu, że już wszystko się zjadło i nie trzeba więcej. Można zauważyć pewne ułatwione opanowanie myśli, może minimalne rozbawienie. Choć jak mówię, efekt ten jest na tyle subtelny, że poważnie rozważałem czy to nie jest jakaś ściema i trochę żałowałem że tyle się namęczyłem z jedzeniem. Ale trudno, było minęło, prawda? No właśnie nie do końca xD
Po kilku godzinach poprzedzonych rozważaniami czy to działa, czy to już ta faza, zorientowałem się że tak, to działa xd. Poszedłem do łazienki odcedzić kartofelki. Spojrzałem wtedy w lustro i zobaczyłem dwa czerwone kurwiki zamiast moich oczu xD Nigdy nie były aż tak przekrwione. Miałem pozytywną fazę, więc to co zobaczyłem było mega zabawne. Powłóczyłem się w bardzo dobrym humorze do pokoju. Powłóczyłem, bo zacząłem odczuwać takie ogólne zmęczenie, a ten dobry stan zaczął powoli zmieniać się w inny, dziwny i raczej nieprzyjemny. Organizm łaknie piciu, choć wypiłem dużego energola i wiele wody.
Po jakichś 6 godzinach, a była to pora poranna, ale jeszcze przed budzikiem, przebudziłem się. Serce bije jak Kaczmarski żonę. W mordzie tak sucho, że język przykleja się do podniebienia i dziąseł. Nie czuję własnego ciała. Nieziemskie zmęczenie. Wreszcie zebrałem się w sobie żeby się ruszyć... Ale nic się nie dzieje. To znaczy nie od razu, po sekundzie widzę że ręka którą niedawno ruszyłem przeleciała mi przed twarzą xD Jak lagi na słabym serwerze. Poruszałem tak sobie jeszcze chwilę, nawet fajna zabawa. Zresztą ruszanie ręką to chyba jedyna zabawa na jaką zdolny był mój mózg w tym upośledzonym stanie. Niestety nie pamiętam wszystkiego co się działo, ale nie wykluczam skromnych halucynacji. Umysł odpływał z dala od tej rzeczywistości bardzo chętnie. W krainę własnych myśli. Po długim czasie namysłu i dojściu do wniosku, że jeśli się nie ruszę to umrę tu z pragnienia, uprzednio zalewając materac moczem, wstałem. Bo mówiąc wcześniej, o braku poczucia własnego ciała, muszę zaznaczyć że tyczy się to również zwieraczy pęcherza. Czułem jedynie niesamowity nacisk na niego. Dojście do stolika z wodą okazało się ogromnym wyzwaniem, bo w konkursie chodzenia w linii prostej przegrałbym na tym etapie z kulawym żulem po 8 jabolach idącym bosymi kulasami po klockach lego. Po tym wyczynie wypiłem cały dzban wody i udałem się toalety. Czołgałem się po ścianach. Mało co widzę. Dotarłem do muszli i widzę że sikam, ale nie czuję że sikam. Stałem tak bóg wie ile, próbując wypróżnić się do zera. Cały czas czułem się chorobliwie słabo. Kręcenie we łbie, mózg poważnie rozważa wymioty, ale udało mi się odwieźć go od tego pomysłu. Wylałem z siebie całą cysternę moczu. Wracam do pokoju i widzę mroczki przed oczami. Idąc korytarzem obserwuję, że z każdym krokiem widzę coraz mniej. Sunę do przodu po ścianie. Zaciemniło mi teraz cały widok. Idę na czuja, macam ściany. Tracę siły, nie mogę iść więc staję. Nie mogę stać więc siadam. Siedzieć też nie mogę, ale ruszyć się już zbytnio też nie, więc siedzę tak. Na granicy świadomości. W głowie na przemian myśli: oby nikt teraz nie przechodził oraz fajnie jakby ktoś mnie znalazł i zadzwonił na pogotowie. Serce daje koncert życia, wali jak perkusista z Parkinsonem, bez ładu i składu. Nie wiem ile tak siedziałem, ale wreszcie wróciły siły które pozwoliły mi doczołgać się do pokoju.
Stan niejako utrzymał się do zadzwonienia budzika. Umysł odpływał natychmiast, gdy tylko przestałem skupiać się na tym by tego nie robił. W mordzie wciąż sucho jak w Afryce. I teraz HIT: Trzeba jechać do pracy ;) Staram się to jakoś ogarnąć. Stres pomaga w trzeźwieniu. Chyba nawet na egzaminie na prawo jazdy nie jechałem tak ostrożnie.
W pracy odliczam kwadranse, czas nie płynie. Siedzę w fotelu jak gówno w trawie, nie jestem zdolny do niczego ponad siedzenie, oddychanie i picie wody co chwila, modlę się by nikt się do mnie nie odezwał. Oczywiście kierownik coś chce xD Odpowiadam głosem hybrydy niedorozwiniętego żula spod żabki z owym właśnie zwierzęciem. Umysł przegniły. Chyba było po mnie widać i dał sobie spokój xD Zaspokajam suchość w ustach co sekundę, bo jama ustna zostawiona sama sobie na dłuższą chwilę skleja się tak, że odklejanie boli.
Po 24h: Apatia, brak motywacji, choć siły już trochę wróciły, ale wciąż duże zmęczenie. Mózg nie pracuje, jestem nie do życia.
Po 36h: Tylko lepiej, funkcjonowanie jak na lekkim kacu.
Po 48h: Wciąż czuć skutki, ale minimalne. Można stwierdzić że puściło.
Jeśli po przeczytaniu tego wciąż chcesz spróbować to śmiało, ja już nie widzę dla ciebie nadziei xD Nie wyolbrzymiałem tutaj. Tak było, nie zmyślam.
Pozdrawiam serdecznie, kochani <3
Komentarze (36)
najlepsze
Zamiast ćpać to gówno lepiej byś na siłownię poszedł.
Ale zgadzam się w pełni z @adamne
Muszę przyznać że ciekawy pomysł. Ćpać wieczorem przed wyjściem do pracy. No ale pewnie standard i brak wymagań jeżeli nikt tego nie zgłosił
A kompot z muchomorów brzmi wspaniale. Wypróbuję zaraz po Twoim sposobie z workiem foliowym
@Gorgutek słyszałem że suszony muchomor zrobić na proszek i dać do papierosa. No ale raczej odradzam takie zabawy. Nie wypowiem się na tematy używek bo papierosa chyba nigdy w ręku nie miałem a alkoholu wypiłem przez całe życie mniej niż pewni ludzie do 18. Nie znam się i mnie do tego nie ciągnie. No ale opowieści
Spróbowałem raz i na więcej nie mam ochoty bo się boję jej siły, do tej pory mam wątpliwości co do rzeczywistości świata.
Komentarz usunięty przez moderatora