Jak Czerwone Diabły dokuczały Cristiano Ronaldo..
Wyobraźcie sobie, że jesteście w szkole. Wasza klasa to całkiem zgrana ekipa, wszyscy doskonale wiedzą, gdzie jest ich miejsce. Choć macie kilku nieformalnych liderów, nikt się nie wychyla i nie unosi nad innymi. Próby nieuzasadnionego wysunięcia się przed szereg są brutalnie sprowadzane na ziemie. Panuje symbioza. I nagle dołącza do was nowy uczeń. Nosi ekstrawaganckie, drogie ciuchy, a jego ułożona fryzura z dwoma jasnymi pasemkami zdecydowanie różni się od tych tradycyjnych, które ma reszta kolegów. Po klasie chodzi pewny siebie i bez cienia strachu. Patrzy wszystkim głęboko w oczy. Bije od niego zdecydowanie. Żeby tego było mało, nauczycielka daje mu najlepsze miejsce w klasie. Widzicie to? Tak właśnie było w Manchesterze United, kiedy dołączył do nich Cristiano Ronaldo.
Cristiano Ronaldo miał 18 lat, kiedy Alex Ferguson sprowadził go do Czerwonych Diabłów. Cała drużyna poznała go wcześniej, kiedy mierzyli się w towarzyskim spotkaniu ze Sportingiem Lizbona, ówczesnym klubem Portugalczyka. Wtedy jego grą zachwyceni byli nawet piłkarze Czerwonych Diabłów. Ci sami, którzy później dali mu popalić na treningach czy w szatni.
Szatniane żarciki
Kiedy czytamy autobiografie piłkarzy Manchesteru United, wszyscy o CR7 wypowiadają się z szacunkiem. Doceniają jego pracę i osiągnięcia, twierdzą, że mają do niego mnóstwo sympatii. Nie wszyscy chwalą się jednak tym, że nie ułatwiali mu przystosowania się do gry w angielskim klimacie.
„Chodził z klatą wypchnięta do przodu. Był niesamowicie pewny siebie. Zawsze patrzył rozmówcy prosto w oczy”, wspominał Phil Neville. Przez tamtą szatnię przewinęło się wielu młodzieńców, którzy nawet nie śmieli spojrzeć na Roya Keane’a, Gary’ego Neville’a czy Ryana Giggsa – czytamy w „Cristiano Ronaldo. Biografia”. - „Ubierał się tak, jak gdyby za dziesięć minut miał spotkanie z premierem albo miał poznać swoją przyszłą żonę” (…)“Wszystko miał jak najbardziej dopasowane. Armani i inne takie. W życiu nie widziałem tak obcisłych dżinsów. To była pewnie jakaś portugalska moda. Ach ten jego styl! Pytaliśmy go wtedy: »Zostało ci coś miejsca tam na dole?«”, opowiada Fortune.
Oczywiście, za takie zachowanie Cristiano musiał zapłacić odpowiednią cenę. Żarty na jego temat były chlebem powszednim w szatni Czerwonych Diabłów. Sypały się strumieniami. Śmiano się z jego wyglądu, stroju, butów, czy nawet skóry, bardzo przez niego pielęgnowanej. Blond pasemka Ronaldo, które w szatni miały swój oddzielny archipelag dowcipów, zniknęły z jego fryzury już po dwóch tygodniach.
Gra w Anglii
Szatnia szatnią, ale przejdźmy do tego, co najważniejsze – czyli do piłki nożnej. Alex Ferguson widział ogromny talent Portugalczyka, który w połączeniu z jego osobowością, dawał mieszankę wybuchową. Trener postanowił dodać do tej mieszanki coś od siebie. Sam przydzielił Cristiano koszulkę z numerem 7. Sytuację tę opisał Guillem Balagué w biografii Ronaldo: - Koszulkę z legendarnym numerem 7 nosili wcześniej George Best, Steve Coppell, Bryan Robson, Eric Cantona i David Beckham. Aura wokół tego numeru była autorskim pomysłem Fergusona. Chciał w ten sposób budować legendę klubu oraz zwiększyć ciężar oczekiwań wobec piłkarzy grających z tym numerem. Teraz nadeszła kolej Ronaldo.
Cristiano zagrał świetny pierwszy meczy (debiut w ligowym pojedynku przeciwko Boltonowi), ale dalej było już tylko gorzej.
