Drodzy obserwatorzy tagu #orzelimenora – stało się. Wczoraj wieczorem przez ponad godzinę rozmawiałem z Markiem :-)

Kim byli

Marian i Zosia, gdy rozpoczęła się wojna mieli po kilka lat (7-8). Ich ojciec miał wielkie gospodarstwo, a nie młyn tak jak mówiła urzędniczka. W tym gospodarstwie zatrudniał kilkanaście osób. Pełnił również funkcję kogoś w rodzaju Naczelnika Gminy Żydowskiej, która w tamtym czasie liczyła między 450 a 500 osób co stanowiło 8-11% ludności miasteczka.
@Laliqu: strasznie fajne historia i uczucie dumy ze miałeś tak super dziadka. miło się robi ze byli ludzie którzy mogli poświęcić własne życie dla innych
  • Odpowiedz
Witajcie. Mam nadzieję, że to już ostatni mój wpis przed opisem całej historii. Po wczorajszej mojej wiadomości dzisiaj zadzwonił do mnie Mark ;-) Rozmawialiśmy ok. 20 minut i umówiliśmy się na kolejne rozmowy w najbliższych dniach.
Człowiek niesamowicie sympatyczny, mówiący świetnie po polsku. Od razu między nami pojawiła się pewna nić porozumienia. Aż szkoda było się rozłączać co dobrze wróży na przyszłość.

Mała ciekawostka. Mój wujek, który opiekował się starym drewnianym domem
Laliqu - Witajcie. Mam nadzieję, że to już ostatni mój wpis przed opisem całej histor...

źródło: comment_fZp2EpdpGRBAnWoCwjNP6sGMm134ywCb.jpg

Pobierz
@Laliqu: Komentarz do tego zdjecia

"What an amazing day. We started in (miasto), Poland and had the honor of meeting this man. He is the grandson of (mój pradziadek), the man and family that saved my father and his sister and mother during the Holocaust. What an emotional meeting. After the war, my grandmother gave the family a house on her land as well as a parcel of property that went
  • Odpowiedz
Sprawa wygląda następująco. Oczywiście nadal nie otrzymałem kontaktu od urzędniczki, ale poradziłem sobie sam. Po nitce do kłębka. Szybko poszło. Znalazłem całą rodzinę na FB łącznie z człowiekiem, którego szukam ;-) Od niedzielnego wieczora koresponduję z jedną z jego córek ponieważ on nie korzysta z FB pomimo, że ma na nim profil. Wysłałem zdjęcia i dostałem adres email do kontaktu. Byli zachwyceni starymi zdjęciami. Teraz majstruję krótką i konkretną wiadomość i wysyłam.
Dobra mirki, jest grubo. Właśnie przeszukuje internet i okazuje się, że pradziadek nie wydostał ich z obozu w Jaworznie, ale z obozu w Pustkowie w którym było krematorium https://pl.wikipedia.org/wiki/Pustk%C3%B3w_(ob%C3%B3z)
Skąd to wiem? Mój pradziadek jest wspomniany przy okazji innej historii. Nie ma miejsca na pomyłkę ponieważ mój pradziadek miał bardzo charakterystyczne nazwisko. Robi coraz bardziej interesująco ;-)

I oczywiście urzędniczka kolejny raz przekręciła

#orzelimenora
Witajcie po dłuższej nieobecności. Na tę chwilę mam zdjęcia. Pani z Urzędu Miasta oczywiście nie przysłała mi kontaktu. Wczoraj do niej zadzwoniłem delikatnie się przypominając. Obiecała, że wyśle w poniedziałek. Druga sprawa to taka, że tak jak myślałem urzędniczka pomyliła się w nazwisku ponieważ zapisała je tak jak słyszała. Pytałem ją czy ten zapis jest prawidłowy, oczywiście kobieta dałaby sobie rękę odciąć, że tak ;-) Ale nie specjalnie jej ufałem.

Zrobiłem małe
  • Odpowiedz
Hej mirasy. Sprawa jest rozwojowa. Obdzwoniłem trochę rodziny i okazało się, że siostra mojej babci pamięta historie uratowania tego rodzeństwa. Część młodszego pokolenia rodziny tylko słyszała z opowiadań. Marian i Zosia - bo takie mieli imiona - przyjeżdżali od czasu do czasu do mojej świętej pamięci babci i dziadka. Babka cioteczna w skrócie mi opowiedziała, że pradziadkowie rzeczywiście uratowali dwójkę dzieci ryzykując życiem własnej rodziny. W podzięce otrzymali kawałek ziemi. Zosia mieszka/ła
  • Odpowiedz