Takich akcji jak w budowlance, to chyba nigdzie indziej zaznać nie idzie. Powiadają nawet, że kto w budowlance pracował, ten się potem w cyrku nie śmieje. I coś w tym chyba jest…
Raz majstry szpachlarze chciały ponabijać się z takiego jednego Sznytka i weszli mu na ambicję, że tyle lat w budowlance pracuje, a dalej tylko szlifować potrafi. Wtedy się Sznytek (vel Paca) uniósł ambicją i zaczął się drzeć, że on wszystko potrafi lepiej niż wszyscy inni. Krzyczał, że szlifować lubi, bo mu cekol pachnie. Majstry widząc jego przejęcie, jeszcze bardziej zaczeli go podpuszczać a Sznytek się wtedy tak nakręcił, że chodził takim szybkim nerwowym krokiem dookoła pomieszczenia w którym akurat był i odgrażał się że, jak chcą, to on im pokaże, jak się szpachluje. Deklarował też, że po jego szpachlowaniu, gładzie są tak równe, że szlifować ich nie trzeba. No i dodał jeszcze, że gdyby on był kierownikiem budowy, to już dawno byłoby wszystko skończone.
Że nie było już gotowych gładzi (tak, tych z serkami Holhand) to Sznytek mieszał gips w proszku z worka. Już samo to jak mieszał, to się majstry mało ze śmiechu nie poskręcali (bo Sznytek, choć miał w ekipie pozycję młodego, to tylko szlifował i nosił szajs. Poza tym, nie wolno mu było robić niczego innego przynajmniej kiedy pracował w ekipie, która już zdążyła poznać jego umiejętności, bo nikt nawet nie chciał cekolu który on namieszał) Typek nawet tego nie potrafił zrobić.
I wziął Sznytek do dziesięciolitrowego wiadra, w połowie zalanego wodą (dwa razy za dużo, ale majstry kazały się nie odzywać) nasypał cały worek cekolu (dwa razy za dużo, więc połowa poszła na podłogę)
KUFFA! – zaklął Sznytek (biedak nawet kurwy nie potrafił dobrze wypowiedzieć tą swoją bezzębną japą) i zapalił papierosa, zanim gołymi rękoma zaczął zbierać proszek, który rozsypał na podłogę wokół wiaderka. Potem włożył śmigło (czyli mieszałkę) do wiadra, a że majstry mu nastawiły na najwyższe obroty, to jak zakręciło mu tym wiadrem, to znów się połowa zawartości rozchlapała wokół Sznytka. I Sznytek to wszystko deptał i poroznosił po całym mieszkaniu. Stwierdził, że jak wyschnie, to na sucho wszystko mu będzie łatwiej zeskrobać (nieprawda, zostawały wtedy białe ślady, które ciężko było wyczyścić a bardzo czepiał się ich inspektor i trzeba je było szczotką druciana czyścić, a wujkowie za każdą plamę odliczali złotówkę od wypłaty)
Biedny Sznytek, jak zbierał wcześniej proszek z podłogi, to ten cekol, który już był w wodzie, zaczął wiązać i porobiły się grudy. Jak już Sznytek niby sobie przygotował ten cekol, to jak nakładał go na ściany, to cały czas wydłubywał te grudy. Szwagry ryczały ze śmiechu, a czerwony ze wstydu Sznytek szpachlował dalej. Poza tym, że był czerwony, to starał się zachowywać jak gdyby nigdy nic. Tylko rzucał cichymi kurwami jak ściągał grudki ze ściany. Po tych gródkach zostawały takie rysy na ścianach i on na te rysy nakładał kolejną warstwę gładzi, a że miała ona grudy, to Sznytek mógłby tak w nieskończoność szpachlować tę ścianę a i tak, nie zrobiłby więcej niż dwa metry kwadratowe. Łatając jedne rysy, powodował kolejne rysy. W końcu stwierdził, że zostawi te grudy i rysy, bo najpierw zrobi powierzchnię, a potem naniesie poprawki. Majstry ryczeli ze śmiechu, a Sznytek, tak się spocił i zrobił się dosłownie purpurowy, ale nie chciał dać za wygraną. Odpalał tylko peta za petem, zanim mu się one skończyły.
