Historia mojego pierwszego auta.
![Historia mojego pierwszego auta.](https://wykop.pl/cdn/c3397993/link_16358859065dRhokyEPGqMip4vjFmRo7,w300h194.jpg)
Nie patrz na innych, jeździj tym na co Cię stać.
![Jacek-P](https://wykop.pl/cdn/c3397992/Jacek-P_VAHYzhmFED,q52.jpg)
- #
- #
- 5
Nie patrz na innych, jeździj tym na co Cię stać.
Witam wszystkich. Ostatnio natrafiłem tutaj na kilka wykopów, jak to ludzie są robieni przy zakupie używanego auta, lub sami się robią... Odnoszę wrażenie, że wielu łapie się na jakieś niestworzone okazje, będąc zaślepionym blaskiem jaki im doda luksusowy samochód. Rozumiem, że ludzie mają różne potrzeby, kierują się w życiu tym co wydaje im się najlepsze, ale trudno nie odnieść wrażenia, że zbyt dużo w tym sztuczności, szpanu i urojeń. Nie wspominając o kruchej psychice, która często pcha nas w podejmowanie nieprzemyślanych decyzji, po to tylko by się przypodobać, pokazać się.
Chciałbym podzielić się jak wyglądało moje doświadczenie, przy zakupie pierwszego w życiu auta. Może komuś będzie fajnie przeczytać ;)
Nie przedłużając, auto nabyłem w 2010 roku na Cyprze, tego też roku zrobiłem prawko. Mowa o Mitsubishi Lancer z 1996 roku, dałem za niego 2100euro, generalnie na Cyprze nawet takie auta trochę kosztują. Po zakupie, zrobiłem mu jakieś podstawowe rzeczy, typu rozrząd, klocki ect. Był w dobrym stanie wizualnym, podrasowaną klimę, chłodziła jak szalona. Po jej włączeniu obroty wskakiwały na 2000, mogłem jechać pod górkę na dwójce bez gazu (tyle że głośno)
Mieszkaliśmy na Cyprze już od roku, więc trochę zdążyliśmy pojeżdzić po wyspie ze znajomymi, ale wiadomo jak lancer się pojawił, zaczął się szał wycieczkowy.
Mając przejechane jedynie 7 godzin na kursie, do najlepszych kierowców nie należałem, mówiąc delikatnie. Jednak powiew wolności był silniejszy niż ewentualna nieśmiałość na drodze. Jeździliśmy jak opętani po całej wyspie, bardzo często na północną, okupowaną stronę.
Lancer śmigał i ani myślał się zatrzymywać. Piłowałem go wszędzie, pakowaliśmy się w offroad, gdzie 4x4 mogło by mieć problem.
Raz zgubiliśmy się z ekipą, jadąc na kamping. Wylądowaliśmy w starym wyschniętym korycie rzeki, wszystko wyłożone solidnymi kamieniami, niekiedy głazami. Przebyliśmy dystans ok 200m tym korytem. Znajomi mieli SUV'a, tak więc luz, ale przed lancerem musiały iść laski i odrzucać co większe kamloty, niezapomniana wyprawa ;) Lancer dał radę. Był jeden epizod z awarią, jechaliśmy w 4 osoby, pod niekończącą się górę na północy. Poczólem że stracił moc, nagle spostrzegłem, że wskazówka temperatury wyszła poza skalę. Okazało się, że chłodnica jest sucha, coś puściło. Nie mieliśmy pod ręką jajek ;) tak więc po odczekaniu, poszła w nią cała woda jaką mieliśmy, po drodze jeszcze z raz dolewałem i ok 100KM dalej, byliśmy już w domu. Poszedł kolektor, fachowiec pospawał i lancer jak nowy.
Po roku od zakupu uznaliśmy, że wracamy do Irlandii. Cóż, decyzja podjęta, należało pozbyć się przybytku, który uzbieraliśmy przez 2 lata. Było tego trochę, bo wynajmowaliśmy nieumeblowany apartament, tak więc mieliśmy wszystkie sprzęty swoje.
Jak na to spojrzałem i sobie policzyłem, to mnie głowa zaczęła boleć ;) Wiecie jak to jest, na dobrą sprawę trzeba by wszystkiego pozbyć się niemalże za darmo, łącznie z lancerem. Były dwa nowe rowery, sprzęty kuchenne i cała reszta gratów. Wtedy zakiełkowała mi myśl, a gdyby tak wpakować wszystko w lancera i wysłać go do Irlandii? Chcieliśmy wynająć coś sami, tak więc mielibyśmy sporo rzeczy na start. Pomysł wydawał się przedni. Wcześniej byliśmy w Ire kilka lat, tak więc wiedziałem, że taki lancer jest tam wart może 400euro, a prom który mógłby go zabrać z Cypru do Irlandii kosztował 800euro. Jak moi znajomi dowiedzieli się o tym pomyśle, naprawdę starali się mi go wybić z głowy. ''Szkoda zachodu, graty nic nie warte, a auto za 1K kupisz i będzie 10 razy lepsze niż ten twój szrot''. No i pewnie dobrze myśleli, racjonalnie.
