Medyczna marihuana w Polsce: nie
CZY, lecz
KIEDY
Od kilkunastu lat nauka bada zupełnie nowe rejony ludzkiego organizmu. W 1990 roku odkryto w naszym mózgu receptory CB1 – struktury reagujące na substancje zawarte w marihuanie. Wkrótce miało się okazać, że są one częścią nieznanego dotąd układu, który nazwano układem endokannabinoidowym.
To fascynująca wiedza. Pozwala lepiej zrozumieć, jak działają neuroprzekaźniki, tłumaczy też, dlaczego kannabinoidy (substancje zawarte w marihuanie, ale też produkowane przez nasze organizmy) są neuroprzekaźnikami szczególnymi. Dzięki niej nauka wyjaśniła, dlaczego marihuana pomaga osobom odczuwającym przewlekły ból, cierpiącym na choroby neurodegeneracyjne (takie jak np. Alzheimer, Parkinson czy stwardnienie rozsiane), dotkniętym padaczką, cierpiącym na nudności.
Ale na tym rozwój nowej wiedzy się nie skończył. Inne receptory, nazwane CB2, odkryto w naszym układzie odpornościowym. To pozwoliło zacząć tłumaczyć inne efekty powodowane przez zawarte w marihuanie kannabinoidy, jak na przykład niszczenie komórek rakowych, redukcja stanów zapalnych czy ograniczanie skutków chorób z autoagresji, takich jak zwyrodnieniowe zapalenia stawów czy choroba Leśniowskiego-Crohna.
Polska od medycznej marihuany nie ucieknie. Sprawy na świecie zaszły za daleko, żeby tendencja mogła się odwrócić. To już nie jest kaprys byłych hipisów w jednym amerykańskim stanie. To jest 21 stanów, a oprócz nich pewna liczba krajów, wśród których są tak nieskore do pochopnych decyzji jak Kanada, Holandia, Niemcy czy Izrael. Krajów tych wciąż przybywa, bo ludzie coraz bardziej przekonują się, że marihuana rzeczywiście ma wiele unikalnych własności leczniczych, niedostępnych (na razie ?) dla leków farmaceutycznych. A jednocześnie widzą oni, że nie sprawdzają się przepowiednie przeciwników marihuany dotyczące wybuchu narkomanii, rozkwitu przestępczości, wzrostu liczby wypadków na drogach i temu podobnych nieszczęść, jakie nieuchronnie miały towarzyszyć liberalizacji prawa w odniesieniu do marihuany. Ten nurt będzie coraz silniejszy. Nie wiem, co się stanie, gdy wreszcie dotrze do Polski. Może popłyniemy razem z nim i szybko zatwierdzimy medyczne używanie marihuany, ale może też być tak, że nie, że na jakiś czas staniemy się samotną wyspą, jednym z niewielu krajów broniących się przed – jak uważają niektórzy – patologią.
Pytanie: kiedy pojawi się u nas temat medycznej marihuany? Uważam, że to zależy tylko od nas. Polityk sam z siebie nie zrobi nic, nawet nie kiwnie palcem. Polityk zrobi cokolwiek dopiero wtedy, gdy poczuje presję społeczeństwa. Dokładnie tak było w USA, gdzie w większości przypadków nowe stanowe prawa zostały wprowadzone decyzją obywateli, po powszechnych referendach. W Polsce decyzja nie zapadnie w Sejmie, zapadnie w głowach Polaków. Decydujące głosowanie nie będzie miało miejsca na Wiejskiej, decydujące głosowanie odbędzie się w trakcie badania opinii publicznej. Słupki sondaży pokażą politykom, jak mają głosować.
Jak więc napisałem, sprawa pojawi się u nas prędzej czy później. Tyle tylko, że każde "później" oznacza niepotrzebne przedłużanie cierpienia tych, którzy już dawno powinni mieć dostęp do lekarstwa, w wielu przypadkach dla nich najlepszego, czasami jedynego.
Jak wynika
z sondaży, postrzeganie marihuany przez Polaków coraz bardziej się zmienia. Dla medycznej marihuany to dobra wiadomość.
Bogdan Jot
autor bloga
MarihuanaLeczy.pl
Komentarze (1)
najlepsze