No i gorsza rzecz mu się zaczęła dziać. Jak wyjmował te grudy i w ogóle, jakoś tak przy okazji wszystkich ruchów jakie wykonywał, to coraz bardziej miał łapy uwalone cekolem aż po same łokcie. Nawet wyżej. I to mu pozasychało i jak sięgał szpachelką po gładź do wiaderka, to mu się ten zastygły cekol kruszył z rąk do wiadra i tworzyły się dodatkowe grudy. A dodatkowe grudy to jeszcze więcej rys XD
Już dawno miał wymieszane kolejne wiadro i tym razem już całkiem nieźle mu poszło. Nie żeby wyrobił materiał z poprzednich sześciu wiader cekolu, ale tak mu szło to szpachlowanie a raczej walka z grudami, to mu ta gładź zastygała i musiał ją wyrzucać i urabiać nową. Ale w końcu, któreś tam wiadro całkiem dobrze sobie umieszał jeśli chodzi o konsystencję, tylko nawalił tam zeschniętego gipsu z rąk, więc wiecie, dalej same rysy... Cały był w tym gipsie już. Wycierał te łapy o spodnie, bluzę, drapał się po ryju i cały już był oblepiony gipsem.
Pół dnia Sznytek zrobił dwie ściany w salonie, brzydko że nie wiem co, ale upierał się, że to dla tego, bo wyszedł trochę z wprawy. Twierdził, że nakładając cekol na ścianę, ręka mu się skręca jak do szlifowania bo mu się już taki odruch narobił. Po za tym, upierał się, że oczywiście właśnie w tym miejscu tynki były krzywe i on nie szpachluje a właściwie „wyprowadza” ściany.
Potem zaczął tak zasuwać, że nie nadążał z mieszaniem cekolu. Wyglądał już jak potwór. Prawie cały pokryty był skorupą gipsu i teraz się takie duże płaty z niego kruszyły na podłogę i do wiadra z cekolem. Znów wyjmował te grudy łapami i znów kruszył do wiadra to co mu na tych łapach wcześniej zaschło. Biedak nawet nie wiedział czemu się tak wszyscy z niego śmieją.
Jak już Sznytek, przestał całkowicie przypominać człowieka, ewentualnie gościa który po wypadku został cały włożony w gips, to doszedł do wniosku, że ten cały cekol jest przeterminowany i dla tego nie da się nim szpachlować. Wtedy bardzo rozgniewany rzucił tym całym wiadrem o ścianę i krzyknął:
SZITROKA!!! DAJCIE MI SZITROKA, TO WAM POKAZI JAK SIĘ SZPACHLUJE, DAJCIE SZITROKA BO TO GÓWNO CO MI DALIŚTA, TO NIE JEST DLA LUDZI!
Szitrok, to jeden z legendarnych cekolów. Nikt z brygady nim nie robił, ale każdy o nim słyszał. Szitrok, to była zmora wujków wykończeniówki, bo jak tylko opierdalali jakiegoś szwagra za bylejakość gładzi, to te szwagry awanturowały się, że to dla tego, że szef żałuje na szitroka i kupuje najtańsze cekole. Ale tak naprawdę, kto by kupił szwagrom szitroka który był z pięć razy droższy niż najtańszy cekol?
W każdym razie jak Sznytek zaczął krzyczeć, o tym szitroku, to szwagry wpadły w taką bekę, i stwierdzili, że Sznytkowi, to by nawet szitrok nie pomógł bo on po prostu nie umie szpachlować.
TO WAM KUFFA POKAZI, ŻE UMI!
Znów uniósł się Sznytek honorem i poszukał sobie nowego wiaderka, bo tamto się połamało. Biedaczysko wziął wiadro od kafelkarzy, takie całe ubrudzone klejem do płytek, ale co tam, Sznytek w końcu „UMI” Potem z petem w gębie narobił gipsu i cekolował dalej. Był już taki zły, że prawie co każdy ruch, rzucał na cały głos kurwami. No i majstry się z budowy zbiegły żeby zobaczyć co się u nas dzieje. Wszyscy lali ze Sznytka, ale ten zawzięcie szpachlował dalej. Z każdym ruchem coś się z niego kruszyło, coś mu kapało na podłogę. Ta podłoga pod nim wyglądała jak pod ptasim gniazdem. Wszędzie było pełno kleksów (było ich tak dużo, że gdyby chcieć mu za każdy odliczyć pięć złotych od wypłaty, to Sznytek musiałby chyba pół roku jeszcze odpracować) Sznytek wpadł w taki amok szpachlowania, normalnie cekolszał. Jechał i ściany i sufit. Klął na cały głos wzdychając co jakiś czas.