Portugalczyk nie był przystosowany do występów w angielskiej lidze. Nie radził sobie z brutalnymi faulami. Ponadto często chciał się popisać. Dryblował, kiedy sytuacja wcale nie była ku temu korzystna. Chciał pokazać innym, co umie, ale zazwyczaj kończyło się to bólem i ostrymi bluzgami ze strony kolegów z drużyny. - Pewnego razu Scholesy niezwykle brutalnie go ściął. Na drugi dzień to samo zrobił Keane. W ten sposób uczyli go, że powinien uważnie dobierać pojedynki jeden na jednego i zastanowić się, czy zawsze jest właściwy moment na drybling. Przede wszystkim jednak usiłowali ukrócić jego arogancką postawę – czytamy w książce. - „Raz prowadziliśmy 4:0. Pamiętam, że goniłem go po Old Trafford i darłem się na niego: »Tak się nie robi«. Z pewnością to pamięta. Próbował przerzucić piłkę nad bramkarzem czy tam jakiejś innej sztuczki, zamiast po prostu uderzyć w róg bramki. Byłoby 5:0”, opowiada Gary Neville.
Ronaldo lubił popisywać się nowymi sztuczkami. Uczył się trików w samotności, a kiedy stwierdził, że umie je wystarczająco, chwalił się nimi przed kolegami. Chciał być podziwiany. „- Na początku mówił »Przejdę cię«, co w jego ustach miało prawdopodobnie oznaczać »Jestem najlepszy« – wspomniał Quinton Fortune. – Mówił to z tą samą miną, którą robi, gdy strzeli bramkę, a potem pokazuje na siebie palcem, jak gdyby chciał podkreślić: »Nazywam się Ronaldo«. To była ta sama mina” – czytamy w biografii CR7. Nic więc dziwnego, że kiedy Ronaldo nie zagrał najlepszego meczu, nie miał też łatwego życia w szatni. Padały m.in. takie stwierdzenia: - „Ronnie, słyszeliśmy, że tylko wygrzewasz tę koszulkę dla Davida Beckhama. Na razie możesz korzystać z jego szafki, ale kiedy już wróci, nie będzie zadowolony”.
CR7 zmienia mentalność
Portugalczyk nie był najłatwiejszą osobą do współpracy, ale też nigdy się nie poddawał. Ronaldo trenował więcej niż wszyscy. Już na początku kariery w Manchesterze, podszedł do trenera od przygotowania siłowego i powiedział: Chcę zostać najlepszym piłkarzem na świecie i tym mi w tym pomożesz – pisze Guillem Balagué. Od tamtej pory indywidualnie z nim współpracował, wydłużając swój codzienny trening o kilka godzin.
„Po treningu odciągał mnie na stronę, bo chciał poćwiczyć wolne – opowiadał Edwin van der Sar. – »Nie, weź Tomasza [Kuszczaka] albo kogoś innego«, a wtedy on mówił: »Nie, biorę ciebie. Chcę strzelać gole najlepszemu«. »Ale Ronnie, ty mi nigdy nic nie możesz strzelić!« »Poczekaj, tym razem strzelę, zobaczysz!«” – przywołuje Balagué. Zawsze chciał doprowadzić do tego, by być lepszy niż inni.
Cristiano stawiał na technikę. Manchester stawiał na siłę. „W klubie wyznaje się filozofię klasy robotniczej, bo taki charakter ma to miasto – stwierdził Mike Phelan, asystent Fergusona. – Wychodzisz na boisko i ruszasz na rywala. Technika? Czemu nie, ale najważniejsza jest chamska siła fizyczna” – czytamy w biografii CR7. Cristiano swoją niezłomnością pokazywał kolegom, że technika także ma znaczenie. Całą demonstrację tego przekonania odbywał podczas gry w dziada. Ronaldo nie ćwiczył podań, wolał pracować nad techniką – twierdzi Guillem Balagué. - Przekładał stopę nad piłką, markował podanie w jedną stronę i kopał w drugą, przekładał sobie piłkę między nogami, zagrywał ją piętą. Irytował tym Brytyjczyków. (…) Potem jednak pewnego dnia Ryan Giggs spróbował podać piętą, kiedy indziej Choles przełożył stopę nad piłką. Nawet Gary Neville zaczął próbować nowych sztuczek, ale oczywiście bez przesady. Sztuczki z piłką stopniowo nabierały znaczenia na treningach i stawały się ich rutynowym elementem.
Szacunek przychodzi z czasem
Cristiano nie miał łatwych początków w Anglii. Pomogła mu jego wiara w siebie i przekonanie o własnej wyjątkowości. Cechy, które wielu ludzi uznaje za szkodliwe, w jego przypadku pozwoliły mu przetrwać. „Dzisiaj rozumiem, że tworzyliśmy wyjątkowo mało wyrozumiałą szatnię. Trzeba było być naprawdę twardym, by z nami wytrzymać – przyznał Gary Neville. – Naprawdę uważam, że częściowo to my go ukształtowaliśmy” – czytamy w biografii CR7. Niezłomność Portugalczyka, a także ogromna praca, którą włożył, by doskonalić swoje umiejętności, przyniosły mu szacunek i uznanie. Razem z Cristiano Czerwone Diabły stworzyły nowy, zgrany zespół, choć nieco inny niż dotychczas.
Komentarze (10)
najlepsze