Jednak mit pierwszego auta coś w sobie ma, a lancer miał w sobie znacznie więcej. Lekką ręką mógłbym pozbyć się wszystkich rzeczy, ale lancera jakoś było mi szkoda ;)
Zdecydowałem się, zapłaciłem 8 stówek, zapakowałem go po dach, wszystkim co mieliśmy. Na prom i popłynął...
Jakiś tydzień przed przypłynięciem lancera, przyleciałem do Ire. Moi znajomi jak się dowiedzieli o tej akcji, byli w lekkim szoku. ''Co?! 96 rocznik z Cypru ?! Czy cię po**** ( ͡~ ͜ʖ ͡°) A jeszcze podatek WRT, no wariat''. Może wariat, ale nie aż tak głupi (⌐ ͡■ ͜ʖ ͡■) Podatek od sprowadzenia auta dało się ominąć, jeśli użytkowało się pojazd w innym kraju EU przez ostatnie 12 miesięcy. Ok godziny spędziłem w revenue, przedstawiłem dowody mojego zamieszkania na CY i załatwione, płacić nie trzeba.
Rejestracja również poszła gładko, ale z ubezpieczeniem były przeboje. Okazało się, że w Ire nie lubią japońskich importów. Kilka agencji odmówiło mi ubezpieczenia, bodajże 3 miejsca nie chciały uznać mojego prawo jazdy z Cypru, wykłucałem się, że przecież to EU prawko, ale takie mamy przepisy i FOFF (na wymianę prawka na irlandzkie wpadłem dopiero później ( ಠ_ಠ).
Większość znajomych w przyzwoitych furach, ileż to ja się nie nasłuchałem szyderstw o moim lancerze... Na szczęście jakoś nigdy mnie nie dotykały takie pstryczki, nawet czasem rozpierała mnie duma, że bądź co bądź lancer śmiga i mechanikow to omija szerokim łukiem. No nic w nim się nie sypało (poza kolektorem)
Lata mijały, a my rozbijaliśmy się lancerem po kolejnej wyspie, tym razem zielonej. Zjeżdziliśmy mnóstwo miejsc.
Był też epizod, że musiałem pojechać do UK na kilka miesięcy do pracy. Oczywiście, że pojechałem lancerem. Przez całą Irlandię, promem do UK. Tam również nabiłem mil, pozwiedzałem ile mogłem. Oczywiście nie jedną lancerowską szyderę słyszałem również w UK.
Po ok pół roku wróciłem do Ire, tą samą drogą.
Kolejne lata mijały, lecz czułem że nie może to trwać wiecznie...i wykrakałem.
Czarne chmury nadeszły wraz z narodzinami mojej córy (nie w związku z jej narodzinami ( ͡~ ͜ʖ ͡°). Coraz częściej pojawiały się głosy, żeby pozbyć się lancera, zamienic go na coś ''bezpiecznego''. Bezpiecznego?! co to znaczy bezpiecznego, lancer jest jak czołg, niezniszczalny ;) myślałem...
Oczywiście tyle rozsądku mam i gdy byliśmy u progu wożenia małej lancer musiał odejść (╥﹏╥).
No i odszedł. W 2017 roku sprzedałem go za 125euro jakiemuś młodziakowi. Wydawać by się mogło nasza historia dobiegła końca.
Jednak lancer u swego schyłku postanowił o sobie jeszcze raz przypomnieć. Dwa tygodnie po transakcji otrzymałem list z policji, w którym proszą mnie o odebranie lancera z parkingu policyjnego w pobliskiej miejscowości, dodatkowa nota, auto po incydencie z żywym ogniem (nie mieli jeszcze info, że zmienił właściciela). Nie powiem, łezka na samą myśl się zakręciła ;) Szybki telefon na gardę i okazało się, że znaleziono go porzuconego w lesie, częściowo spalonego. Młodzi, go dojechali, a póżniej...nie jestem w stanie tego napisać.
Jeśli ktoś zmęczył ten tekst, to mam nadzieję, że się nie zawiódł. Pozdrawiam.
Komentarze (5)
najlepsze