KUFFA, SZNYTEK NIE UMI CEKOLOWAĆ, SZNYTEK NIE UMI CEKOLOWAĆ?
I mieszał kolejne wiaderko i kolejne i jechał kolejne metry. Skończył pokój i wyszedł na salon, i dobrze, bo jak patrzyliśmy przez drzwi do tego pokoju, to już było tyle osób, że nie każdy dobrze widział, bo ciężko było się dopchać do wejścia do pokoju.
SZNYTEK, KUFFA WSZYSTKO UMI, SZNYTEK MÓGŁBY BYĆ TU KIEOFNIKIEM, TYLE UMI!
A majstry teraz, miały dobry widok, bo w salonie było tyle miejsca. Ale do czasu, bo ciągle ktoś kogoś ściągał do tego mieszkania aby zobaczył co też za akcja dzieje się na budowie.
Zaczęliśmy z Lejsem żałować, że nie pomyśleliśmy żeby jakieś bilety w postaci petów ściągać za możliwość oglądania Sznytka w ataku cekolowego szału.
Przyszedł jeden majster, co powiedział że Sznytka już widział, bo z nim w Niemczech robił i powiedział, że Sznytek się czasem odpala i robi mu się coś takiego. Powiedział też, że teraz już nic go nie powstrzyma i będzie tak zapierdalał aż padnie. Jak koń! – dodał majster.
Ale Sznytkowi zaczął kończyć się materiał i wiadra, bo co jakiś czas rzucił jakimś w ścianę albo w publiczność. Ale beka była z niego taka, że majstry z innych ekip, przynosiły mu różne cekole i gipsy, aby tylko szpachlował dalej.
MASZ SZITROKA, JEDZIESZ SZITROKA – podpuszczały go majstry, przynosząc mu te różne proszki i masy.
SZNYTEK NIE UMI? SZNYTEK NIE UMI?
SZNYTEK WSZYSTKO KUFFA UMI!
Sznytek miał skądś (bo przecież nie od naszego wujka) taki gratisowy kombinezon. I te kombinezony miały coś takiego, że szwy im pękały na jajach. I oczywiście Sznytkowi w pewnym momencie poszedł szew i cała kiełbasa mu wyszła z tego kombinezonu. Nie minęło dwadzieścia minut i nawet ona była cała w gipsowej skorupie.
Majstry zrobiły mu też taki kawał, że przynieśli mu worek gipsu budowlanego, a to jest taki szajs do szybkiego łatania dużych dziur, bo schnie w kilka minut i robi się twardy. Dla tego rozrabia się go w bardzo małych porcjach. No a Sznytek oczywiście urobił sobie trzy czwarte wiadra i po chwili miał już kamień w tym wiadrze. Dobrze, że tym razem rzucił w ścianę tym wiadrem, bo mógłby komuś złamać nogę.
I wtedy jeden majster, który właśnie wszedł do pomieszczenia, zdradził nam czemu nadano kiedyś Sznytkowi ksywę Paca:
JAK MYŚMY GO PODPUŚCILI W NIEMCZECH, ŻE TAM W MARKACH PŁACĄ TYLKO JAK KTOŚ SZLIFUJE NA DWIE RĘCE I NASTRASZYLIŚMY GO, ŻE JEŚLI NIE BĘDZIE TAK ROBIŁ TO MU WYPŁACĄ W ZŁOTÓWKACH I JESZCZE UTNĄ MU POŁOWĘ GODZIN, TO SIĘ SZNYTEK ODPALIŁ TAK JAK TERAZ I TAK SZOROWAŁ ŚCIANY, ŻE DOTARŁ SIĘ DO TYNKU I NAWET TEN TYNK STARŁ AŻ DO PRZEWODÓW ELEKTRYCZNYCH, Z KTÓRYCH ZDARŁ IZOLACJĘ!!!
