Wplątałem się trochę w lekko patologiczną relację z kolegą i trochę mi to ciąży na psychicę, dlatego chciałem tutaj o tym napisać, bo być może to ja się zbytnio nakręcam.
Mam znajomego, którego znam praktycznie od dzieciństwa. To osoba, która mi raczej nigdy nie odmówiła pomocy, co jakiś czas się spotykamy, jakieś pójście do restauracji, bilard, knajpa itp. Zwykła kumpelska znajomość. Mnie to pasuje, bo to zawsze jakaś odskocznia od szarego życia, tym bardziej, że nie mam dużego grona znajomych, pracuje z domu itd.
Kolega ma żonę, dzieci i ją zdradza. Z jego żoną kontakt mam raczej od święta, chwile pogadamy i to tyle. Nic do niej nie mam, jest w porządku. W sumie nic mi do ich relacji, nie jestem od tego, żeby analizować ich małżeństwo czy kogoś umoralniać. Jednak problem jest taki, że kolega często mnie prosi, żeby go podrzucić do roksy (nie ma prawa jazdy), a ja jakoś nigdy nie miałem jaj, zeby stanowczo odmówić. Co najwyżej sugerowałem, że to nie ma sensu i że ma rodzinę itd. Nigdy nie jest tak, że jestem jego taksówkarzem i jadę specjalnie, zawsze to jakoś wychodzi tak, że jestesmy na mieście i on sobie coś organizuję i wtedy chce, żebym go podrzucił. Trochę jestem więc w to wmieszany. Z drugiej strony nie jest tak, że to dzieje się wyłącznie dzięki mnie, bo wiem, że też chodzi sam. Jednak te wyjścia ze mną są mu na rękę, bo zawsze ma alibi i łatwiej mu to wszystko organizowac.
Jedna
Mam znajomego, którego znam praktycznie od dzieciństwa. To osoba, która mi raczej nigdy nie odmówiła pomocy, co jakiś czas się spotykamy, jakieś pójście do restauracji, bilard, knajpa itp. Zwykła kumpelska znajomość. Mnie to pasuje, bo to zawsze jakaś odskocznia od szarego życia, tym bardziej, że nie mam dużego grona znajomych, pracuje z domu itd.
Kolega ma żonę, dzieci i ją zdradza. Z jego żoną kontakt mam raczej od święta, chwile pogadamy i to tyle. Nic do niej nie mam, jest w porządku. W sumie nic mi do ich relacji, nie jestem od tego, żeby analizować ich małżeństwo czy kogoś umoralniać. Jednak problem jest taki, że kolega często mnie prosi, żeby go podrzucić do roksy (nie ma prawa jazdy), a ja jakoś nigdy nie miałem jaj, zeby stanowczo odmówić. Co najwyżej sugerowałem, że to nie ma sensu i że ma rodzinę itd. Nigdy nie jest tak, że jestem jego taksówkarzem i jadę specjalnie, zawsze to jakoś wychodzi tak, że jestesmy na mieście i on sobie coś organizuję i wtedy chce, żebym go podrzucił. Trochę jestem więc w to wmieszany. Z drugiej strony nie jest tak, że to dzieje się wyłącznie dzięki mnie, bo wiem, że też chodzi sam. Jednak te wyjścia ze mną są mu na rękę, bo zawsze ma alibi i łatwiej mu to wszystko organizowac.
Jedna
źródło: temp_file8167615528301165857
Pobierz