Opowiadał majster który był ze Sznytkiem w Hamburgu. Ponoć Niemcy nie mogli uwierzyć w to co widzą, a skończyło się tak, że go musiała niemiecka policja wyprowadzić z budowy, bo nie chciał szlifierek oddać a doszorował się już do gołego muru.
Teraz sznytek zaciągał ściany klejem do płytek. Wcześniej fugą, a jeszcze wcześniej masą do elewacji. Majstry przynosili dosłownie wszystko aby mieć tylko większą bekę. Gdyby ktoś podał Sznytkowi gówno, to i gównem by zapewne te ściany szpachlował.
NIEŹLE SIĘ CHŁOP ODPALIŁ.
CO ON BRAŁ, JA TEŻ CHCE!
Majstry komentowały i już chyba z pół budowy się przewinęło. W końcu sprawą zainteresował się kierownik budowy. Jak zobaczył, że ciągle całe brygady wchodzą i wychodzą do naszego bloku, to przyleciał z tą młodą majster budowy.
Chcieli Sznytka powstrzymać, ale Sznytek nie reagował. Jak odłączyli mu prąd od mieszałki, to mieszał ręcznie, oczywiście ręcznie mieszał tą wyłączoną mieszałką. Nie reagował nawet jak mu kazali fujarę do gaci schować bo pani majster patrzy. Z resztą, ona i tak mogła się już nie domyśleć, że to była fujara, bo wystawał mu z gaci tylko taki gipsowy róg, i równie dobrze, mogło by to być cokolwiek innego oblepionego gipsem.
Trząsł tą wyłączoną mieszałką na boki i co chwilę uderzał ręką w miejscu silnika, żeby zaskoczyła. Ale wiadomo, nic to nie dało, ani takie mieszanie, ani klepanie w mieszałkę. Kierownik darł się, że ma wypierdalać z budowy bo niszczy ściany mieszkania. Kazał majstrom złapać Sznytka, bo sam go chyba nie chciał dotknąć, ale inni też nie chcieli, bo sznytek był cały oblepiony cekolem, tynkiem, klejem do płytek, fugą i chyba gównem. Tak, gównem, bo zdaje się że ktoś w końcu wpadł na ten debilny pomysł i mu przyniósł (MASZ TU HEHE GOTOWEGO SZITROKA) Kierownik darł się tak, że zrobił się cały czerwony, i powiedział że idzie po ochronę. Wypierdolił nas wszystkich z mieszkania i powiedział, że kto zaraz nie wróci na swoje miejsce, ten dostanie mandat za ten burdel co Sznytek narobił.
Trochę, było szkoda widowiska, ale lepiej było nie złapać mandatu, bo mogło by się to skończyć obcięciem wszystkich godzin z całego tygodnia a może i nawet z miesiąca.
Potem, przyjechał taki specjalny patrol z firmy ochroniarskiej co zatrudniała ciecia na budowę. Goście nieźle wyglądali ale ledwo poradzili sobie z jednym chudym Sznytkiem. W końcu wykręcili mu łapy i wywalili poza teren budowy. Dostał tam też bułę na mordę od tych ochroniarzy i dopiero wtedy zszedł z niego ten szał. Prawdopodobnie wybili mu kolejnego zęba, bo zalał się krwią i dopiero wtedy sobie poszedł. Ci ubrani na czarno ochroniarze, byli nieźle wkurwieni, bo teraz wyglądali jak pandy. Cali byli w białych plamach, tak ich Sznytek pobrudził. No i to gówno… No wiecie, był tam wtedy taki jeden Mareczek, co się potem przez całe lata chwalił jak to on jednemu typowi przyniósł zaprawę z własnej dupy a ten nią ścianę szpachlował – „szitrok z rowa mum doł”
A w miejscu, gdzie przewrócił się Sznytek kiedy dostał po ryju, wyglądało jakby ktoś wysypał resztki po kartongipsach, albo jakby się dinozaur wykluł z ogromnego jaja, bo tyle się z niego posypało okruchów tego cekolu.
Cała inba skończyła się tym, że wujek co nas wtedy zatrudniał, dostał niezłą karę za tą całą akcję, a myśmy z Lejsem musieli skuwać ze ścian to wszystko co na nie Sznytek nałożył. Wujkowi udało się nie wylecieć z budowy bo nieźle komuś posmarował i dano mu jeszcze warunek, że będzie z nami całymi dniami i będzie nas pilnował. No i to był strasznie nudny czas i trzeba było cały czas zasuwać, bo wujek chodził tylko od jednego do drugiego i klął pod nosem, że mu firma padnie, bo nie dość, że dostał karę, to jeszcze nie wie czy mu zapłacą.
W piątek przyszedł Sznytek po wypłatę i białe buty na dyskotekę, ale wujek kazał mu się pocałować w dupę i wziął pierwsze lepsze białe buty i pociął je nożem do tapet. Okazało się, że były to buty jednego szwagra, takiego Patryka, który tak się wkurwił, że zażądał swojej wypłaty i powiedział, że rzuca pracę. Nastraszył wujka, że jak mu kasy nie da, to przyjdzie tu i zedrze gładzie ze ściany, a wujek nastraszył go domiarem ze skarbówki za nielegalne dochody i powiedział, że nic mu nie zapłaci.
A my staliśmy i czekaliśmy na swoje wypłaty, bo to był koniec miesiąca i w ten piątek młodzi też dostawali swoje pieniądze.
Patryk rzucił się na wujka, ale wujek był od niego większy, a do tego jak Patryk chciał uderzyć wujka w ryj, to się wujek odsunął i Patryk z całej siły uderzył pięścią w ścianę i chyba połamał se palce. W każdym razie poszedł sobie, prawie płacząc i klnąc z bólu, a wujek wtedy przyjął taką bojową bokserską pozę i kręcił przed swoją twarzą zaciśniętymi piąstkami krzycząc: NO CHODŹ, NO CHODŻ CWANIACZKU, CHODŹ.
Buty sznytka i tak zostały pocięte przez wujka, a sznytek został oficjalnie wywalony z pracy. Płakał jak dziecko i całował wujka po jego butach, żeby mu chociaż dał pięćdychacza, bo umrze z głodu do niedzieli.
Wujek dał mu dziesięć złotych i kazał wypierdalać. Sznytek wytargował jeszcze pięć złotych i w końcu sobie poszedł. A my wszyscy dostaliśmy tylko pół wypłaty i wujek powiedział, że resztę wypłaci nam na koniec budowy jak dostanie pieniądze. Powiedział, że przez to wszystko, jemu też powiedzieli w biurze budowy, że zapłacą mu za poprzednie etapy dopiero jak skończy to piętro i nie będzie żadnych problemów.
A na koniec powiedział nam, że ćwiczył kung fu i dla tego Patryk nie trafił go w ryj. Powiedział też, że jest niepokonany bo w młodości miał czarny pas i że właściwie to chciałby żeby się ktoś jeszcze na niego rzucił i tylko na to czeka bo dawno nie walczył bo nie ma z kim.
BO JA TO ZAWSZE TAKI NINDŻA BYŁEM! – powiedział i znów zaczął wirować piąstkami przed swoją mordą.
A my z majstrami zawinęliśmy się tak szybko jak się dało, bo był piątek po wypłacie i trzeba było iść na dyskotekę.
I wiedzieliśmy z Lejsem, że na miejsce Sznytka, Patryka i Octu, którzy ostatnio wylecieli z roboty, wujek będzie musiał znaleźć nowych pracowników. Ale przeliczyliśmy się, bo jak wujek był z nami do końca budowy, to okazało się, że skończyliśmy przed terminem i (licząc majstrów co w między czasie dodatkowo wyjebał), wyszło na to, że skończyliśmy w składzie o połowę mniejszym niż zaczynaliśmy.
Normalnie kurwa, budowlany cud!
Komentarze (65)
najlepsze
Akurat cekol jest dobry bo jest twardy. Odporny na uszkodzenia. A 'majstry' go nie lubią bo ciężko się szlifuje. A jak robisz dla siebie to doceniasz.
Super jest cekol gs250 - #!$%@? tym całą chałupę, można ściągać na mokro bez szlifowania, dużo tańszy od klasycznego c45
Ciekawostka jest to, że cekol c 45 to jedyna zaprawa w 40 kg workach. Kiedyś cement był